[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- O to właśnie chodziło - powiedział David.- Teraz wiem, że w razie potrzeby dasz sobie radę.Powtórzmy manewr raz jeszcze! Nie przestaniemy ćwiczyć, jeśli nie będziemy absolutnie pewni, że opanowałeś tę sztukę bezbłędnie.Przy piątej udanej próbie zdołałem utrzymać się w jego ciele całe trzydzieści sekund.Byłem kompletnie oszołomiony odmiennością postrzegania siebie - lżejsze członki, słabszy wzrok i szczególne brzmienie mojego własnego głosu dobywającego się z krtani Davida.Spoglądając w dół, widziałem jego 142dłonie, szczupłe, poznaczone żyłami, z ciemnymi włosami porastającymi grzbiet palców; moje dłonie!Jakże trudno było je kontrolować.Jedna z nich drżała wyraźnie; nigdy wcześniej tego nie zauważyłem.Wtem znowu poczułem wstrząs i wyleciałem w powietrze, by jeszcze raz wpaść jak kamień, z powrotem w dwudziestosześcioletnie ciało.Zrobiliśmy to dwanaście razy, zanim ten dozorca niewolników i kapłan Candomble przyznał, że musiałwalczyć ze wszystkich sił, by odeprzeć mój atak.- Następnym razem wskocz we mnie z jeszcze większym zdecydowaniem.Twoim celem jest odebranie ciała! I możesz być pewien, że nie odbędzie się to bez walki.Zmagaliśmy się przez godzinę.Kiedy w końcu zdołałem go wypchnąć na zewnątrz i utrzymać kontrolę nad ciałem przez dziesięć sekund, uznał że już dość.- To co James mówił o komórkach organizmu, to prawda.Poznają cię.Przyjmą z powrotem i będą walczyć, by zatrzymać cię wewnątrz.Każdy dorosły człowiek umie posługiwać się własnym ciałem o wiele lepiej niż nieproszony gość.A ty, oczywiście, potrafisz wykorzystać swoje nadprzyrodzone zdolności w sposób, o jakim on nie mógłby nawet marzyć.Sądzę, że uda nam się.W zasadzie jestem teraz tego pewien - oświadczył David.- Powiedz mi coś.Czy nie masz ochoty, by zanim skończymy, wypchnąć mnie z mojego ciała i wejść do środka? Żeby przekonać się po prostu, jak to jest?- Nie - odpowiedział ze spokojem.- Nie mam na to ochoty.- Nie jesteś ciekaw? - dopytywałem się.- Nie chciałbyś wiedzieć?Czułem, że wystawiam na próbę jego cierpliwość.- Posłuchaj, przede wszystkim nie mamy czasu na taki eksperyment.I może wcale mnie coś takiego nie interesuje.Wystarczająco dobrze pamiętam własną młodość.Prawdę mówiąc, aż za dobrze.Nie jesteśmy tu po to, żeby bawić się w podobne rzeczy.Nauczyłeś się atakować i tylko to się liczy.-Spojrzał na zegarek.- Już prawie trzecia.Zjemy jakąś kolację i idziemy spać.Czeka nas jutro pracowity dzień, trzeba będzie przeszukać statek i ustalić ostateczny plan.Musimy być wypoczęci i w pełni władz umysłowych.Chodź, zobaczmy, co się da zdziałać w kwestii jadła i napoju.Wyszliśmy na zewnątrz i idąc wzdłuż obiegającego budynek chodnika, trafiliśmy do kuchni -dziwacznego, wilgotnego pomieszczenia, pełnego gratów.W przerdzewiałej, rozpaczliwie rzężącej lodówce znaleźliśmy dwa talerze wypełnione jakąś papką i butelkę białego wina.Widać uprzejmy gospodarz nie zapomniał o nas.Usiedliśmy za stołem i przystąpiliśmy do pochłaniania posiłku.Oddawaliśmy się temu zajęciu, dopóki nie zniknęło ostatnie ziarenko ryżu, kęs słodkich ziemniaków i ostro przyprawionego mięsa, zupełnie nie zrażeni faktem, iż jedzenie jest lodowato zimne.- Czy możesz czytać w moich myślach? - zapytałem po opróżnieniu drugiej szklanki wina.- Ani trochę.Bezbłędnie opanowałeś sztukę maskowania się.- Ale jak mam to robić we śnie? Nie opracowaliśmy tego, a „Królowa Elżbieta II” zapewne jest już tylko sto mil stąd.Za dwie godziny wpływa do portu.- Robisz to w identyczny sposób jak na jawie.Po prostu zamykasz umysł.Zatrzaskujesz bramy myśli.Widzisz, nikt nigdy nie zasypia całkowicie.Nawet ludzie w śpiączce nie są kompletnie uśpieni.Wola zawsze pozostaje czynna.A to właśnie od niej wszystko zależy.Przyglądałem mu się, siedząc za stołem.Był wyraźnie zmęczony, ale nie wyglądał na rozkojarzonego czy choćby w najmniejszym stopniu osłabionego.Gęste ciemne włosy niewątpliwie podkreślały jego siłę i energiczność; w dużych ciemnych oczach płonął ten sam co zawsze zawzięty ogień.Szybko skończyłem posiłek, wrzuciłem talerze do zlewu i wyszedłem na plażę, nie zawracając sobie głowy wyjaśnianiem, co mam zamiar zrobić.Wiedziałem, że David powiedziałby, iż musimy odpocząć, jednak nie chciałem stracić niczego z tej ostatniej, rozgwieżdżonej nocy, którą miałem przeżyć jako człowiek.Idąc ku morzu, zrzuciłem z siebie ubranie.Nagi wszedłem w wodę.Była chłodna, lecz mimo to kusząca.Rozłożyłem ramiona i zacząłem płynąć.Oczywiście, z początku nie przychodziło mi to łatwo.Ale zacząłem sobie lepiej radzić, kiedy pogodziłem się z faktem, że ludzie robią to w ten właśnie sposób- pociągnięcie za pociągnięciem, na przekór falom, pozwalając, by woda sama utrzymywała na powierzchni ciężkie ciało.Wypłynąłem dość daleko w morze i przewróciwszy się na plecy, popatrzyłem w niebo, wciąż pokryte białymi, wełnistymi obłokami.Na chwilę ogarnął mnie głęboki spokój.Zapomniałem o zimnie przenikającym moją nagą skórę, o wilgotnym dotyku wody i dziwnym uczuciu bezbronności, jakiego doznawałem unosząc się na grzbiecie ciemnych, zdradliwych fal.Nadzieja na powrót w moje własne ciało napełniała mnie szczęściem, chociaż zdawałem sobie sprawę, że cała ta ludzka przygoda zakończyła się klęską.Nie sprawdziłem się jako bohater własnych marzeń.Ludzka egzystencja okazała się dla mnie zbyt ciężka.W końcu podpłynąłem z powrotem do brzegu i wyszedłem z wody.Podniosłem ubranie, otrząsnąłem je z piasku i przerzuciwszy przez ramię, pomaszerowałem do naszej niewielkiej sypialni.Paliła się jedynie lampka na toaletce.David, ubrany tylko w długą białą koszulę od piżamy, siedział na swoim łóżku, bliższym drzwi, i palił jedno z tych malutkich cygar.Spodobał mi się zapach, mroczny i słodki.Jak zwykle, przyjaciel wyglądał dostojnie.Z rękoma założonymi na piersiach, pełnym zaciekawienia wzrokiem patrzył na mnie wycierającego włosy i skórę ręcznikiem przyniesionym z łazienki.143- Dzwoniłem do Londynu - powiedział.- Jakie wiadomości? - Osuszywszy twarz, odrzuciłem ręcznik na oparcie krzesła [ Pobierz całość w formacie PDF ]