[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Pochodzi pan z Neapolu, prawda?- Tak.- Z ubogiej rodziny?- Tak.- Wie pan, co to Camórra?Filargi skinął głową.- My jesteśmy gorsi.To była mała organizacja.Nasza jest wielka.W tym kraju zniszczyliśmy ich zupełnie.Bo w tym kraju docieramy wszędzie.- Pochylił się nad Filargim, zbliżając swoją twarz do jego.- Nawet gdybyś zamieszkał w stalowej kajucie na okręcie pancernym na środku oceanu, to i tak byśmy cię dosięgli, rozumiesz? Kiedy cię jutro uwolnię, policja zacznie cię przesłuchiwać.Jeśli piśniesz choć słowo o tym, kogo podejrzewasz o porwanie, choć jedno słowo, zginiesz! Gdzie by cię ukryli, jeśli zaczniesz gadać, rozstaniesz się z życiem!Rozdział 41Charley nastawił budzik na wpół do szóstej, żeby mieli czas porządnie sprzątnąć willę i zjeść obfite śniadanie: o ósmej musieli ruszyć w drogę do Nowego Jorku, by punktualnie o dziesiątej puścić Filargiego.- Na miłość boską, Charley, po cholerę chcesz tu sprzątać? - zezłościła się Irene, wyrwana ze snu dzwonieniem budzika.- Słuchaj, przecież będziemy tu przyjeżdżać.Jeszcze tego lata możemy tu wpaść na parę tygodni.- Dziękuję! Tak mi się dłużyło te parę dni, jakbym siedziała tu od miesięcy.- Te dwa wieprze pozwoliły, żeby cały dom zarósł brudem! Kazałem im dbać o czystość, ale czy tacy w ogóle potrafią?Kiedy odkurzyli wszystkie pokoje, zmienili pościel, wyszorowali posadzkę w łazience i w kuchni, Charley usmażył Filargiemu omlet z trzech jaj, z szynką, zrobił tosty, zaparzył kawę, i zaniósł do piwnicy.- Dziś rano odwiozę pana do Nowego Jorku - oświadczył.- Koniec udręki!- Dzięki Ci, Boże! - wykrzyknął Filargi.Wprost nie mogę w to uwierzyć!- Ruszamy za czterdzieści minut.Kiedy pan zje, proszę trochę tu posprzątać, dobrze? Będę panu szczerze zobowiązany.Zanim Charley wrócił na górę, Irene zdążyła pozmywać naczynia.- Jak chcesz go wieźć?- Założę mu opaskę na oczy i zatkam woskiem uszy, a potem położymy go w furgonetce na materacu.Gdy dojedziemy do Long Island City, zdejmę mu opaskę i pozwolę siąść z przodu.Ty zostaniesz w Long Island City, zadzwonisz do papy i powiesz mu, że za kwadrans uwalniam Filargiego; niech da znać FBI, żeby przysłano agentów do hotelu.Następnie wsiądziesz w metro i wrócisz na plażę.Ja powinienem się zjawić parę minut po dwunastej.- Dobrze.- Żal mi tego biedaka.Szkoda, że odrzucił ofertę Don Corrada.- Trudno.Stało się.- Gdyby opowiedział wszystko policji, mógłby nam nabruździć, ale strach powinien go powstrzymać.Ponieważ ciebie boi się najbardziej, postaraj się go jeszcze przerazić, dobrze? Kiedy zejdziemy na dół, patrz na niego tak, żeby na wspomnienie twojego wzroku robił w gacie i trzymał mordę na kłódkę przez następne dwadzieścia pięć lat!Filargi aż podskoczył, gdy Charley otworzył drzwi do piwnicy i wpuścił przodem Irene, szczerzącą wściekle zęby niczym aktor grający w filmie telewizyjnym szkolnego mordercę.Charley posadził Filargiego na jedynym krześle, znajdującym się w piwnicy, wsadził mu do uszu woskowe korki, na oczy położył watę, po czym, z pomocą Irene, kilkakrotnie opasał mu głowę bandażem.Następnie związał mu z tyłu ręce, podniósł go jak worek, przerzucił sobie przez ramię i zaniósł przez kuchnię do furgonetki, gdzie położył go na przygotowanym materacu.W tym czasie Irene pozamykała dom.Wsiedli oboje do szoferki i ruszyli w kierunku miasta.Przez kilkanaście minut jechali w milczeniu.Irene odezwała się pierwsza:- Charley, co zamierzasz zrobić w sprawie forsy, którą Prizzi są mi winni?- Nie martw się, wspomnę im o tym.Powiem, że muszą zapłacić.- A jeśli odmówią?- Jezu, pojęcia nie mam.- Słuchaj, wciąż mamy Filargiego.Muszą go odzyskać, jeśli chcą zarobić siedemdziesiąt milionów, jak mówił Angelo, a nawet może i sto, bo bank może być wart aż tyle.Pamiętaj, że w grę wchodzi bank, Charley, osiemnasty co do wielkości w Stanach! Moglibyśmy żądać gwiazdki z nieba i też by nam nie odmówili, byleby tylko dostać Filargiego.Wciąż go mamy, Charley.Prizzi są mi winni moje pięćset czterdzieści dolców, a do tego sto pięćdziesiąt za udział w porwaniu, trzysta sześćdziesiąt, które oddałam ci w Kalifornii, i jeszcze te pięćdziesiąt, które Vincent miał mi zapłacić za kropnięcie ciebie.W sumie milion sto tysięcy! Są mi winni milion sto tysięcy dolarów, Charley; długo musiałabym, ciułać, żeby tyle zarobić! Tobie zgodzili się zapłacić dwa i pół miliona, ale czy kiedykolwiek powąchasz tę forsę? Czy rzeczywiście wpłacą ci ją na szwajcarskie konto? Na razie te dwa i pół miliona, które dostali od towarzystwa ubezpieczeniowego, trzymają na własnym! Nie myślisz, że głupio robimy, puszczając Filargiego? Niby mianowali cię szefem, ale skoro Vincent odwalił kitę, musieli kogoś mianować, żeby doglądał interesów, a ty byłeś jedynym, który się nadawał!- Irene, uspokój się, do cholery! Jako szef będę przecież zarabiał trzy miliony rocznie!- I co z tego? Tyle płaciliby każdemu, to po prostu pensja! Nie robią ci żadnej łaski [ Pobierz całość w formacie PDF ]