[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pytała mnie uporczywie, czy mój papa miewa randki.Cztery razy powtórzyła to pytanie – taka była dowcipna.Berenika – moja blondynka – przeważnie milczała.Jeżeli się do niej z czymś zwracałem, odpowiadała nieodmiennie: „Co?” Po jakimś czasie zaczęło mnie to cholernie denerwować.W pewnej chwili, kiedy osuszyły swoje szklanki, poderwały się nagle wszystkie trzy naraz i oznajmiły, że pora iść spać.Twierdziły, że nazajutrz muszą wstać wcześnie, żeby zdążyć na pierwszy spektakl w Radio City Musie Hali.Próbowałem je zatrzymać jeszcze trochę, ale słyszeć o tym nie chciały.Pożegnaliśmy się więc pięknie.Obiecałem, że odwiedzę je w Seattie, jeżeli kiedyś tam będę, no, ale wątpię, czy się to stanie.Wątpię zwłaszcza, żebym ich miał ochotę w Seattie szukać.Włącznie z papierosami rachunek wypadł około trzynastu dolarów.Uważałem, że trzy gracje powinny były przynajmniej zaproponować, że zapłacą za te trunki, które wypiły, zanim się do nich przysiadłem; nie zgodziłbym się oczywiście, ale im wypadało zaproponować.Nie miałem im jednak tego za złe.Nie znały się na niczym, a zresztą rozczuliły mnie ich te śmieszne, żałosne kapelusze.Biedule.Dobiły mnie, kiedy powiedziały, że muszą wstać rano, żeby zdążyć na pierwszy spektakl w Radio City Musie Hali.Jeżeli ktoś, na przykład młoda dziewczyna w potwornym kapeluchu, przyjeżdża taki kawał drogi do Nowego Jorku – z Seattie, w stanie Waszyngton! rany boskie! – po to, żeby się zrywać o świcie i pędzić na ten cholerny poranek w Radio City Musie Hali, wydaje mi się to takie smutne, że tylko siąść i płakać.Zgodziłbym się zafundować wszystkim trzem po sto dżinów czy whisky, byle mi tego swojego marzenia nie zdradziły.Zaraz po ich wyjściu wyszedłem także z Sali Lawendowej.I tak już zamykali budę, orkiestra od dawna przestała grać.Przede wszystkim to był jeden z tych lokali, w których nie sposób wytrzymać, jeżeli nie ma się dobrej partnerki do tańca, a kelner nie chce podać człowiekowi uczciwych trunków zamiast marnej cocacoli.Zresztą nie ma na świecie nocnego lokalu, w którym by można długo wysiedzieć na trzeźwo.Chyba że jest z tobą dziewczyna naprawdę zabójcza.11.Kiedy szedłem do hallu, nagle znów stanęła mi w oczach Jane Gallagher.Stanęła mi w oczach i nie mogłem się jej pozbyć.Siadłem w jednym z tych hotelowych foteli, sraczkowego koloru, i znów wyobraziłem ją sobie ze Stradlaterem w tym przeklętym samochodzie Eda Banky, a chociaż byłem niemal zupełnie pewny, że się temu draniowi nie dała – znałem moją Jane na wylot – nie mogłem się od tych myśli opędzić.Znałem Jane na wylot.Naprawdę.Wiedziałem, że oprócz warcabów szalenie lubi wszelkie sporty; przez całe lato, kiedy się poznaliśmy, prawie każdego ranka graliśmy razem w tenisa, a każdego popołudnia – w golfa.Byliśmy z sobą naprawdę blisko.Nie w znaczeniu fizycznym, nic w tym rodzaju, nie, ale widywaliśmy się co dzień i spędzaliśmy razem całe dni.Czasem nawet bez zmysłowych poufałości można dziewczynę poznać na wylot.Zawarłem z nią znajomość z powodu psa jej matki, dobermana, który stale przychodził załatwiać się na nasz trawnik, co okropnie złościło moją matkę.Zatelefonowała więc do matki Jane i narobiła wiele hałasu.Moja matka umie robić wiele hałasu o takie sprawy.No i traf chciał, że w parę dni potem spotkałem w klubie Jane, która leżała sobie na brzuchu obok pływalni, i powiedziałem jej dzień dobry.Wiedziałem, że mieszka w sąsiednim domu, ale dotychczas nigdy z nią nie rozmawiałem ani się z nią nie zapoznałem.Tego dnia, kiedy ją pierwszy raz zagadnąłem, potraktowała mnie bardzo zimno.Długo musiałbym język strzępić, by ją przekonać, że jeśli o mnie chodzi, jej doberman może się załatwiać, gdzie chce.Nawet na środku naszego salonu.No i odtąd byliśmy już z Jane w wielkiej przyjaźni.Tego samego popołudnia graliśmy razem w golfa.Pamiętam, że spartoliła osiem piłek.Osiem, nie przesadzam.Dobrze się spociłem, zanim osiągnąłem przynajmniej tyle, żeby otwierała oczy, kiedy bierze rozmach do strzału.Ale w końcu pod moim kierunkiem bardzo się podciągnęła.Bo ja w golfa gram naprawdę dobrze.Gdybym wam powiedział, jakie miewam wyniki, nie chcielibyście pewnie wierzyć.O mały włos nie nakręcili kiedyś krótkometrażówki ze mną w roli głównej, ale w ostatniej chwili rozmyśliłem się i odmówiłem.Doszedłem do wniosku, że jeżeli ktoś tak jak ja nienawidzi kina, byłby fałszywy, gdyby pozwolił się filmować i pokazywać w krótkometrażówce.Jane to dziwna dziewczyna.Mówiąc ściśle, wcale nie piękność.A mimo to podobała mi się jak żadna.Miała niesłychanie ruchliwe usta.Kiedy mówiła i była czymś przejęta, wargi jej latały we wszystkie strony.Tym mnie wzięła, i nigdy nie zamykała właściwie ust, nigdy warg nie zaciskała.Zawsze miała je troszkę rozchylone, zwłaszcza kiedy ustawiała się do strzału na terenie golfowym albo kiedy czytała.Czytała masę i naprawdę dobre książki.Dużo poezji i różnych poważnych rzeczy.Poza najbliższą rodziną tylko jej jednej pokazałem rękawicę Alika, ze wszystkimi wypisanymi na niej wierszami.Jane nie znała Alika, bo dopiero tego lata pierwszy raz przyjechała do Maine, przedtem spędzała wakacje w Cape Cod, ale dużo jej o nim opowiadałem.Zawsze słuchała takich historii z zainteresowaniem.Moja matka nie bardzo ją lubiła.Bo matce wydawało się, że mała Jane i jej matka zachowują się wobec niej arogancko, czy może traktują ją z góry, ponieważ nie zagadywały do niej nigdy.A spotykały się często w miasteczku, bo Jane razem ze swoją matką jeździła po zakupy otwartym wozem.Moja matka uważała, że Jane wcale nie jest ładna.Mnie po prostu podobała się taka, jaka była – i kropka.Pamiętam zwłaszcza jedno popołudnie.Ten jeden jedyny raz całowaliśmy się z Jane.Była sobota, deszcz lał jak z cebra, siedzieliśmy u niej na werandzie, bo ten dom miał wielką oszkloną werandę.Graliśmy w warcaby.Od czasu do czasu podkpiwałem z niej, że nie chce ruszyć swoich dam z ostatniego rzędu.Ale nie dokuczałem jej za bardzo.Nigdy jakoś nie miałem ochoty dokuczać małej Jane.Właściwie to najlepiej się bawię, kiedy mogę dziewczynę wykpić tak, żeby jej w pięty poszło, ale, dziwna rzecz: jeśli naprawdę lubię babkę, nie korci mnie wcale, żeby jej dokuczać.Czasem nawet myślę, że dziewczynie by się to podobało, gdyby się trochę z nią podręczyć, pewien jestem, że byłaby zadowolona, a mimo to nie mogę się na kpiny zdobyć, jeśli znam ją od dawna i nigdy przedtem z niej nie podkpiwałem.No, ale miałem mówić o tym popołudniu, kiedy jeden jedyny raz całowałem Jane.Deszcz padał cholerny, siedzieliśmy na werandzie i nagle przyszedł ten zapijaczony drab, za którego jej matka wyszła za mąż.Spytał Jane, czy w domu są gdzieś papierosy.Nie znałem go bliżej, ale wyglądał mi na faceta, który nie zagaduje, byle gadać, chyba że naprawdę czegoś chce.Paskudny typ.Jane nic mu nie odpowiedziała, chociaż wyraźnie jej się pytał, czy nie wie, gdzie są papierosy.Powtórzył pytanie drugi raz, ale dziewczyna się zacięła.Nawet nie oderwała oczu od warcabnicy.W końcu poszedł sobie, cofnął się do pokoju.Wtedy ja zapytałem Jane, o co właściwie chodzi [ Pobierz całość w formacie PDF ]