[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To decyduje o tym, że przestajesz być jednym z nas.Odciąłeś się od reszty ludzkości.Milo potrząsnął głową.- Nie, nie rozumiem.Pamiętam aż nazbyt dobrze, co to znaczy przeżywać nieszczęścia tak zwanej ludzkości.Ale fakt, że teraz mnie one nie dotyczą, nie świadczy o tym, że przestałem być człowiekiem.Czuję nawet więcej litości dla całej waszej reszty! Nie wiesz, jak się mylisz, Mirando.Od czasu ostatniej serii mych udoskonaleń poczułem się całkowicie wyzwolony.Mogłabyś stać się taka sama, gdybyś tylko nie była tak głupia.- Dziękuję ci jeszcze raz za dar nieśmiertelności, Milo, ale twoje dary już mnie nie interesują.- Pewnego dnia pożałujesz, że je odrzuciłaś - powiedział chłodno.- Ten dzień nie nadejdzie nigdy, Milo, zapewniam cię.Być może stanowię tylko twą genetyczną kopię, lecz jestem wciąż człowiekiem.I chcę nim pozostać.Z trudem się hamował.Zebrał całą siłę woli, by się na nią nie rzucić.- Tłumaczę ci, że jestem człowiekiem.Superczłowiekiem zapewne, lecz wciąż człowiekiem.- Możesz sobie tak myśleć, lecz tak nie jest.Nie jesteś w stanie dostrzec tego, co się z tobą stało.Osobowość ludzka stanowi produkt niewyobrażalnie skomplikowanego i wyrafinowanego procesu biologicznego, i nauka ma przed sobą jeszcze długą drogę, zanim uda się jej rozwikłać tajemnice tego procesu.Nie możesz ot, tak sobie, oddzielić poszczególnych elementów od systemu, tak, jak to zrobili w twoim wypadku wasi inżynierowie genetycy, bez zniszczenia czegoś istotnego… - Miranda pokiwała głową.- Tak, tak… tak to wygląda.W pewnym sensie zabijasz się, Milo.- Roześmiała się nagle.- To śmieszne.Tyle włożyłeś pieniędzy i wysiłku, by się przekształcić w supermena, lecz robiąc to popełniłeś coś w rodzaju samobójstwa.Obnosisz się ze swoją nieśmiertelnością, lecz jesteś wewnątrz martwy i robaki zaczęły już toczyć twoją duszę.- Zamknij się! - wybuchnął, podnosząc rękę, jakby chciał ją uderzyć.- Nie mam zamiaru słuchać tych bzdurnych zabobonów! Pytam po raz ostatni: idziesz ze mną czy nie?- Nie, Milo, gdyż nie mogę już znieść przebywania z tobą.Nie tylko dlatego, że zmieniłeś swą osobowość, ale też ze względów fizycznych.„Udoskonalenia” zmniejszyły twą atrakcyjność.Fizycznie odczuwam do ciebie odrazę, co oznacza, że czuję to każdą twoją komórką zawartą w moim ciele.Milo powoli opuścił rękę.Przyglądał się jej w ciszy przez dłuższą chwilę, po czym odwrócił się i ruszył wzdłuż „plaży”.Minął jeden z obrazów holograficznych i wyszedł.Pojechał windą wprost do garażu z fliperami znajdującego się na strychu.Gdy wkraczał do środka, powitał go jeden z mniejszych domowych cyberoidów:- Dobry wieczór, panie Haze.Czy pan odjeżdża?- Tak - powiedział Milo sięgając po fliper.Nie miał jeszcze sprecyzowanego planu, lecz tylko ogólny pomysł wydostania się z tego miejsca.A co potem? Biorąc pod uwagę fakt pojawienia się nowej zarazy, może powinien pomyśleć o opuszczeniu planety?- Dzisiejsza noc jest odpowiednia do lotu - powiedział cyberoid, ruszając za nim.- Chyba tak - odparł Milo i uśmiechnął się ponuro.Zamierzał już wsiąść do flipera, gdy wpadła mu do głowy pewna myśl.Zerknął na fliperMirandy stojący po drugiej stronie garażu i wskazał go cyberoidowi.- Masz uszkodzić ten pojazd - rozkazał.- Zdejmij pokrywę, tak jak to się robi przy konserwacji silnika i zniszcz układ napędowy.- Ależ panie - mruknął cyberoid swym cichym, przyjemnym głosem.- To część mienia, do którego ochrony zostałem zaprogramowany.- Aja lekceważę sobie twe zaprogramowane instrukcje.Rób, co mówię.- Tak jest, panie.Cyberoid podszedł do flipera Mirandy, otworzył wąską pokrywę silnika i wydobył rozrusznik.Rozległ się zgrzyt kraszonego metalu.Zadowolony Milo już chciał wsiąść do swego flipera, lecz znów się zatrzymał.Coś usłyszał.Czy to odległe grzmoty?Nie.Brzmiało to jak wściekłe brzęczenie szerszeni.Podszedł do drzwi garażu i nacisnął guzik kontroli ręcznej.Gdy drzwi się otworzyły, zszedł na dół.Odgłos się wzmagał.Milo domyślał się, co to może być, lecz wezwał cyberoida, by potwierdził jego domysły.- Ludzie - odparł cyberoid.- Wielu ludzi.Nadchodzą tu.- Tak - rzekł Milo.- Podszedł do balustrady i spojrzał na mur błyszczący różnokolorowymi światłami, które stanowiły system obronny domu.- Czy oczekujesz gości, panie? - spytał cyberoid.- Nie ja, lecz moja żona.- Pospieszył znów do garażu.- Ilu gości oczekuje pańska żona? Z odgłosów wnioskuję, że grupa liczy kilkaset osób.- Nie obawiaj się.Jestem pewien, że Miranda będzie w stanie przyjąć ich wszystkich [ Pobierz całość w formacie PDF ]