[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Tak mi przykro to słyszeć, sir.Może uda ci się coś zmienić teraz, kiedy zostałeś ostrzeżony?– Non! – Madame Miggault uśmiechnęła się triumfalnie.– Przyszłość się nie zmieni.– Zamknęła oczy i mówiła dalej: – Masz przyjaciela… Chce ci pomóc, ale jest za późno.Twoja tajemnica została odkryta.– Nagle otworzyła oczy.– Zdradzony! – wrzasnęła.A potem, znacznie ciszej: – Przez kogoś blisko ciebie.Bardzo blisko… – Zaczęła chichotać, jakby dostała jakiejś dziwnej czkawki; ramiona jej podskakiwały.Kitty przetłumaczyła, patrząc w podłogę, mówiła drżącym szeptem.Kiedy skończyła, pani Bradshaw pisnęła cichutko.– Co to może znaczyć? Och, aż ciarki mnie przechodzą.Miggy, nie mogłabyś znaleźć czegoś weselszego? Ślub…? Majątek…?– Żadnego ślubu.Żadnego majątku – oświadczyła radośnie Madame Migault.– Wszystkie twoje plany spalą na panewce.Wszystkie twoje marzenia umrą.A ty umrzesz z nimi.Dziś wieczór! – roześmiała się i nalała sobie kolejną szklankę ponczu.– Cóż.– Zabębniłem lekko palcami o stół.– Mam nadzieję, że nie spodziewa się pani napiwku.Ku memu zaskoczeniu Kitty wybuchła płaczem, szlochała w fartuch.Dotknąłem jej ramienia.– Daj spokój, Kitty.To tylko głupia zabawa.– Nie zabawa – zaskrzeczała w szklankę Madame Migault.– Pauvre Monsieur.Dziś wieczór umrzesz.– Madame! – krzyknęła pani Bradshaw.– Nie wolno mówić takich rzeczy! Och, panie Hawkins, nie wiem, co powiedzieć! Z reguły nigdy się tak nie zachowuje.Powiedziała mi, że przed Nowym Rokiem dostanę pieska.– Odwróciła rozmarzony wzrok.Kitty wstała nagle i wybiegła z pokoju.Jej kroki zadudniły na schodach, potem, gdzieś nad naszymi głowami, trzasnęły drzwi.Oddział Dąb.Pani Bradshaw zaczęła chichotać i dała mi kuksańca w żebra, mocno waląc łokciem w siniaka.Z bólu zacisnąłem zęby.– Och, jej – parsknęła śmiechem.– Obawiam się, żeś jej pan trochę zawrócił w głowie.Od razu pana polubiła, chociaż się do tego nie przyzna.To muszą być te pańskie piękne łydki.Potem usłyszała, jak pan mówił pani Roberts, że dla pana jest nikim.Powiedziałam: oczywiście, że tak, głupia babo.To prawdziwy dżentelmen! Nawet przez chwilę by o tobie nie pomyślał, bo niby dlaczego? Ale ona dalej się przysłuchiwała i wplątała się w sprawy nie dla niej… jej ojciec był lekarzem, zapewniam pana, ale jej matka… Cóż.Obwiniam pana Fleeta, że napycha jej głowę niesamowitymi myślami.Zanim zdołałem pomyśleć, jak odpowiedzieć na ten bulgoczący strumień plotek, do pokoju wszedł pan Grace, trzymając przy piersi czarną księgę.– Panie Hawkins.Nie przyszedł pan po oszacowanie.– Zabębnił cienkimi jak glisty palcami w okładkę.– Wie pan doskonale, że mój czynsz został zapłacony – odparłem niewzruszony.– Pan Fleet osobiście dał panu pieniądze.Grace wyniośle dmuchnął przez nos.– Są przepisy, Hawkins.Nie jesteś ponad nie, nawet jeśli masz potężnych przyjaciół.Musisz pójść, żeby wytłumaczyć się przed gubernatorem.Natychmiast.– Doskonale.– Wstałem powoli.List do Charlesa nadal miałem w kieszeni, najprawdopodobniej straciłem szansę, żeby skontaktować się z nim przed wieczorem.Mimo usilnych prób spędzę kolejną noc w tym podłym miejscu.Kiedy wychodziłem, Madame Migault chichotała w dłonie, oczy błyszczały jej złośliwie.– Tej nocy, monsieur – zakrakała.– Obiecuję.Tej nocy!Rozdział 16Idąc po schodach na spotkanie z nadzorcą, robiłem co mogłem, żeby wyglądać na pełnego optymizmu.Nie było to łatwe zadanie.John Grace szedł sztywno za mną, jakby mnie prowadził na szafot.Mówiłem sobie, że nie wierzę wróżkom, szczególnie takim starym wywłokom jak Madame Migault.Ale jej proroctwo, po którym tak szybko nastąpiło wezwanie do Actona, było niepokojące.Grace wprowadził mnie do długiego, niskiego pomieszczenia, rozciągającego się pod główną salą sądową.Spokojne miejsce odpoczynku dla sędziów i adwokatów, gdzie biedni dłużnicy i zrozpaczone rodziny nie będą ich niepokoić swoimi błaganiami.Togi wisiały na kołkach jak zdarte skóry.Okien nie było.Acton siedział za stołem po drugiej stronie pomieszczenia.Przy nim stał Cross z łańcuchami przewieszonymi przez ramię, a po obu jego stronach Chapman i Wills, jeden ze strażników.Zaschło mi w ustach.Tylu ludzi tylko po to, żeby dogadać się w sprawie czynszu? Za nimi troje więźniów zbitych w smutną małą grupkę: mężczyzna i jego żona trzymali się siebie i cicho szlochali, a trzeci – dżentelmen, którego pierwszego dnia widziałem z Gilbertem Handem – wyglądał na oszołomionego.Mocno trzymał stary, poszarpany pieróg, patrząc niewidzącym wzrokiem w podłogę.Długo szedłem do stołu.Acton przyglądał mi się bez słowa, ręce miał złączone przed sobą, jasne niebieskie oczy nawet nie mrugnęły.Ukłoniłem się.– Panie Acton.– Spóźniłeś się.Spojrzałem na ludzi stojących za nim.Cross odpowiedział spojrzeniem, potem odwrócił wzrok.– Proszę wybaczyć.– Księga, panie Grace.Grace podszedł i położył przed Actonem otwartą czarną księgę.Postukał w jeden z zapisów i odsunął się o krok.Acton udawał, że przez chwilę coś czyta, potem pokręcił głową.– Hawkins, nie zapłaciłeś czynszu.– Zapewniam pana, że zapłacono za mnie do końca przyszłego tygodnia – zmarszczyłem brwi.– Pan Grace może to potwierdzić.Acton popatrzył na swojego urzędnika, udając zdziwienie.– Czyżby się pan pomylił, Grace? Sir, to się źle dla pana skończy.Nie toleruję pomyłek w moim więzieniu.Blade wargi Grace’a wygięły się w paskudny uśmiech.– Myślę, że to więzień się pomylił, gubernatorze.Serce mi zamarło.To nie była zabawa.Działo się tutaj coś złego.– Panie Acton.Obawiam się, że nastąpiła jakaś pomyłka.Pan Fleet zapłacił za mnie czynsz panu Grace’owi w czwartek po południu – tego dnia, kiedy tu przybyłem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]