[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Spotkamy się tu za dwie godziny.Keff jeszcze raz spojrzał na wizerunek Carialle.Plenna zajęła miejsce na swym latającym tronie.Keff przykucnął za nią niczym poganiacz psiego zaprzęgu, a Brannel tak mocno chwycił oparcie, że aż zbielały mu kostki palców.- Uwaga! Gotowi! Start!Carialle otworzyła drzwi śluzy powietrznej i dziwaczny wehikuł szybko przeciął wąskie przejście.- Ju-hum! - wrzeszczał Keff, gdy przelatywali nad jaskiniami Wyniosłych Pierwotnych.Oczy obserwacyjne zamarły na ich widok.Cała przestrzeń wypełniła się latającymi krzesłami magów.Wszyscy rozglądali się za Plennafrey, która była już wiele kilometrów od Carialle.- Patrzcie! - wrzasnął Asedow, wskazując ręką kierunek, a cała grupa rzuciła się za nimi.Chaumel, Nokias i Ferngal zgodnym lotem pędzili wraz z resztą magów.Keff odwrócił się i zagrał im na nosie.- Uuu! - krzyczał w stronę goniących.Dwieście piorunów wystrzeliło z dwustu amuletów i batut, sterując się ku trójce uciekinierów.Plennafrey zdążyła postawić zasłonę, która odbijała uderzenia we wszystkich kierunkach.- Uwaga! Uwaga! - mówiła Carialle do Keffa.- Rośnie, rośnie… teraz!- Trzymaj się! - wrzasnął Keff, gdy po zaniku mocy stracili grunt pod nogami.Czuł drgnienie ramion Plennafrey.Brannel jęczał za strachu.W całej dolinie słychać było krzyki i lament magów, którzy pozbawieni swej mocy spadali bezradnie ku ziemi.Niektórzy omal nie uderzyli o twardy grunt, zanim skończył się czas zaniku energii.Jedna z czarodziejek siedziała oszołomiona wśród szczątków swego latającego krzesła.Tym razem okres zaniku mocy był także bardzo krótki, Carialle zdołała uruchomić silniki i uwolnić się z tajemnych więzów.Wzniosła się przy oszałamiającym ryku maszyn.W tej samej chwili setki magów zrobiły zwrot w powietrzu i podążyły za Carialle, zapominając o Plennafrey i Keffie.Kamery statku zarejestrowały obraz zdziwionych i rozwścieczonych twarzy.Chaumel uderzał nerwowo w swe krzesło.- Złapcie mnie, jeśli się wam to uda! - krzyknęła i odleciała na północ.Jeszcze tylko pięćdziesiąt metrów i Plennafrey przeniosła ich z doliny Klemaya na samotny szczyt.Brannel nic nie mówił, skulił się tylko u jej stóp.Keff sądził, że Pierwotny i śmiertelnie przestraszony, ale zmienił zdanie, gdy zobaczył pełne żaru i ciekawości oczy Brannela.- O, pani.Też chcę zrobić coś takiego! - krzyknął z entuzjazmem.- Byłbym najszczęśliwszą istotą, gdybym potrafił latać.Nigdy nawet nie marzyłem o czymś takim.Proszę cię, naucz mnie tego w pierwszej kolejności.Keff uśmiechnął się na to wszystko.- Myślę, że nie stracisz animuszu, gdy dowiesz się, ile wysiłku wymagają czary - powiedział.- Cóż za wspaniałe uczucie wolności! - usłyszał głos Carialle w swoim uchu.Carialle wiedziała, w którym kierunku lecą, i natychmiast połączyła się z implantem Keffa.- Muszę zwolnić, żeby nie zgubić adoratorów.Brak im wytrwałości.Potria już dwa razy prawie się zgubiła.- Czy jest tam jeszcze ktoś niepożądany? - zapytał Keff wskazując palcem na implanty oczne.- Nie widzę na razie oczu obserwacyjnych - odpowiedziała Carialle po chwili.Plenna przeleciała nad balkonem podobnym do tego, który znajduje się w rezydencji Chaumela, i uniosła się kilka centymetrów nad szare płytki,- Nie wolno tu lądować, bo stare linie mogą przekazać informacje - powiedziała Plennafrey.Brannel zeskoczył i szybko przedostał się do wnętrza.- Powodzenia! - krzyknął Keff.Plenna wzniosła się i zrobiła pętlę nad lądowiskiem, żeby przeczekać poniżej nawisu.Brannel czuł pod stopami drżenie podłogi, ale robił wszystko, żeby się tym nie przejmować.To było nic w porównaniu z szansą przystąpienia do magów, zostania ich przyjacielem, może nawet zrównania się z nimi.Nawet najprawdziwsza czarodziejka Ozranu okazała się bardzo miła.Mag Keff dał też tak ważną obietnicę! To wszystko dodawało mu otuchy.Przyspieszył kroku, idąc korytarzem wykładanym malowanymi płytkami.Doszedł do obramowanych na zielono drzwi i złapał za klamkę.- Co to? - zdziwił się Brannel.Jakiś owłosiony, wysoki osobnik z dłonią o pięciu palcach wyszedł mu naprzeciw.Miał dziwną twarz z płaskim nosem i podniesionymi kącikami oczu.Był mimo wszystko przystojny, prawie jak mag.- Jesteś obcy.Co tu robisz?- Przysłała mnie czarodziejka - powiedział Brannel i zdecydowanie ruszył na służącego, który się cofnął.- Kto? Jaka czarodziejka? - służący domagał się wyjaśnień.Spojrzał z pogardą na wydatne szczęki Brannela.- Nie jesteś jednym z nas?- Oczywiście, że nie - odpowiedział Brannel, prostując się - Jestem uczniem pani Plennafrey.Zdecydowana postawa przybysza zrobiła piorunujące wrażenie.Służący szeroko otworzył oczy.Brannel wszedł śmiało do środka.Pomieszczenie było pełne ozdobnych tkanin.Podszedł do czwartego obrazu, licząc od drzwi, i obejrzał go od tyłu.Spokojnie wyjął gruby zwój z ukrytej kieszeni.Zaczął iść, nie biec.Przeszedł koło przestraszonego służącego, przemierzył korytarz, aż wyszedł na balkon.Latające krzesło ukazało się niespodziewanie na krawędzi muru nad przepaścią i wystraszyło Brannela.Keff przywitał go pozdrowieniem, odebrał od niego paczkę i wciągnął go na obrzeże pojazdu Plenny.- Brannelu, spisałeś się! Cari, gdzie jesteś? - Mag Keff skierował pytanie w powietrze.- Jesteśmy w drodze na równiny.Tak, Cari! Mam to! Prawie wszystko rozumiem!Krzesło znów ruszyło na podniebny szlak.Brannel podziwiał widoki, zadowolony z tego, że spełnił swój obowiązek i z pewnością czeka go zasłużona nagroda.Kiedyś też będzie tak leciał ponad górami swoim własnym krzesłem.Alteis dopiero będzie miał na co patrzeć.- Czy to jest akurat to, czego chciałeś? - zapytała Carialle gdzieś znad bieguna południowego.- Tak! Instrukcje ze statku kosmicznego - powiedział Keff, nie mogąc oderwać wzroku od dokumentów.- Jednego z naszych statków.Całość napisana w języku standardowym, ale starym, bardzo starym.Oceniam to na dziewięćset do tysiąca dwustu lat.Sprawdź w pamięci zapisy dotyczące tego okresu dla - drżącym palcem przytrzymał dokument, prawidłowo odczytać symbol - CW-53 TMS Bigelow.Odszukaj informacje o tym, kiedy wyleciał i zniknął, bo na pewno nie ma żadnych śladów danych na temat lądowania na tej planecie,Keff przewracał poszczególne strony pożółkłego pliku, tak aby Carialle mogła się z nimi zapoznać dzięki implantom.- To cenna rzecz, ale delikatna - powiedział.- Gdyby coś się stało, zanim do ciebie dotrzemy, będziemy przynajmniej mieć kompletny rejestr zawartości.Okładki i strony wykonane zostały z gładkiego plastiku który teraz był bardzo podatny na uszkodzenia.Dzięki technologii sprzed tysiąca lat, druk laserowy był nadal doskonały czarny i czytelny.Patrząc na dokument, zastanawiał się nad tym, co pomyśleliby sobie autorzy, widząc, do czego służy ich dzieło.- Czy to są dobre dokumenty? - zapytała Plennafrey przekrzykując szum wiatru.- Nie tylko dobre, ale bardzo dobre! - odparł Keff, wychylając się w jej stronę, żeby pokazać schemat statku i oznaczenie wydrukowane na wewnętrznej stronie okładki pierwszego tomu.- To wszystko potwierdza, że jesteś potomkiem załogi statku kosmicznego ze Światów Centralnych, który wylądował tu tysiąc lat temu.Jesteś człowiekiem jak ja.- Wspaniale! - krzyknęła i chwyciła go za rękę.- To znaczy, że możemy być ze sobą.Będziemy mogli mieć dzieci.Keff otworzył szeroko oczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]