[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ruth bębniła palcami po szklanym blacie, jakby chciała dać upust zdenerwowaniu.Podeszła kelnerka.Zamówiły koktajl herbaciany, tosty z masłem orzechowym i skondensowanym mlekiem i chińskie naleśniki z warzywami.Przed odejściem kelnerka przez długą chwilę gapiła się na Val, jakby rozważała, czy te dziewczyny są w stanie zapłacić.Val wzięła głęboki oddech i powstrzymała się przed obgryzieniem skórki od paznokcia.–To takie dziwaczne widzieć cię tutaj.–Źle wyglądasz – rzekła Ruth.– Jesteś za chuda, a zamiast oczu masz jeden wielki siniec.–Ja…Hotfy (B(ac^WalecznaKelnerka postawiła jedzenie na stole, przerywając im.Zadowolona z tego Val włożyła do szklanki grubą niebieską słomkę i wciągnęła wielki, klejący kożuch, a po nim duży łyk słodkiej, mlecznej herbaty.Zdawało jej się, że robi wszystko w zwolnionym tempie: miała tak ociężałe kończyny, że nawet przeżuwanie kożucha było wyczerpujące.–Na pewno powiesz, że nic ci nie jest – rzekła Ruth.– Chcę tylkousłyszeć, że mnie nie nienawidzisz.Val zawahała się na chwilę.W końcu zebrała się w sobie i zaczęła tłumaczyć.–Już mi przeszło.Ale czuję się jak straszna frajerka, a moja stara… Po prostu nie mogę wrócić.W każdym razie nie teraz.Nie próbuj mnie do tego namówić.–Więc kiedy? – indagowała Ruth.– Gdzie mieszkasz?Val pokręciła głową, zapychając sobie usta kolejnym kawałkiem tostu.Jedzenie zdawało się rozpływać, znikając, nim poczuła smak.Przy sąsiednim stole grupka posypanych brokatem dziewcząt wybuchnęła śmiechem.Jakiś Indonezyjczyk spojrzał na nie ze złością.–Jakie imię mu dałaś? – zapytała Val.–Komu?–No, naszemu mącznemu dzieciakowi.Temu, od którego uciekłam, nie105łożąc na jego utrzymanie.Ruth wyszczerzyła zęby w uśmiechu.–Sebastian.Ładne?Val skinęła głową.–No to teraz z kolei powiem ci coś, co pewnie ci się nie spodoba – dodałaRuth.– Nie wracam do domu bez ciebie.Nijak nie zdołała jej tego wyperswadować.W końcu, dochodząc do wniosku, że widok obskurnej noclegowni może przekonać Ruth, sprowadziła ją do tunelu.Teraz, gdy nie była sama, na nowo zauważyła smród potu, moczu i palonego krachu, zwierzęce kości na torach i sterty ciuchów, których nikt nawet nie dotykał, tyle w nich było robaków.Lolli siedziała nad swoim podręcznym zestawem, wytrząsając krach na łyżkę.Dave już był naćpany.Wypuszczał dym z papierosa, układając go w kształty postaci z filmów rysunkowych, ścigające się nawzajem z młotami w rękach.–Chyba żartujesz – rzekł Luis.– Przyprowadziłaś kolejną znajdę, żeby Lolli wrzuciła ją pod pociąg?–V… Val? – odezwała się drżącym głosem Ruth, rozglądając się wokół.Hotfy (B(ac^Waleczna–To moja najlepsza przyjaciółka Ruth – powiedziała Val, poniewczasie uświadamiając sobie, jak dziecinnie to brzmi.– Przyjechała, żeby mnie odnaleźć.–Myślałem, że my jesteśmy twoimi najlepszymi przyjaciółmi – rzucił Dave z na wpół lubieżnym uśmiechem, który sprawił, że Val pożałowała, iż kiedykolwiek pozwoliła mu się dotknąć i pomyśleć, że ma nad nią jakąś władzę.–Wszyscy jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi – rzekła Lolli, spoglądając na niego spode łba i opierając stopę o udo Luisa tak, że niemal dotykała butem jego krocza.– Najlepszymi z najlepszych.Dave spuścił nos na kwintę.–Gdybyś była jej przyjaciółką, nie wciągałabyś jej w to gówno – burknął Luis, odsuwając się od Lolli.–Ilu was tam jest? – odezwał się z góry ostry głos.– Stańcie tak, żebym was widział.Na schodach pojawiła się dwójka policjantów.Lolli zamarła.Zbyt długo trzymany nad ogniem krach zaczął się przypalać i czernieć.Dave zaś wybuchnął szalonym, ciągnącym się w nieskończoność śmiechem.Pogrążoną w półmroku stację przeszyło światło latarek.Lolli upuściła gorącą łyżkę.Promienie latarek padły na nią, po czym przesunęły się ku Val, która zakryła oczy dłońmi.Jeden z policjantów okazał się kobietą o surowej twarzy.106–Stańcie pod ścianą z rękami na głowie! – zakomenderowała.–Jedna z latarek odnalazła Luisa.Policjant szturchnął go butem.–Ruszaj się.Mieliśmy sygnały, że mieszkają tu jakieś dzieciaki, ale nie wierzyliśmy.Val wstała powoli i przesunęła się pod ścianę.Patrząc na stojącą obok Ruth, czuła się tak chora ze wstydu, że aż ją mdliło.–Przepraszam – wyszeptała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]