[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaraz pokażę ci, jaka jesteś duża i dorosła!Palcami rozchylił to, co zostało z mojej bluzki, rozdarł suwak przy moich spodniach i ściągnął mi je do kolan, choć próbowałam przytrzymać je lewą ręką.Próbowałam wierzgać, ale przyszpilił mnie do podłogi.Łzy spływały strużkami po mojej twarzy, ale nie płakałam.Przeklinałam go.- Niech cię szlag! Bodajbyś zdechł! Niech cię piekło pochłonie! Silnym szarpnięciem ściągnął mi majtki aż do kostek, a drugą ręką rozpiął suwak i rozporek przy swoich spodniach.- Zamknij się.Zaraz sprawię, że się zamkniesz.Nauczę cię.Rozerwał moje majtki, jakby były z papieru.A potem dźwignął mnie lekko w górę i rozwarł mi szeroko nogi.- Ty skurwielu! - Próbowałam go uderzyć całkiem zdrętwiałą prawą ręką.- Ty mała szmato.Powinienem był to zrobić już dawno temu.Zawsze tego chciałaś.Nie mów, że nie.Kolanem rozwarł mi uda szerzej, a jedną ręką zdzielił na odlew w twarz.Zaśmiał się, jakby spodobało mu się, że ma na kłykciach moją krew, i uderzyłmnie znowu.Otworzyłam usta, aby krzyknąć, a on zacisnął rękę na mojej szyi.- Dam ci to, czego zawsze chciałaś - wycedził i osunął się na mnie całym ciałem.Z moich ust dobywało się ciche skomlenie.On zaczął manipulować palcami między moimi udami, przygotował mnie, otworzył, po czym cofnął się nieznacznie i spojrzał na mnie oczyma gorejącymi nienawiścią.- A teraz - warknął i wdarł się we mnie, osuwając się z kolan.- Teraz dostaniesz nauczkę.- Z jego ust raz po raz padały krótkie, gniewne zdania.-Nigdy więcej nie będziesz mi pyskować.Będziesz trzymać gębę na kłódkę.I robić, co ci każę.Powiesz Anney to, co ci kazałem.Zaparło mi dech.Zaczęłam się krztusić.A on wbijał się we mnie raz za razem rytmicznymi ruchami bioder.Miałam wrażenie, jakby rozdzierał mnie od środka, przy każdym pchnięciu uderzałam pośladkami o podłogę, a on sprawiał mi ból, wdzierając się we mnie i napierając całym ciężarem.- BOŻE! - krzyknęłam ze wszystkich sił, ale nie dość głośno, nie na tyle, aby ktokolwiek coś usłyszał, lecz puścił moją szyję i zdzielił mnie w twarz, rozbijając mi wargi o zęby.Zaczął poruszać się rytmicznie.- Nauczę cię, ja cię nauczę.- Za każdym razem, gdy to powtarzał, walił moją głową o podłogę.Zdechniesz! Zdechniesz! - wrzeszczałam w myślach.Zgnijesz, a twoje ciało zacznie odpadać od kości.Bóg ci za mnie odpłaci.Twoje kości sczezną, a krew będzie płonąć żywym ogniem.Rozerwę cię na strzępy i rzucę psom na pożarcie.Jak w Biblii, tak jak być powinno, Bóg weźmie za mnie odwet.Bóg nie pozwoli, by coś takiego uszło ci płazem!Przez cały czas macałam lewą ręką wokół siebie w poszukiwaniu jakiejś broni, czegokolwiek.Gdzie się podział ten nóż? Gdzie była ciocia Alma?Podniósł się, opierając całym ciężarem o moje ramię, i raz po raz wbijał we mnie członek niczym miecz.Daj mi coś! Cokolwiek! - błagałam.Na próżno próbowałam go ugryźć, ale miałam poobijane wargi i zęby zaciśnięte zbyt mocno.Daj mi coś!Zesztywniał, odchylając głowę do tyłu i szczerząc zęby.Poczułam, jak jego uda drżą, dotykając mego ciała, a moje pośladki zaczęły się ślizgać w kałuży krwi rozlewającej się po podłodze.Proszę, Boże, błagam, Boże.Pozwól mi go zabić.On zwiotczał, dysząc ciężko.Zdjął dłoń z moich ust, ale nie chciałam już krzyczeć.Krew i soki, jego i mój pot, krew ściekała mi po szyi i udach, między obolałymi piekącymi udami czułam lepkość i jego zapach.Jak to możliwe, że to stało się tak szybko? Próbowałam oblizać usta, ale miałam zbyt spuchnięty język.Nie mogłam nim poruszać, otwierałam i zamykałam usta, lecz nie wydawałam żadnego dźwięku.Czarne i czerwone plamy wzbiły się pod sufit i spłynęły z powrotem w moją stronę.Tatko Glen poruszył się lekko, mamrocząc coś, czego nie słyszałam ani nie rozumiałam.Z tyłu, za nim ujrzałam otwarte drzwi i promienie popołudniowego słońca.Zamknęłam oczy, otworzyłam je i poczułam, że na chwilę straciłam przytomność.On wciąż leżał na mnie, ale coś było nie tak, coś wisiało w powietrzu.Znów zerknęłam w stronę drzwi i wtedy ją zobaczyłam.Wielka, biała twarz mamy zbliżała się w naszą stronę, w moją stronę.- Mamo - próbowałam wykrztusić, ale nie udało mi się wydobyć z siebie głosu.Ciało Glena drgnęło i zsunęło się ze mnie.Powietrze uderzyło mnie jak pięść, docierając do wszystkich moich otwartych i wilgotnych miejsc.Zaszlochałam.A on krzyknął.- ANNEY!Uderzyła go czymś, czego nie dostrzegłam.A potem zaczęła chwytać różne rzeczy, naczynia z kuchni, talerze, szklanki, wszystko, czym tylko mogła w niego rzucić.Uśmiechnęłam się, kąciki moich ust popękały, ale to nie miało znaczenia.- NIE, ANNEY, NIE!- TY POTWORZE!- Nie, kochanie.To nie to, co myślisz.Wobec tego, co to jest? - pomyślałam i przewróciłam się na brzuch.Ból, kolana, uda, twarz, wszystko mnie bolało, ale to nie miało znaczenia.Było jakieś odległe, nierzeczywiste.Tuż przy mojej twarzy spoczywała moja ręka, odrętwiała, bez czucia, jakby obca.- TY! - krzyknęła moja mama.Znów usłyszałam trzaski, ale nie uniosłam wzroku.Czy pomyśli, że chciałam, aby to zrobił? Czy uzna, że go o to poprosiłam? Co on jej powie?Musiałam powiedzieć jej, że z nim walczyłam, że nigdy, przenigdy, nie chciałam, aby mnie dotykał.Ale wypływająca ze mnie krew odbierała mi całą energię i zabierała powietrze.Nie mogłam mówić ani nawet myśleć.Przez chwilę pragnęłam umrzeć, aby nie zobaczyć więcej twarzy mamy czy jego.Nigdy więcej.Przenigdy.Proszę, Boże, niech on umrze, niech ja umrę, niech ktoś umrze.Nie pozwól mu skrzywdzić mamy.- Ty draniu! Ty potworze!- Anney, proszę!- Nie dotykaj mnie! Nie dotykaj jej!Czułam w ustach smak łez, smarków i krwi płynącej z ucha.Splunęłam i spróbowałam się podnieść.Musiałam wstać, zrobić coś, zabrać stąd mamę.Mama dotykała mnie, obmacywała, sprawdzała, co mi zrobił.Trochę przejaśniało mi w głowie i uniosłam wzrok [ Pobierz całość w formacie PDF ]