[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- I, na litość boską, wyczyść te ohydne buty.Jason ujął jej dłoń i ucałował palce.Uśmiechnął się zauważywszy, iż wpatruje się w jego usta.- Doskonała robota, Hallie.Wspaniała technika przesłuchania.Pan Blaystock, co?- Byłam kiedyś świadkiem, jak mój ojciec ją stosował.Podziałała jak zaklęcie.Hmm.Ściągnąwszy brwi, popukała w ziemię ślicznym pantofelkiem.- O co chodzi? - zdziwił się Jason.- Trafnie odgadłaś.- Znam go - stwierdziła wreszcie Hallie, oglądając się na młodego człowieka.Stał teraz, z rękami związanymi na plecach, zaś Horacy swą wielką łapą przytrzymywał go za ramię.- tak, na pewno.Jason czekał w milczeniu.- Kiedyś widziałam go w Eastbourne.Trzymał konia lorda Grimsby przed stajnią Mounthank na High Street.- Lord Grimsby - powtórzył Jason.- Jesteś pewna?- Tak.Lord Grimsby zamieni! parę slow z żoną, poczekał, aż zniknie z jego pola widzenia, po czym wszedł do tawerny.Słyszałam, jak najpierw krzyknął coś do tamtego człowieka.Jestem pewna, iż był nim nasz pan Kindred.- Więc to tak - stwierdził Jason, odprowadzając wzrokiem więźnia, którego eskortowali Henry, Quincy i Horacy.- Nasz niechlujny młodzieniec w za puszczonych butach nie jest głupi.Błyskawicznie zdał sobie sprawę, iż może zrzucić winę na pa na Blaystocka.Ani się zająknął.Interesujące.- Rzeczywiście.Co zrobimy, Jasonie? Uśmiechnął się.Ujrzał, jak jej języczek prześlizguje się po dolnej wardze, i z głębi gardła wyrwało mu się westchnienie.Pocałował ją namiętnie, potem zaś szybko odstąpił.- Jeśli o mnie chodzi, zamierzam spróbować trzymać ręce z dala od ciebie, dopóki nie znajdziemy się z powrotem w domu.Ach, Hallie, miałem cię zapytać.Naprawdę zależy ci, żeby fotel stał w nogach łóżka?- Masz rację.Nigdy nie udaje mi się trafić w niego suknią.Już wiem! Przesunę fotel przed szafę.Stoi na wprost okna, jest stamtąd bardzo ładny widok.Jak uważasz?Wpatrywał się w nią, zafascynowany i wstrząśnięty.- Żartowałam, Jasonie.Tylko żartowałam.ROZDZIAŁ 37Niewiele brakowało.Hallie pocałowała długą cienką bliznę wysoko po wewnętrznej stronie jego lewego uda.- Zdecydowanie zbyt mało - zgodził się Jason.Starał się nie myśleć o jej ustach, pieszczących bliznę, na którą - właśnie dlatego, iż brakowało tak niewiele - zawsze zwracał uwagę w trakcie kąpieli, ani o rozczapierzonych palcach jej dłoni, spoczywającej płasko na jego brzuchu.Wiele go kosztowało, żeby nie drżeć niczym epileptyk.- Hallie - szepnął.Zadziwiające, ale kiedy w momentach takich jak ten wypowiadał jej imię, przez jego ciało jakby przepływał ciepły, rwący strumień.Wyszeptał jej imię ponownie, ponieważ doznanie sprawiało mu taką przyjemność, i ponieważ jej gorący oddech muskał jego skórę.Podniosła wzrok na jego piękną twarz, po czym wyciągnęła się, żeby pocałować go w brzuch.Znów spojrzała na minę Jasona.- Nie tak dawno zaniepokoiłabym się, że zadaję ci ból.Lecz już nie teraz.- Przesunęła się niżej i po raz kolejny pocałowała bliznę, tak delikatnie, iż zebrało mu się na płacz.- Jak to się stało?- Co? Ach, rana na nodze.James zdołał sięgnąć pod moją zastawę, wpakował mi w brzuch drewniany miecz, ja zaś, cofając się, potknąłem się o kłodę i runąłem na plecy.Z kłody sterczała maleńka, lecz niestety bardzo ostra gałąź.Rozdarła bryczesy, no i mnie dopadła.- Byłeś dość duży, żeby cierpieć katusze, kiedy matka chciała cię opatrzyć?- O tak, jednak wybawił mnie ojciec, niech będzie błogosławiony na wieki.Osobiście oczyścił mi ranę.Hallie - powtórzył znowu jej imię.Wytropiła cienką bliznę na jego miednicy.Powstała, wyjaśnił jej, kiedy jako sześciolatka zrzucił go kucyk.Gdy polizała tę bliznę, ugniatając palcami jego ciało, Jasonowi wydało się, że nadszedł jego koniec.Pragnął zabębnić piętami w materac i wyzionąć ducha.Dzięki Bogu, nie miał już osiemnastu lat, zdołał więc zachować odrobinę samokontroli.Niemniej Hallie działała metodycznie.Nie spieszyła się.Wieczność trwało, zanim dotarła do jego piersi.Klęczała, pochylona nad nim, a rozpuszczone włosy opadały jej na twarz.Jej palce powędrowały ku bliźnie.Dotknęła jej delikatnie.- To rana od kuli.- Tak.- Sprzed pięciu lat.- Tak.- Opowiedz mi, Jasonie.Opowiedz, co się wtedy stało.Moim zdaniem już pora.Nie uważasz?Kiedy milczał, pochyliła się i pocałowała bliznę.- Jakże musiałeś cierpieć.Tak bardzo mi przykro.Coś ścisnęło go za gardło, potem zaś poczuł uderzenie bólu, tak brutalne i realne, iż na moment dech mu zaparło.Z jakże zamierzchłych czasów wywodził się ten ból, a jednak nadal mu doskwierał, wraz z poczuciem bezgranicznej bezradności.Wiedział, iż tę cenę musi płacić za swój przerażający błąd w osądzie.Chyba dostrzegła cierpienie w jego oczach, bowiem zasypała go pocałunkami, dotykała i gryzła delikatnie tu i ówdzie, dopóki ból nie ustąpił.Zdumiewał się, iż Hallie potrafi tak szybko, tak całkowicie go ukoić.- Zamierzała zabić mojego ojca - odezwał się.- Nie mogłem jej pozwolić.- Nie - odparła, nadal całując jego szyję, brodę, usta.- Oczywiście, że nie mogłeś, podobnie jak ja nie pozwoliłabym, żeby ktoś zabił mojego ojca, jeśli tylko bym potrafiła temu zapobiec.- Mierzyła w jego serce.Jest wyższy ode mnie o jakieś trzy centymetry.Zginąłby natychmiast.Mnie te błogosławione trzy centymetry uratowały życie.Zamknęła oczy, choć i bez tego widziała, jak jej mąż się rzuca, by zasłonić ojca, i jak kuła rozszarpuje mu ciało.Ogarnęła ją tak przemożna, paląca nienawiść do tamtej dawno zmarłej kobiety, iż przez chwilę wiedziała, co znaczy z całego serca życzyć komuś śmierci.Szkoda, że owa kobieta już nie żyła, że znalazła się poza jej zasięgiem.- Nie pojmuję.Dlaczego chciała zabić twego ojca? Uniósł rękę, by odgarnąć jej włosy z twarzy.Zdumiał się, ujrzawszy jej pociemniałe z wściekłości oczy.Jakim cudem tak głęboko przeżywała zdarzenie sprzed tylu lat, z czasów na długo przed tym, nim go poznała? Zrozumiałe i słuszne było to, iż on pamiętał, nosząc piekący ból niczym starą, dobrze znaną ciału koszulę.Może czas powinien był zatrzeć wyrazistość wspomnienia, tak się jednak nie stało.- Nazywała się Judith i uczyniła mnie posłusznym narzędziem w swoim ręku.Była piękna, uwiodła mnie jednak nie urodą, ale dowcipem, zdolnością zaskakiwania mnie.Śmiałem się i zdumiewałem jednocześnie.Pragnąłem ją poślubić.Nie dostrzegałem jej perfidii, aż było za późno.Okazałem się przeklętym głupcem.- Opowiedz mi o tym - nalegała.Przysiadła na piętach, naga, o alabastrowej skórze, a długie włosy opadały jej na ramiona i osłaniały piersi.Ręce wsparła na udach.- Opowiedz - powtórzyła.Jason nie chciał przywoływać wspomnienia, tak nadal palącego i ciążącego mu na duszy.Nie chciał, aby poznała przeklęte szczegóły jego postępków i uświadomiła sobie, jakim był wówczas głupcem - żałosnym młodzieńcem, który niemal zgubił własną rodzinę.Potrząsnął głową.Słowa jednak sanie wyrwały się z jego ust.- Główną role odegrała chciwość trojga do gruntu złych, wyzutych z sumienia ludzi.Mój ojciec znalazł się w oku cyklonu.- Opowiedział jej o Annabelle Trelawny, kobiecie, która zwiodła ich wszystkich, nie wyłączając Hollisa, i o tym, jak James otarł się o śmierć.- Ostatecznie zabił Louisa, brata Judith, jednak niewiele brakowało, Hallie.- Potarł pierś.Wróciło wspomnienie chwili, kiedy kula go dosięgła, rzucając w ramiona ojca.- Corrie zabiła obie kobiety.Brzmi nieprawdopodobnie, niemniej dokonała tego.Najpierw zastrzeliła Judith, potem zaś, żeby ratować Hollisa, Annabelle Trelawny [ Pobierz całość w formacie PDF ]