[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znów poczuł, że ma ochotę się bić.Cały wysiłek, jaki włożył w naukę samokontroli, przestał nagle być ważny.Chłopak cofnął się instynktownie.Skulił się i zmrużył oczy.Nad ich głowami krzyczały ptaki, które założyły sobie gniazda między belkami stropu.- Nie rozumiem, co pan insynuuje - powiedział w końcu.Felix gwałtownie upuścił szyld, ocierając sobie przy tym dłoń.Łoskot blachy uderzającej o podłogę niósł się echem po pustej sali.- Jestem Felix Seligsohn.Spadkobierca rodziny Lindnerów, legalnych właścicieli tego gmachu.Chłopak zbladł i przygryzł wargę.W jego oczach pojawił się pełen irytacji błysk.- I co z tego? Nigdzie nie jest powiedziane, że trzeba będzie oddać panu mienie.Felix miał złe przeczucia.Zaskoczyła go pewność siebie, z jaką odzywał się ten chłopak.To pewnie jeden z tych małych nazistów tęskniących za pięknym czasem brunatnych koszul i krótkich spodni, parad z pochodniami i okrzyków na cześć czystych rasowo Niemiec.Jeden z tych, którzy znieważali go w szkole, rzucali kamieniami i nazywali brudnymżydkiem.Ci, którzy narodowy socjalizm wyssali z mlekiem matki, nie mieli zamiaru się zmieniać.Chwasty bywają niezniszczalne.- W przeciwieństwie do tego, co działo się za czasów Adolfa Hitlera -warknął z pogardą - tej zarazy, którą tacy jak ty nazwali fuhrerem, tym razem o wszystkim zdecydują sądy.Wygram, mogę cię zapewnić.I nie przeszkodzi mi w tym jakiś obmierzły ukryty w Bawarii nazista!Axel wpatrywał się w Feliksa Seligsohna, jakby ujrzał ducha.Wuj często mu o nim opowiadał.Wiedział, że wrócił do Berlina.Dziwne, że dotąd nigdy nie spotkali się u Maksa.Seligsohn był młodszy, niż mu się w pierwszej chwili wydawało.Choć jego dwurzędowy garnitur pokrywał kurz, był elegancki jak dorosły mężczyzna.Poruszał się z pewną dumą, która mogłaby uchodzić za wyniosłość.To był jakiś absurd.Axel miał ochotę dać mu w mordę, ale jednocześnie zdołałzachować zdrowy dystans i dostrzec ironię całego zdarzenia: spotkali się w ruinach gmachu, na którym, choć z różnych powodów, zależało im obu.Obaj nie wiedzieli też, czy Berlin ostatecznie nie wpadnie w ręce Rosjan, którzy ogłosili niedawno całkowitą blokadę miasta.Gdyby tak się stało, nie osiągnęliby niczego - ani jeden, ani drugi.Axel wiedział, że ojciec żyje, ale po raz pierwszy ktoś obcy mówił o nim w jego obecności.Miał dziwne wrażenie, że Kurt nagle zmartwychwstał.Ciągle pamiętał bardzo zaniepokojoną twarz matki, gdy powiedziała mu o ojcu.Chora Marietta akurat znów leżała.Kazała mu usiąść na brzegu łóżka, co sprawiło, że poczuł się nieswojo, i oświadczyła, że wymieniła kilka listów z ojcem mieszkającym obecnie w Monachium.Spytała, czy chce do niego napisać.Nawiązać kontakt po tylu latach bez wieści? Axel był speszony.Czuł jednocześnie ulgę i lęk.Sądy ciągle jeszcze wydawały wyroki.Do tej pory czytałukradkiem artykuły w gazetach, szukając nazwiska ojca wśród oskarżonych, i nie wiedział, na co może liczyć.Potrząsnął głową.Poczuł dziwny niesmak.Na razie nie chciał wiedzieć niczego na temat Kurta Eisenschachta.Wróciło do niego zbyt wiele złych wspomnień.Popatrzył na nieprzeniknioną twarz wuja Maksa i wyszedł z domu.Tamtego dnia długo włóczył się po ulicach, całkiem zdezorientowany.- Nie masz pojęcia, kim jestem, prawda? - spytał spokojnie Axel.Felix spojrzał na niego nieufnie.Piekły go otarte ręce.Zdziwił się, że chłopak nie zareagował na jego agresywny atak.Wyglądał raczej na takiego, który szuka zaczepki.Przecież tego właśnie uczono młodych hitlerowców.Prawo silniejszego.Zawsze.- Nie wiem i nie mam ochoty wiedzieć - mruknął.- Jestem synem tego obmierzłego nazisty, który kupił dom towarowy Lindnerów od twojej matki - rzucił, prowokacyjnie unosząc podbródek.- W pewnym sensie jestem jego spadkobiercą, tak jak ty jesteś spadkobiercą swojej matki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]