[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W prawdziwej walce nie istnieje też coś takiego, jak drugie miejsce”.Fernandez spojrzał na tłustego instruktora.- Lepiej strzelać wolniej, ale celnie, niż szybko, ale Panu Bogu w okno, sir.Klasa wybuchła śmiechem i tym razem to na Horowitza przyszła kolej, żeby się zaczerwienić.- Zostań po lekcji, Fernandez.- Chętnie.* * *Kiedy pozostali uczniowie wyszli, Fernandez stanął dwa metry od biurka, przy którym siedział Horowitz.- Sierżancie, pańska postawa wymaga pewnych korekt - powiedział instruktor.- Zdaję sobie sprawę, że te zajęcia nie są dla pana obowiązkowe, więc nie musi pan uzyskać zaliczenia, ale gdyby pan musiał, to jestem pewien, że powtarzałby pan ten przedmiot w następnym semestrze.Fernandez podszedł do biurka, oparł się o nie rękami i pochylił w stronę młodego człowieka.Znalazł się tak blisko Horowitza, że tamten poczuł się nieswojo.Naruszono jego prywatną przestrzeń.Instruktor odchylił się na krześle jak mógł najdalej, a na jego twarzy pojawił się strach.- Posłuchaj, chłopcze.Masz maniery i dowcip bawołu.Jesteś tak bardzo zajęty demonstrowaniem wszystkim dookoła, jaki z ciebie spryciarz, że twoje zdolności pedagogiczne - jeśli w ogóle jakieś posiadasz - nie mają szans ujrzenia światła dziennego.Wiem, że prowadzenie tych zajęć, to dla ciebie jak pogawędka z przedszkolakami, ale przecież jesteś podobno nauczycielem.To twoja praca, a ty ją olewasz.- Ejże, chwileczkę!- Zamknij się - powiedział Fernandez cichym, beznamiętnym głosem.Horowitz posłusznie zamilkł.- Jestem spokojnym facetem i dość trudno mnie wyprowadzić z równowagi.Tylko dlatego nie klęczysz teraz i nie wytrzeszczasz gał na swój ostatni posiłek, rozbryzgany na butach i na podłodze.Skończyłem z twoimi zajęciami, chłoptasiu.Już tu nie wrócę.Na szczęście dla nas obu.A tak był zdecydowany opanować tę cholerną tematykę.Cóż, były inne sposoby.Musiały być.Wyprostował się, uśmiechnął i odwrócił, zamierzając wyjść.Za jego plecami rozległ się głos Horowitza, histeryczny dyszkant, wpadający w sopran: - Jak się nazywa twój przełożony? Złożę na ciebie skargę! Takie groźby są niedopuszczalne!Fernandez odwrócił się, wciąż z uśmiechem na twarzy.- Moim dowódcą jest pułkownik John Howard.Pozdrów go ode mnie, kiedy będziesz się z nim widział.Nie groziłem ci, chłopcze.Gdybym to zrobił, potrzebowałbyś majtek na zmianę.Adios.Po wyjściu z klasy Fernandez pokręcił głową.Jego wewnętrzny głos mówił z dezaprobatą: Dzielnie się spisałeś, Julio.To, że nastraszyłeś tego zasmarkanego nauczyciela, nie pomoże ci w nauczeniu się czegokolwiek.Tak, tak.Ale przynajmniej dobrze mi to zrobiło.Był prawie pewien, że słyszał, jak jego wewnętrzny głos zachichotał.06Poniedziałek, 20 grudnia 2010 roku, godzina 10.05Waszyngton, Dystrykt ColumbiaPlatt szedł powoli chodnikiem obok centrum handlowego, w dżinsach i podkoszulku, bez kurtki, udając, że nie obchodzi go przenikliwe zimno ani brudny, mokry śnieg, odgarnięty przez pługi na krawężnik.Właściwie nie było aż tak zimno, coś koło zera stopni Celsjusza, ale marzł jak wszyscy diabli.Dobrze chociaż, że nie było wiatru i że miał na nogach swe wysokie buty z kewlaru, z noskami wzmocnionymi stalą.Przynajmniej w stopy nie było mu zimno.Przy swych prawie dwóch metrach wzrostu i ponad stu kilogramach wagi Platt nie miał ani grama tłuszczu - nawet na twardym, umięśnionym brzuchu - więc brakowało mu warstwy izolacyjnej.Pięć razy w tygodniu ćwiczył na siłowni, jeśli tam, gdzie akurat był, mógł się do jakiejś dostać.Miał też całkiem przyzwoitą salę treningową u siebie w domu, na wypadek, gdyby nie chciało mu się wychodzić, a kiedy był w podróży, korzystał z wielkiego ekspandera albo z przenośnego trenażera, żeby utrzymać formę.To przenośne urządzenie - parę skręcanych rurek tytanowych i taśmy z włókna węglowego, z czego montowało się stelaż - umożliwiało podciąganie się na drążku.Piekielnie drogo kosztowało, ale było tego warte.Prawie nic nie ważyło, a po złożeniu mieściło się do normalnej walizki.Przez parę tygodni można było, jeśli zaszła potrzeba, utrzymać w ten sposób górną część ciała w formie bez podnoszenia ciężarów.Gorzej z mięśniami nóg, ale od tego były przysiady na jednej nodze i schody.Nie lubił Waszyngtonu - ani samego miasta, ani ludzi, którzy tu mieszkali i pracowali, ani tych wielkich, marmurowych gmachów, w ogóle niczego.Facet, przechadzający się bez kurtki w takie zimno, ściągał tu na siebie spojrzenia ludzi, jak zresztą wszędzie, może z wyjątkiem Los Angeles.Platt uśmiechnął się.Pamiętał, jak pierwszy raz znalazł się w L.A., jakieś dwanaście lat temu.Był wtedy zupełnym żółtodziobem, prosto z farmy koło Marietty.Idąc sobie Bulwarem Hollywood - turysta ze wsi, gapiący się na złote gwiazdy na chodniku - minął jakąś starszą panią, która stała przed Chińskim Teatrem.Była goła i wszystkim przechodniom machała z uśmiechem.Pomyślał, że to nie w porządku, żeby czyjaś babcia świeciła gołym tyłkiem na ulicy, więc sięgnął po telefon i zadzwonił na policję.Powiedział im o nagiej kobiecie.Znudzony gliniarz, który odebrał telefon, powiedział: - Aha, no tak.Ale o którą gołą kobietę chodzi?O którą gołą kobietę! Jakby było takich więcej.Okazało się, że było.Gliniarz potwierdził, kiedy Platt go o to spytał.Jezu! Policjant powiedział, że golasy pojawiały się na ulicy w Hollywood cztery, pięć razy w tygodniu.Do diabła.W tym całym Los Angeles smog musiał się ludziom rzucać na mózg.Spojrzał na zegarek.Parę minut po dziesiątej.Znów się uśmiechnął.Jego specjalny plik komputerowy właśnie teraz powinien się przedostać do sieci, robiąc więcej zamieszania niż tona świeżego gówna, wrzucona do przemysłowego wentylatora.Jeśli tamta bomba w Luizjanie nie zwróciła ich uwagi, to tym razem na pewno się obudzą.Paru facetom na pewno podskoczy ciśnienie.Z naprzeciwka zbliżali się dwaj Murzyni.Ciekawe, czy nadal nazywali się Afro-Amerykanami? Co za gówniana nazwa.Żaden z tych czarnuchów w eleganckich garniturach i płaszczach z wielbłądziej wełny nigdy nie był pewnie nawet w pobliżu Afryki.Urodzili się prawdopodobnie w Missisipi albo w Georgii, a do wielkiego miasta przyciągnęły ich białe dupy i tanie prochy.W świecie według Platta, jeśli ktoś się urodził w tym kraju, to był Amerykaninem i kropka [ Pobierz całość w formacie PDF ]