[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Doskonale wiedziałam, że mój uśmiech doniego jest jak cios nożem w serce, ale nic mnie to nie obeszło.– Niejestem specjalnie biegła w marketingu.Skończyłam tylko zarządzaniew publicznym college’u.– Przewidujemy dodatkowe szkolenia uzupełniające dlazatrudnionych.Spędziłam sporo czasu wśród ludzi, którzy nie byli w staniewytrzymać milczenia, więc doskonale rozumiałam, jak potężnymbywa narzędziem.Skinęłam tylko głową.Nawet nie wydałam z siebienajcichszego mruknięcia, żeby nie zostało uznane za zgodę.Vivianpopatrzyła na Paula, ale i on, i ja umieliśmy już porozumieć się bezsłów.Odkaszlnęła, żeby zwrócić na siebie uwagę Paula, po czym wkońcu napiła się z kubka.– Paul bardzo dobrze o tobie mówi, Paige, a twoje wykształceniemoże tylko pomóc.To znakomita okazja.– Wyjaśnisz mi, dlaczego?Znów solidnie pociągnęła z kubka, zamiast od razuodpowiedzieć.Potem jeszcze raz spojrzała na Paula i zmarszczyłabrwi.Najwyraźniej zdumiał ją fakt, że nie skakałam do góry z radości,skoro otwierają się przede mną takie perspektywy.Zostawię za sobąnudną, ciężką dolę sekretarki i wkroczę do kolorowego światamłodszej zastępczyni czwartego kierownika cholera wie czego.– Będziesz dostawała stałą pensję, nie za przepracowane godziny– dodała.– No i oczywiście będziesz miała więcej obowiązków.– Mam mnóstwo obowiązków.– Nie spuszczałam wzroku zPaula.Wszyscy się roześmieliśmy, chociaż Vivian wcale nie wydawałasię rozbawiona.Tym razem osuszyła kubek do ostatniej kropli.– To co innego – powiedziała głucho.Mężczyźni, których znam, zwykle są mało wrażliwi, a niecelowo okrutni; tępawi, a nie obojętni.Paul był jednak bardziejwyczulony od nich i jego uśmiech zniknął.Odwrócił się do Vivian.Zastanawiałam się, czy dopiero teraz się domyślił, dlaczego taknaprawdę chciała, żebym zniknęła z jego biura.Milczenie przeciągało się tak długo, że atmosfera stała się nie dozniesienia.Nie można już nawet było udawać, że wszystko idzie jaknależy.Nagle Vivian wstała i oznajmiła:– Przepraszam na chwilę.Byłam zdumiona, że udało jej się wytrzymać tak długo.Mojenerki by tego nie zniosły.Nadal milczeliśmy, gdy poszła do łazienki izamknęła za sobą drzwi.Szef popatrzył na mnie, wreszcie zaczął:– Paige…– Wyjaśnijmy coś sobie, Paul – wpadłam mu w słowo.– Tonawet nie jest rozmowa o pracę na nowym stanowisku.To jestrozmowa o rozmowie o pracę, do której już zostałam wybrana, tak? –Nie spuszczałam z niego wzroku.Paul zawahał się, po czym skinął głową, a na koniec potwierdziłsłownie:– Tak, Paige.Wyprostowałam się i poprawiłam na krześle.Z łazienki dobiegłmnie szum spuszczanej wody.Miałam neutralny wyraz twarzy,chociaż nie wątpiłam, że z mojego monotonnego tonu Paul domyślisię, co czuję.– Wobec tego zasłużyłam na to, aby wiedzieć, dlaczego mniewybrano i dlaczego powinnam to rozważyć – powiedziałam.– Niemożesz oczekiwać, że będę skakać do góry z radości, bo ktośpostanowił odebrać mi wszystko, co mam tutaj.– Szef otworzył usta,ale zanim zdołał się odezwać, dodałam: – Tak się składa, że lubię tępracę, Paul.Nawet bardzo.– Cieszę się – szepnął i w tej samej chwili Vivian wyszła złazienki.Czułam małostkową radość na widok śladów po kroplach wodyna jej spódnicy i jedwabnej bluzce.Przejechała wilgotną ręką powłosach, żeby je ułożyć, i wtedy zobaczyłam, że makijaż lekkospłynął.Nie miała pojęcia, że wcale nie chcę mężczyzny, który nawetdo niej nie należał.Drżała jednak na myśl, że Paul kiedyś możezainteresować się mną prywatnie, i jest to w sumie dośćprawdopodobne, co doprowadziło do przesunięcia sił między nami.Jabyłam górą, o czym obie doskonale wiedziałyśmy.– Pewnie by pomogło, gdybyś opisała mi tę pracę –powiedziałam.– A potem umówiłybyśmy się na spotkanie w tejsprawie.Rozmowa przybrała zupełnie inny obrót, co Vivian bardzo się niepodobało, ale nie mogła tego ujawnić i zareagować zgodnie z własnąwolą, bo wyszłaby nie tylko na sukę, ale i, co gorsza, na kretynkę.Uśmiechnęłyśmy się do siebie fałszywie, wstałam, popatrzyłam nanich z góry i oznajmiłam:– Wracam do pracy, Paul.Skinął głową, więc wyszłam.Usłyszałam westchnienie Vivian iciche szepty.Nie byłam w stanie stwierdzić, czy ona się na mnieskarży, czy on mnie broni, i tak naprawdę było mi wszystko jedno.Przestałam się bać Vivian Darcy.Rozdział dwudziesty siódmyNatychmiast się ożywiłam na widok kartki w mojej skrzynce, alenie musiałam jej przeczytać, by od razu wiedzieć, że nie jest autorstwaanonimowej dominy Erica.Nigdy nie wysłałaby listu na czymśgorszym od najlepszego papieru, a już na pewno nie na kartce wniebieskie linie wyrwanej z najtańszego zeszytu.Ale i takpowąchałam ją ukradkowo, a wtedy pod tanim tuszem wyczułamzapach wody kolońskiej.Eric bazgrał, jak to lekarze:Mam nadzieję, że kwiaty przypadły Ci do gustu.EricPoza E na początku nie rozczytałabym podpisu.Wepchnęłamkartkę do torebki, po czym poszłam do siebie i rozłożyłam papier nakuchennym stole, a następnie zajęłam się szykowaniem kolacji.Miałam kilka opcji.Mogłam zignorować liścik i kwiaty, któreprzyniosłam do domu i w końcu wstawiłam do wody.Mogłam wysłaćEricowi SMS-a albo zostawić list z poleceniem, by mnie zdobył lubolał.Podczas przygotowywania skromnego posiłku, czyli makaronu zoliwą i czosnkiem oraz sałaty, wciąż patrzyłam na kartkę i bukiet.Kiedy już zjadłam i pozmywałam, wyglądało na to, że mogę zrobićtylko jedno.Dziesięć minut później zapukałam do jego drzwi [ Pobierz całość w formacie PDF ]