[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy skończyła, zabrała się do sporządzania listy rzeczy, które niedługo mieli razem wziąć ze sobą w podróż - Babe wrzucił do walizki jakieś rzeczy, które znalazłpod ręką - w przypadku mężczyzn sprawa była prosta, pakowanie ubrań nie było rzecząskomplikowaną, szare spodnie i kurtka były przecież odpowiednie na każdą okazję; kobiety musiały jednak planować takie rzeczy, dobierając odpowiednio poszczególne fragmentyubioru; dla Melissy nie było to zadanie łatwe, gdyż na strojach zależało jej jeszcze mniej niż na dobrej kuchni.O dziesiątej trzydzieści przygotowali się do pójścia spać, pogasili światła, objęli się.- Co? - spytała.- Nic nie mówiłem.- Wyczuwam w tobie jakieś napięcie.- Może omówimy to kiedy indziej - powiedział Babe i przewrócił się na swoją część łóżka.- Wydaje mi się, że coś się między nami zepsuło.- To tylko twoja wyobraźnia.- Świetnie.Załóżmy, że masz rację.Dobranoc.- Dobranoc.Nastąpiła długa cisza, którą przerwał Babe: - No dobrze, teraz ty musisz obiecać, że nie będziesz się ze mnie śmiać.Opierając się na łokciu, sięgnęła ręką do lampki i zapaliła światło.- Nigdy nie opowiadałem ci o tym dokładnie, ale wiele lat temu miałem pewne kłopoty.- Czy mówisz o tym okresie, kiedy straciłeś brata? - Niestraciłem go, nienawidzę eufemizmów, one zaciemniają jedynie obraz rzeczywistości, brat został zabity, a człowiek, który to zrobił, był Niemcem o nazwisku Szell.Melissa czekała na to, co Babe powie dalej.- Ten Szell był protegowanym Mengele i przyszło mi na myśl, nie sądź, że jestem szalony, nie twierdzę, że tak akurat jest, ale biorąc pod uwagę cały ten rozgłos związany z Mengele w ciągu kilku ostatnich tygodni, sprawę odnalezienia jego ciała,właściwie jego kości - kto wie, to wszystko może mieć jakieś konsekwencje, na tym świecie żyje mnóstwo dziwnych ludzi, nie wiadomo, kto kogo może teraz tropić - i z jakichpowodów.Nagle Melissa zaczęła krzyczeć: - Chryste, Tommy, jak mogłeś tak siedziećspokojnie i pozwolić mi myśleć, że to ja jestem szalona, dlaczego nie powiedziałeś mi, co cię trapi? Miałam paranoiczne myśli, a ty mogłeś temu położyć kres, ale nie zrobiłeś tego, więc skąd ci przyszło do głowy, że mogę się śmiać z ciebie - ta przeklęta kobieta z obwisłą powieką faktycznie chodzi za mną i.-.Chryste, ona chodzi za mną, za tobą nikt nie chodzi.-.nie wiesz tego na pewno, sukinsynu.-.Melissa, posłuchaj mnie, pierwsza kłótnia była z mojej winy, ale tę wywołujesz ty.Burza była tym razem krótsza, ale jej przebieg bardziej gwałtowny, po pięciu minutach Babe poczuł, że jest w nastroju do biegania, więc wyszedł i rozpoczął swą szaloną eskapadę w ciemnościach nocy.W tej chwilidochodziła druga, wypił trochę szkockiej z wodą sodową i spojrzał na Riverside Park.Na ulicy panował niewielki ruch.Po drugiej stronie ulicy zaparkowany był jakiś samochód.Będąc małym chłopcem Babe znał się dobrze na samochodach, w tym rozpoznał terazchevroleta, prawdopodobnie koloru czerwonego, Babe zastanowił się przez moment, dlaczego ktoś zostawił tam auto i dlaczego stał obok niego jakiś facet; z tej odległości nie było widać wyraźnie, ale ten facet spoglądał chyba w górę - ciekawe, dlaczego? - To była moja wina -Babe usłyszał z tyłu głos Melissy.- Zamierzchłe dzieje.- To, co mi powiedziałeś, tak bardzo mnie uspokoiło.Babe uśmiechnął się.- Jeśli coś takiego przynosi ci ulgę, to chyba każdy potrafi cię uszczęśliwić.Och, przestań, uszczęśliwiasz mnie przecież codziennie.- Czasem dwa razy dziennie.- Zamierzchłe dzieje.- Stała boso w samej koszuli nocnej i dygotała z zimna.- Tu jest cieplej - powiedział Babe i odchylił połę szlafroka; zbliżyła się do niego, a on ją mocno przytulił.W tej chwili czerwony chevrolet ruszył w kierunku centrum miasta.- Czy wiesz, że krzyczałeś we śnie? - Nie spałaś? - Dla nas obojga była to okropna noc.- To wszystko z powodu tej afery z Mengele i rozmów na ten temat.Przypomniało mi to o Szellu, potem śnił mi się Doc.- Doc? - Wymyśliliśmy dla siebie imiona na własny, prywatny użytek, tylko on nazywał mnie Babe, ja nazywałem go Doc.W moim śnie biegłem za nim wzdłużrzeki.On dawał mi znaki, żebym się pospieszył i dogonił go.Był niezwykle przystojnym facetem.Miał wspaniały uśmiech.Uśmiechał się do mnie i wszystko było takie prawdziwe, wyglądał, jak żywy.Wiedziałem, że jest żywy.Do momentu, aż przebudziłem się.- Nierezygnujesz łatwo, prawda, Tommy? Babe potrząsnął głową.- Po pogrzebie ojca przezdłuższy czas byłem przekonany, że ojciec ciągle żyje.- Ale już się z tym uporałeś.- Podano mi pomocną dłoń - odpowiedział Babe.`ty 3 `ty Była druga trzydzieści nad ranem, gdyStandish stanął przed lustrem, analizując swój wygląd, następnie zapiął kamizelkę i po raz któryś z rzędu zaczął zastanawiać się nad jedynym problemem, jaki go w tej chwili nurtował: czy niezmącone niczym szczęście może kiedykolwiek stać się nudne? Nie spodziewał się, że to szczęście przyjdzie z dnia na dzień.Z pewnością też nie w ciągu kilku następnych dni.Ale któregoś dnia przyjdzie na pewno, był też pewny, że na nie zasłużył.Rozpylacz odniósłsukces, co do tego nie było wątpliwości.Jego sprzymierzeńcy w Waszyngtonie stawali się coraz potężniejsi.Podobną grupą popleczników mógł się jedynie poszczycić stary profesor z Princeton - wuj Arky.Jego działalności brakowało jednak rozmachu.Standish spodziewał się, że wojsko zezwoli wkrótce na produkcję jego specjalnej mieszanki, której jedną znajwiększych zalet była prosta technologia jej wytwarzania.Oczywiście był też jedyną osobą, która znała recepturę - przynajmniej do tej pory.Wiedział jednak, co się stanie, gdy pewnego dnia wyjawi swój sekret i cały świat skorzysta z jego wynalazku: on, Milo Standish, będzie jedynym człowiekiem na świecie, który zostanie podwójnym laureatem Nagrody Nobla wciągu tego samego roku: pierwszą nagrodę uzyska za odkrycia w dziedzine chemii, drugą będzie - to chyba oczywiste - Pokojowa Nagroda Nobla.Tak więc z punktu widzenia jego kariery wszystko układało się pomyślnie.Było tak jednak już od dawien dawna.Był zbyt utalentowanym naukowcem, aby nie odnosić sukcesów [ Pobierz całość w formacie PDF ]