[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przybiegł ku niej w podskokach z bukiecikiem stokrotek i jaskrów w rączce.– To dla ciebie, ciociu Meg – powiedział, wręczając jej kwiatki, i cmoknął ją w policzek.A potem odbiegł, nim zdążyła mu podziękować.Martwiło ją jeszcze coś innego.Prawie od miesiąca była mężatką, a od ślubu nie miała okresu.Spóźniał się już o trzy dni.Co prawda to niewiele, ale przedtem zawsze miesiączkowała bardzo regularnie.Sama nie wiedziała, czy powinna się tym martwić, czy cieszyć i czy w ogóle ma to jakieś znaczenie.Osiem dni po kłótni z Duncanem wracała po południu z ogrodu, niosąc całe naręcze ciętych kwiatów, którymi chciała ozdobić salon.Duncan, co mogła zobaczyć, zmierzał od stajni wraz z Tobym.Chłopiec trzymał go za rękę i coś do niego mówił.Widocznie wrócili z przejażdżki.Margaret poszła ku domowi, nie czekając na nich.Odwróciła się jednak, z nogą już na stopniu, i spojrzała na podjazd.Duncan zatrzymał się i popatrzył w tym samym kierunku.Nadjeżdżał ktoś na koniu, choć jeździec był jeszcze za daleko, żeby można go było rozpoznać.Za nim ukazało się więcej koni.Cztery z nich ciągnęły elegancki powóz, który Margaret poznała od razu, pomimo odległości.Należał do Elliotta.A więc Elliott i Vanessa przybywali z wizytą? I Stephen? Nagle rozpoznała samotnego jeźdźca.– Popatrz, ciociu Meg! – zawołał Toby, biegnąc ku niej I wskazując palcem na powóz.– Goście do nas jadą! Kto to może być? Papa mówi, że to ktoś nietutejszy.– Mój brat – odparła z uśmiechem.– A jak mi się zdaje, także moja siostra ze szwagrem.Och, jak bardzo chciała, żeby w powozie znajdowała się właśnie Nessie.I jej dzieci.Stłumiła absurdalną chęć, żeby wybiec im naprzeciw.Stała bez ruchu, ściskając kurczowo kwiaty.Spojrzała przelotnie na Duncana, który stanął przy niej.– To Stephen – powiedziała, całkiem niepotrzebnie, bo był już tak blisko, że bez trudu można go było poznać.– i powóz Elliotta – Stephen! – zawołała, gdy podkowy konia zastukały na tarasie.Położyła kwiaty na stopniu i wyciągnęła do brata ręce, śmiejąc się i płacząc jednocześnie.Zeskoczył z konia jednym płynnym ruchem i porwał ją w ramiona, a potem długo w nich trzymał, mocno i w milczeniu.– Meg – szepnął, kiedy już ją puścił, i obydwoje odsunęli się na bok, żeby zrobić miejsce dla powozu, który zahamował u stóp schodów.Margaret natychmiast uściskała z radością siostrę i już odwracała się w stronę Elliotta, kiedy coś jej zaczęło świtać.Nikt z nich się nie uśmiechał i nikt nic nie mówił.Wymówili jedynie jej imię.Coś tu było nie tak.Coś się musiało stać Kate albo któremuś dziecku! Dzieci Nessie i Elliotta nie było w powozie, a przecież nigdzie się bez nich nie ruszali.Margaret cofnęła się i z rosnącym strachem patrzyła na rodzeństwo.Czuła, że blednie.– Przyjechaliśmy najprędzej, jak tylko można, żeby was ostrzec – powiedział Stephen, przenosząc co chwila wzrok z niej na Duncana.– Tur.– Stephen! – wykrztusiła nagle Vanessa.– Dziecko!– Och.– Margaret spojrzała na Toby'ego, który przywarł do jednej z nóg Duncana, chowając się za nią.– No, oczywiście.Przecież nic im nie powiedziała.Duncan zgodził się, co prawda, choć niechętnie, żeby nie ukrywać przed sąsiadami, kim jest Toby, ale nie chciał, żeby wiedzieli o tym inni, łącznie z ich rodzinami.– To jest Tobias, czyli Toby – oznajmiła, uśmiechając się do niego.– To znaczy.syn Duncana.– Witaj, Toby.– Vanessa również uśmiechnęła się do chłopca.– Miło mi cię poznać.Toby nadal krył się za Duncanem.– Może byśmy tak weszli do domu? – Duncan położył dłoń na głowie chłopca.– Maggie zabierze was do salonu, a w tym czasie przygotuje się sypialnie.Dołączę do was, kiedy odprowadzę Toby'ego do pokoju dziecięcego.Minę miał niewesołą, jak zresztą wszyscy.Margaret schyliła się po kwiaty i podała je lokajowi, a potem wskazała krewnym drogę do salonu.Póki Duncan nie wrócił, prowadzili tam – niewiarygodna rzecz! – przez całe kilka minut nadzwyczaj uprzejmą konwersację.Margaret pytała o dzieci, a Vanessa jej odpowiadała.Gdy spytała Elliotta, jak im minęła podróż, a Stephena o plany na lato, odpowiedzieli jej również.Całkiem jakby wszyscy nie byli świadomi katastrofy.Nie chodziło wcale o Kate ani o dzieci, jak sobie uświadomiła, bo zaraz by jej wszystko powiedzieli.Nalewała właśnie herbaty, gdy Duncan wszedł i zamknął za sobą cicho drzwi.Odstawiła dzbanek, choć pozostała jej do napełnienia jeszcze jedna filiżanka.Nikt jednak nie sięgnął po herbatę.– Przybyliśmy, żeby was ostrzec – powtórzył Stephen po chwili ciszy.– Na szczęście wszyscy troje byliśmy w Londynie, choć Monty i Kate wrócili już na wieś.Zaczęto rozpowiadać, Sheringford, że trzymasz tu jakieś dziecko.– Tak, mieszka ze mną mój syn.– Duncan wszedł głębiej do pokoju, choć nie usiadł.Zresztą, żaden z mężczyzn tego nie zrobił.Elliott stał przy kredensie, a Stephen przy oknie.– Maggie wiedziała o tym, nim się pobraliśmy, i nie zgodziła się, żeby go ukrywać.– Kocham go – odezwała się – jakby był moim własnym dzieckiem.Poczuła, że szumi jej w uszach.– Och, Meg! – wpadła jej w słowa Vanessa.– Ludzie mówią, że Toby nie jest dzieckiem Duncana, tylko Randolpha Turnera.Wiek by się rzeczywiście zgadzał, wygląd również
[ Pobierz całość w formacie PDF ]