[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po śniadaniu wskakuję do samochodu, przypinam się pasami do oparcia, wpadam w rzekę mknących po autostradzie samochodów z szybkością 100 km na godzinę i oddaję się porannej modlitwie.Modlitwa ta składa się ze Składu Apostolskiego, trzykrotnego „Wieczny pokój"., prywatnej prośby w intencji rodziny, przyjaciół, Papieża, Kościoła katolickiego, pokoju powszechnego oraz spraw codziennych i materialnych, takich jak żeby mi się samochód nie psuł i żebym nie uległ wypadkowi w tej zwariowanej jeździe (jeżdżącdo pracy robię dziennie 80 km), o dom i wreszcie modlę się o pracę, którq sobie cenię i której nie chciałbym stracić.Przejeżdżając koło kościoła mówię w myśli: „Niech będzie pochwalony Przenajświętszy Sakrament na tym ołtarzu oraz na wszystkich ołtarzach świata".W domu, szczególnie przy kolacji, staram się odmawiać z rodzina modlitwę przed i po jedzeniu.Także w samochodzie i różnych drobnych wolnych chwilach staram się odmawiać różaniec, jedną tajemnicę dziennie.Wieczorem przed snem odmawiam podobną modlitwę jak ramo w samochodzie, lecz już bez intencji prywatnych.Mój udział we mszy św.Modlę się z mszalika.Modlitwę odmawiam, niestety, przeważnie „automatycznie".Po prostu chcę nadążyć za księdzem.Podczas tutejszych kazań siedzę przeważnie naburmuszony i często w myśli zgrzytam zębami, pomstując na paplaninę o loterii na francuskiego pudla, organizowaniu zabawy parafialnej, pieleniu kwietnika przykościelnego lub nagabywaniu parafian o przepisy kucharskie, które moją być wydane w formie książki przez parafię! Nie do wiary, ale to wszystko najautentyczniejsze przykłady.O Bogu tutejsi proboszczowie wspominają rzadko i jakby na marginesie, bo po prostu na to brak czasu.Jednym słowem, tutejsze kazania są dla mnie próbą cierpliwości i pokory, z których, niestety, nie zawsze wychodzę zwycięsko.Reszta mszy św.zmierza do Przenajświętszej Ofiary, której ukoronowaniem jest komunia św., do której staram się przystępować co miesiąc, a czasami i częściej.Każdą mszę św.ofiarowuję w jakiejś intencji wierząc, że jest to największa ofiara, jaką stworzenie może złożyć Stwórcy.• Ankieta 194, mężczyzna, lat 34, wykształcenie wyższe, małe miastoJestem nauczycielem w małym prowincjonalnym miasteczku Pomorza Zachodniego.Od czterech lat pracują w zakładzie specjalnym dla kalek, sam bądqc zresztq ułomnym.Trwałe kalectwo, bądqce wynikiem paralitycznego porażenia, które od wczesnego dzieciństwa jest moim nieodłącznym udziałem, wywarło na mojq psychiką i moje czynności swoistą specyfiką.Jej też ulec musiał mój stosunek do Boga, niq nacechowana jest moja cała postawa — moja modlitwa.Całokształt mojej osobowości można trafnie zamknąć w określeniu „pokornego buntownika".Dwa kontrasty stanowią wierne odbicie mojej osobowości.Jestem w sile wieku mąskiego, nie przekroczyłem jeszcze 35 roku życia, a mimo to wydaje mi sią, iż „przeżyłem czasu wiele".Cierpienie dało mi tą młodzieńczą starość, która przy zachowaniu brawury tak charakterystycznej dla młodości dała jednocześnie umiar, rozwagą bą-dącą zaletą i wynikiem lat dojrzałych — czasem może dopiero sądziwego wieku.A jednak jest u mnie mimo wszystko coś z dziecka, z ufnego kochającego dziecka.Nie może być zresztą inaczej, jeżeli moją ukochaną modlitwą stanowi „Ojcze nasz".Długo zastanawiam sią nad treścią ankiety i moim w niej uczestnictwem.Jest to chyba najtrudniejsza z ankiet, w jakiej kiedykolwiek brałem udział.Nagle całe doświadczenie nagromadzone w przeszło 30 latach, cała wiedza praktyczna i teoretyczna zdobyta w życiu, w pracy i na studiach uniwersyteckich staje sią nieporadna
[ Pobierz całość w formacie PDF ]