[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Wypełniliśmy wniosek o wszczęcie poszukiwań – powiedział Bussmann i spojrzał z przyganą na Henry’ego, który zwrócił mu uwagę na to, że na jednej z półek leży co najmniej ze dwadzieścia szali, a pośród nich z pewnością trzy lub cztery granatowe.– Nie rozumiesz tego, Henry: kto chce oddać za szal całą miesięczną pensję, dla tego musi on mieć jakieś szczególne znaczenie.– Możliwe – odparł Henry – ale w zasadzie szal łatwo zastąpić innym, a w ogóle: w jakiś sposób wszystko można zastąpić czym innym.– Nie, młody przyjacielu – wtrącił się Harms – tu się pan myli; nie wszystko można zastąpić, są straty, których nic nie powetuje, straty, które są po prostu nieodwracalne; zrozumie pan to, gdy jeszcze trochę dłużej pan z nami pobędzie.– A po chwili, zmienionym głosem: – Wie pan, u nas w domu leży w drewnianej czarce łyżka, którą można by po tysiąckroć zastąpić, jak by to pan powiedział; ale gdyby ta łyżka zginęła, oznaczałoby to dla mojego ojca najboleśniejszą stratę.Sam wyciął ją z blachy aluminiowej i wyklepał młotkiem, wtedy, gdy był w niewoli za Uralem.– W porządku – przyznał Henry – to jest pamiątka, budzi wspomnienia, i dlatego jest tak szczególnie cenna, lecz jeśli chodzi o jej wartość użytkową, może ją zastąpić każda dowolna łyżka.– Powie pan, że to niemożliwe – rzekł Harms – ale, niezależnie od tego, co mój ojciec je, jego własną łyżką smakuje mu wszystko lepiej i inaczej, niż kiedy używa jakiegoś produktu seryjnego.Henry chciał powiedzieć, że temu wyjątkowemu przeżyciu smaku niepodobna niczego przeciwstawić, milczał jednak i patrzył wyzywająco na Paulę, jakby od niej oczekiwał jakiejś pojednawczej maksymy, która by wszystkich usatysfakcjonowała, wydawało się jednak, że Paula nie jest gotowa łagodzić sytuacji ani opowiadać się po czyjejkolwiek stronie.Jakby chciała im pokazać, jak bezsensowna i nie w porę jest ich różnica zdań, bez słowa przyniosła ze swojego biurka najnowszy egzemplarz „Freie Presse”, bez słowa go rozpostarła i wskazała na zajmujący trzy szpalty nagłówek: POKER O PERSONEL KOLEJOWY.Widząc zaś, że żaden z jej kolegów jeszcze nie zna tego tekstu, odchyliła się w krześle i odwróciła gazetę tak, żeby wszyscy jednocześnie mogli przeczytać artykuł, a przynajmniej przebiec go oczyma.Przeczytali więc, że zachodzi niebezpieczeństwo, iż olbrzymia góra długów przygniecie kolej; przeczytali, że koszty zatrudnienia personelu muszą zmniejszyć się o trzy koma sześć dziesiątych miliarda, zapoznali się z postulatem zarządu, opowiadającego się za zwolnieniem pięćdziesięciu tysięcy lub nawet większej liczby pracowników.Raz po raz czytali słowa „reforma kolei”, przeczytali też powtórnie formułę, wyrażającą treść porozumienia związku pracodawców co do zapewnienia osłony socjalnej podczas akcji zmniejszania zatrudnienia.Paula pozwoliła im czytać i czekała na reakcję, na jakiś komentarz, ale żadnemu z trzech mężczyzn najwyraźniej nie przychodziło nic do głowy albo też nagle poczuli się zaliczeni do zwalnianych i na tyle tym dotknięci, że zaczęli zastanawiać się nad możliwościami, jakie im jeszcze pozostały.Na ich twarzach malowało się niedowierzanie, ale również zatroskanie, na formułę „przedłużenie czasu pracy bez wyrównania strat w wynagrodzeniu” Harms zareagował tylko machnięciem ręki.Pierwszy zabrał głos Henry.Roześmiał się krótko i złapał za szyję.Powiedział:– Sam bym nie wpadł na takie pojęcie: „wartość wytwarzana”, tu w czwartym akapicie: „wartość wytwarzana wśród maszynistów, konduktorów i służby manewrowej wynosi około pięćdziesięciu do sześćdziesięciu pięciu procent opłaconego czasu pracy.” Chciałbym wobec powyższego wiedzieć, ile procent wytwarzanej wartości przypada na nas w tym biurze.Jak pan sądzi, panie Harms?Harms wziął lalkę w obie ręce, popatrzył na zaklejone nacięcie, pokiwał głową, jakby coś oceniał, a potem odpowiedział Henry’emu:– No cóż, gdybym miał oceniać pańską znajomość anatomii i zręczność podczas operacji, to wartość wytwarzana wyniosłaby sto dziesięć procent.Wszyscy się roześmiali, Paula mrugnęła do Henry’ego i podała mu paczkę papierosów; Bussmann zaś powiedział:– Gdyby policzyć wszystko, co leży w naszej szafie z przedmiotami wartościowymi, człowiek mógłby sobie za to jakiś czas nieźle pożyć.Harms podziękował za kawę i podał lalkę Henry’emu ze słowami:– No to chodźmy wytwarzać dalej te wartości.Po bokach wejścia do supermarketu stały dwa druciane kosze: jeden był pełen kostek mydła, w drugim zaś leżały małe pudełeczka z cukierkami szałwiowymi.Henry sprawdził obie promocje, zdecydował się na cukierki i przez otwarte drzwi spojrzał w kierunku kasy, a ponieważ niewielu klientów czekało na obsłużenie, wszedł do środka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]