[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oczywiście tylko na jakiś czas, w charakterze środka zapobiegawczego.Mam poczucie, że jest to konieczne, bo znów wyjechał na wyprawę do odległego zakątka świata, a ja żyję w strachu.choćby o kradzież tożsamości lub inne konsekwencje.22Nie wiedziałam, czy łyknie moją bajeczkę, miałam tylko nadzieję, że nie będzie w tym moim steku bzdur wietrzyłkłopotów małżeńskich.Słyszałam, że bankier po drugiej stronie usiadł.Najwyraźniej szukał właściwych słów.— Fredę — odezwał się wreszcie tonem, który mi się nie spodobał.— Nie wiem, jak ci to powiedzieć.Ty już nie masz żadnych kont w naszym banku.Sądziłem, że wiesz.— Co ty wygadujesz?— Prawie miesiąc temu Gordon wyjął wszystkie wasze pieniądze.Przecież sama podpisałaś niezbędne dokumenty.— Nie podpisywałam żadnego zlecenia przelewu! Chociaż zakrył mikrofon ręką, nie do końca ściszył głos.— Abigail — rzucił na stronie.— Wyjmij akta państwa Ware.— Ned, co się dzieje?— O to musisz zapytać Gordona.Przekazałaś mu wszelkie pełnomocnictwa.Ku przerażeniu mojego ojca.Jeszcze bardziej przeraziła mnie seria reminiscencji, jak Gordon podchodzi do mnie pochylonej nad eleganckim biurkiem w stylu królowej Anny i podsuwa do podpisu stos dokumentów.Zwykle streszczał mi pokrótce ich treść, a ja podpisywałam bez czytania.Tak było szybciej.W ten sposób mogłam się spokojnie zająć działalnością dobroczynną.Serce podeszło mi do gardła.— Fredę, wiem tylko, że zamknęliśmy wam wszystkie rachunki.Nie wiem, co jeszcze mógłbym dodać.Rumieniec gorąca oblał mi twarz, bo dotarła do mnie prawdziwość słów Neda.Mój majątek wyparował.Odłożyłam słuchawkę.W lot pojęłam, że mąż mógł bez trudu okraść mnie do ostatniego centa, podczas gdy ja pozostawałam w błogiej nieświadomości.Jednocześnie zrozumiałam, że nie ma co ratować małżeństwa.Mogłabym przełknąć kłamstwo.Mogłabym przymknąć oczy na zdradę.Niedoczeka 52nie jednak, żeby jakiś mężczyzna okradł mnie z pieniędzy i żeby mu to uszło na sucho.Serce biło mi jak oszalałe, kiedy dzwoniłam do naszego adwokata Jima Wootena.— Witam panią— powiedziała uniżonym tonem jego sekretarka.— Już łączę.Kiedy znów usłyszałam w słuchawce trzask, wcale nie podniósł jej pan mecenas.— Bardzo przepraszam — powiedziała ta kobieta nieswoim głosem.— Nie zorientowałam się, że właśnie wyszedł.Ręce mi się spociły.Niezrażona wydzwaniałam do niego raz po raz.— Przecież już mówiłam, pani Ware, że pan Wooten jest nieuchwytny.Dopiero kiedy zrozumiała, że nie daruję, zirytowała się.— Proszę chwilę zaczekać.Zobaczę, czy już wrócił.Minęła dłuższa chwila, zanim słuchawka trzasnęła ponownie i podniósł ją Jim Wooten.— Witaj, Fredę! Jak się masz?Przywitał mnie serdecznie, jak gdyby wcale nie unikał mnie przez dwie godziny.— Rozwodzę się z Gordonem, dlatego chciałabym cię prosić, żebyś zebrał odpowiednie dokumenty, aby wszystko potoczyło się prawnie.to znaczy sprawnie.Dosłownie słyszałam, jak skrzypnęło pod nim krzesło, kiedy jęknął i się na nim oparł.— Cholera, ubolewam, że sprawy zaszły tak daleko.Dreszcz przeszedł mi po krzyżu, bo zrozumiałam, że moja prośba bynajmniej go nie zaskoczyła, jakby już rozmawiał z moim mężem o stanie naszego małżeństwa.— Fredę, chciałbym ci pomóc, ale.Krzesło skrzypnęło ponownie.— Ale co, Jim?Lodowa persona trzymała się dzielnie.Jeszcze raz westchnął z przejęciem i powiedział:23— Wiesz, że znam Gordona jeszcze ze studiów na Uniwersytecie Teksasu, potem razem byliśmy na prawie.Bardzo mi przykro, Fredę, ale w tej sytuacji nie mogę cię reprezentować.Moja kancelaria prowadzi liczne sprawy Gordona.Chyba rozumiesz, że oznaczałoby to konflikt interesów.Wcale nie rozumiałam.Zresztą moje rozumienie nie miało tu nic do rzeczy.Uświadomiłam sobie natomiast, że prawie wszystkich adwokatów w mieście łączą jakieś interesy z Gordonem (prowadzone zapewne w moim imieniu) albo z kimś z jego rodziny.Pieprzu sprawie dodawało to, że Papa Ware był emerytowanym sędzią.Rozbolała mnie głowa.— Fredę, poszukaj sobie innego dobrego adwokata.— Zawahał się.— Naprawdę bardzo mi przykro.Ledwo odłożyłam słuchawkę, telefon zadzwonił ponownie, aż podskoczyłam.Chwyciłam słuchawkę.— Gordon?— Fredericko, mówi twoja matka.Mama nigdy nie wita się „Cześć, kochanie" albo „To ja".Nie zniża się do takich banalnych sformułowań.— Cześć, mamo.— Poznaję po twoim głosie, że coś się stało.— Nic się nie stało.— To dlaczego tak nerwowo pytałaś, czy dzwoni Gordon? — zapytała, ale nie czekała na odpowiedź.— Co on takiego zrobił? Zawsze mówiłam, że to nicpoń.O, niejeden raz.— Thurmond — zawołała do męża.— Twoja córka wpadła w tarapaty.I na pewno ma to związek z Gordonem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]