[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przez chwilę miała takie samo poczucie klęski, jakiego doświadczały wrogie wojska na widok sławnego żołnierza na polu bitwy.Ten człowiek zawsze zwyciężał.Kim była, żeby przeciwstawiać się jego woli?- Mój Boże - powiedział łagodnie.- Spójrz tylko na siebie.Co ty robiłaś w tej sukience, dziewczyno? Sprzątałaś chlew?W jej oczach pojawiły się wesołe ogniki.Odnalazła w sobie bojowego ducha.Wuj Colum miał rację.Żaden Hay nie poddawałsię łatwo.Czyż nie wychodziła zawsze cało nawet z najgorszych opresji?Tyle że tym razem jej wrogiem był naczelnik, a jej słabe ludzkie serce było bronią, jakiej po mistrzowsku używał przeciwko niej.Duncan pokiwał głową nad jej żałosnym wyglądem: buntownicza twarzyczka, na wpół zakręcone, potargane przez wiatr włosy, kraj złotej tiulowej sukni mokry i oblepiony piaskiem.- Staram się być cierpliwy.Marsali.Edwina wytłumaczyła mi, że jesteś bardzo zdenerwowana przed dzisiejszym balem i że nie próbowałem zrozumieć, co czujesz.Chcę, żebyś wiedziała, że.Nie słyszała, co do niej mówi, zapatrzona w jego urodziwą twarz.Wiele dałaby za to, żeby móc teraz wodzić po niej palcem, poznawać ją przez dotyk.Najbardziej podobały jej się.jego oczy, 175JULIAN HUNTERniebieskie i przejrzyste jak toń górskiego jeziora, najpiękniejsze, kiedy pojawiał się w nich błysk emocji.- Że niezależnie od tego, co.- Urwał.- Czy ty mnie słuchasz?- Tak - skłamała, opuszczając wzrok.- Będziesz musiała przebrać się przed balem - powiedziałz westchnieniem.- I wyprostuj plecy, Marsali.Rzeczywiście, przygarbiła się jak staruszka.Wychylił się w siodle.- 1 wypnij.Gwałtownie uniosła głowę,- Już jest wypięta, milordzie - warknęła, posyłając mu urażone spojrzenie.Minęła jego konia, kierując się w stronę ponurego zamku, gdzie jeszcze przed końcem dnia miał zdecydować się jej los.Natychmiast zawrócił i zagrodził jej drogę.Jak anioł pomsty, objął ją w pasie i uniósłszy, posadził sobie na kolanach.Próbowała z nim walczyć, ale trzymał ją mocno.Jej ciało niepokojąco doskonale pasowało do jego ciała.Krew szumiała jej w żyłach.- Głowa do góry, dziewczyno - powiedział z udawanym współczuciem i spiął konia ostrogami.- O północy będzie już po wszystkim.Nie odzywali się do siebie w drodze do zamku.Duncan pomyślał, że na szczęście już po raz ostatni trzyma w ramionach tę piekielnicę.Ogarnięty nostalgią, wdychał zapach morza i wrzosu bijący z jej włosów i rozkoszował ciepłem jej ciała.Przypomniał sobie pierwszy dzień, kiedy stojąc przy nim, kazała go rozebrać.Musiał przyznać, że od tej pory robiła, co w jej mocy, by znieść bariery, broniące dostępu do jego serca.Spoglądając na zamkowe mury, zdał sobie również sprawę, że uległość Marsali była bardzo podejrzana.Trudno było uwierzyć w to, że jego plan na dzisiejszy wieczór zostanie zrealizowany bez zakłóceń.- Jestem naczelnikiem, Marsali - wyszeptał jej do ucha DZIKUSKA- i ostrzegam cię: masz do wyboru zamążpójście albo klasztor.Jeżeli dzisiaj sprawisz mi kłopot, jutro będziesz haftować na tamborku cytaty z Pisma Świętego.Gdy tylko dojechali do barbakanu, Marsali zeskoczyła na ziemię.Duncan patrzył, jak dziewczyna biegnie przez most zwodzony, mając nadzieję, że jego obawy okażą się bezpodstawne.Jednakże doświadczenie w ocenianiu sił i słabości wroga mówiło mu, że tak nie będzie.Może zresztą męczyły go jedynie jego własne wątpliwości, żal.że ją traci.Wciąż czuł niezwykle miły ciężar jej ciała na swoich kolanach.Gdyby nie była córką Andrew, od miesiąca spędzałaby noce w jego łóżku.Uwiódłby ją, byłaby jego.Niepokojąco znajomy hałas przerwał jego rozmyślania.Spojrzałna zwodzony most, który podnosił się ze zgrzytem.- Hej! - krzyknął ostrzegawczo.- Co wy wyprawiacie?! Opuść ten cholerny most, Archie, czy kim ty tam jesteś, opuść natychmiast! Marsali, jeśli to ty, to wiedz, że to wcale nie jest zabawne!Na murach pojawiła się Effie i włożywszy okulary, posłała mu harde spojrzenie [ Pobierz całość w formacie PDF ]