[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sarah popatrzyła na niego zdumiona.- Och, Gerry.Kiedy?- Właściwie to już; w najbliższy wtorek.- Dokąd?- Do Afryki Południowej.- Na drugi koniec świata!- Prawie.- Nie będzie cię tu całe wieki!- Prawdopodobnie.- Co tam będziesz robił?- Będę uprawiał gaje pomarańczowe.Wchodzę w interes z kilkoma kumplami.To powinno być zabawne.- Och, Gerry, naprawdę musisz jechać?- Przejadła mi się ojczyzna.Za nudno tu i za drobnomieszczańsko.Nie mam pożytku z tego kraju; zresztą, on ze mnie też.- A co ze stryjem?- Och, przestaliśmy się do siebie odzywać; choć przyznam, że stryjenka Lena była całkiem miła.Dała mi na drogę czek i kilka cennych rad.Uśmiechnął się szeroko.- Gerry, przecież ty nie masz zielonego pojęcia o uprawianiu gajów pomarańczowych.- Ani ciut, ciut.Fakt.Ale prędko się w tym połapię.Zobaczysz.Sarah westchnęła.- Będę za tobą tęsknić.- Nie sądzę; przynajmniej nie długo - Gerry mówił dość burkliwie, unikając przy tym wzroku dziewczyny.- Jeśli ktoś znika na drugim końcu świata, na ogół szybko się o nim zapomina.- Nie, nie zawsze.- Tak uważasz? - Mówiąc to, spojrzał na nią z ukosa.Sarah przytaknęła skinieniem głowy.Popatrzyli na siebie, oboje zmieszani.- To by było zabawne, wybrać się tam razem - powiedział chłopak.- Tak.- Ludzie czasami nieźle wychodzą na pomarańczach.- Spodziewam się.Dobierając ostrożnie słowa, Gerry powiedział:- Jestem przekonany, że kobiecie też mogłoby się tam spodobać.Dobry klimat.całe zastępy służących.no i takie tam różne.- Tak.- Ty pewnie niedługo poślubisz jakiegoś faceta.- Och, nie.- Sarah potrząsnęła przecząco głową.- To wielki błąd, wychodzić za mąż w zbyt młodym wieku.Nie zamierzam tego zrobić w najbliższych latach.- Tak ci się tylko zdaje.Zobaczysz, że jakieś bydlę raz dwa zamiesza ci w głowie - powiedział posępnie Gerry.- Jestem z natury bardzo oziębła - uspokoiła go Sarah.Stali zakłopotani, unikając swych spojrzeń.W końcu Gerry nie wytrzymał.Z nagle pobladłą twarzą wyznał:- Sarah, kochanie, szaleję za tobą.- Szalejesz? Naprawdę?Powoli, bezwiednie, zbliżyli się do siebie.Gerry otoczył dziewczynę ramieniem i nieśmiało ją pocałował.Że też idzie mu to tak niezgrabnie.Przy jego doświadczeniu z dziewczynami! Ale tym razem to nie była pierwsza lepsza dziewczyna, to była jego własna, kochana Sarah.- Gerry.- Sarah.Pocałował ją raz jeszcze.- Nie zapomnisz o mnie, kochanie, obiecujesz? Nie zapomnisz o tym, co nas łączyło? O wszystkim?- Oczywiście, że nie zapomnę.- Będziesz do mnie pisać?- O nie, nie znoszę pisania listów.- Ale do mnie napiszesz.Proszę, kochanie.Będę tak bardzo samotny.Sarah odsunęła się od niego z niezbyt pewną miną.- Ty i samotność.Będziesz miał tam na pewno całe zastępy dziewczyn.- Jeśli jakieś będą, to z pewnością okropne.Choć coś mi się zdaje, że poza pomarańczami nic mnie tam nie czeka.- Nie byłoby to takie głupie, gdybyś przysłał mi skrzynkę od czasu do czasu.- Jasne.Przyślę ci.Och, Sarah, dla ciebie zrobiłbym wszystko.- Wystarczy, że będziesz ciężko pracował.Oby ci się powiodło.- Powiedzie mi się.Przysięgam.Sarah westchnęła.- Żałuję, że musisz tak prędko wyjeżdżać - wyznała.- Byłoby tak przyjemnie móc z tobą o tym wszystkim porozmawiać.- A co słychać u Kalafiora? Polubiłaś go choć trochę?- Nie, i nie polubię.Nigdy nie przestaniemy się kłócić.Ale wiesz co, chyba jestem bliska zwycięstwa.Gerry popatrzył na nią zaniepokojony.- Masz na myśli, że twoja matka.Sarah triumfalnie pokiwała głową.- Zdaje mi się, że moja matka zaczyna dostrzegać, co to za typ.- Sarah, wolałbym, żebyś, jeśli to możliwe.- Żebym nie toczyła bojów z Kalafiorem? Będę z nim walczyć, i to zawzięcie! Nie poddam się.Uratuję moją matkę.- Wolałbym, żebyś się nie mieszała, Sarah.Twoja matka to mądra kobieta, sama potrafi o siebie zadbać.- Już ci to mówiłam: moja matka jest słaba.Nie zna się na ludziach.Uratuję ją przed nieszczęśliwym małżeństwem.Gerry zebrał się na odwagę:- Cóż, nadal uważam, że jesteś po prostu zazdrosna.Sarah obrzuciła go wściekłym spojrzeniem.- Tak właśnie uważasz? A zatem w porządku.Możesz sobie jechać, choćby w tej chwili.- W tej chwili, powiedziałbym, ty zachowujesz się tak, jakbyś oszalała.Mam nadzieję, że wiesz, co robisz.- Oczywiście, zawsze wiem, co robię.3Laura Whitstable zastała Ann w jej sypialni, przed toaletką.- Lepiej się czujesz, moja droga?- Tak.Poniosły mnie nerwy, ale już się uspokoiłam.- Właśnie przyszedł pewien młody mężczyzna.Gerald Lloyd.Czy to ten.- Tak.I co o nim myślisz?- Powiem jedno.Sarah jest w nim zakochana.- Boże, chciałabym wierzyć, że nie - jęknęła Ann.- Nic tu po twojej wierze.- Tego mi tylko brakowało.- On jest absolutnie nie do przyjęcia, jak rozumiem.Tak?Ann westchnęła.- A co innego można powiedzieć o kimś, kto w żadnej pracy nie zagrzewa miejsca? Gerry da się lubić, to prawda, i jest atrakcyjnym mężczyzną, lecz.- Nigdy do niczego nie dojdzie, to chciałaś powiedzieć?- Nigdy i nigdzie.Sarah co prawda uważa, że ten chłopak ma po prostu pecha, ale nie sądzę, by miała rację.Zresztą to nie jedyny przyjaciel mojej córki; Sarah zna wielu innych, i to wartościowych mężczyzn.- I uważa, jak śmiem sądzić, że są nudni.Miłe, inteligentne dziewczyny, a Sarah naprawdę nie brakuje inteligencji, zawsze wynajdują najmniej pożądanych kandydatów na męża.Takie chyba jest prawo natury.A jeśli chodzi o tego młodego człowieka, pociąga nawet mnie, nie tylko Sarah.- Ciebie, Lauro?- Mam swoje kobiece słabostki, Ann.Dobranoc, moja droga.I życzę szczęścia.4Ann miała zjeść kolację z Richardem w domu, podczas gdy Sarah wybierała się do restauracji na dansing.Kiedy tuż przed ósmą zjawił się Richard, jego przyszła pasierbica siedziała w przesyconym ostrym zapachem lakieru salonie, malując paznokcie.Uniosła wzrok, rzuciła krótkie: „Cześć, Richard”, i wróciła do swojego zajęcia.Richard obserwował ją z irytacją.Od pewnego czasu sam był przerażony narastającą w nim niechęcią do córki Ann, początkowo bowiem widział siebie jako przyjaznego, pobłażliwego i oddanego pasierbicy ojczyma.Owszem, myślał na samym początku, dziewczyna może być nieufna, lecz przy dobrej woli z mojej strony, uda mi się łatwo pokonać dziecinne uprzedzenia.Cóż, wyglądało na to, że to Sarah, a nie on, zaczyna panować nad sytuacją.Jej chłodna pogarda i niechęć przenikały w głąb męskiej duszy, raniąc ją, i upokarzając.Richard nigdy nie miał o sobie najlepszego zdania, dlatego sposób, w jaki Sarah go traktowała, jedynie osłabił w nim poczucie własnej godności.Wszystkie wysiłki, początkowo zmierzające do zjednania sobie dziewczyny, a potem do zapanowania nad nią, okazały się katastrofalne w skutkach.Doszło do tego, że każde słowo, które wypowiedział, było niewłaściwe, a każde zachowanie śmieszne.Poza tym, do niechęci do Sarah dołączała narastająca z wolna irytacja z powodu takiego, a nie innego zachowania Ann.Ann powinna go wspierać.Ann powinna wskazać Sarah jej właściwe miejsce, Ann powinna być po jego stronie [ Pobierz całość w formacie PDF ]