[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oddala nie tylko dlatego, że chciała zostać jego żoną, ale dlatego, że go pokochała.Tymczasem jemu chodziło tylko o to, by zaspokoić swoje żądze i pozbawić ją cnoty.- Idź stąd, ty nędzniku - powiedziała cicho, a z jej ciemnych oczu posypały się błyskawice.- Po prostu idź!- On, który mówił, zaraz, co on mówił właściwie? - drążyła zrozpaczona.Powiedział, że jej chce.To prawda wiem że.- Nie miałeś wobec mnie innych zamiarów poza tym, by zabrać mi dziewictwo - odezwała się cicho i spojrzała na niego zapłakana.- Wszystko, co mówiłeś, i wszystko, co robiłeś, było po to, by mnie do tego nakłonić.Co z ciebie za człowiek?- Nie musiałem cię aż tak bardzo namawiać - rzucił krótko.- Byłaś bardzo chętna.I podobało ci się, nie próbuj mi tu teraz wmawiać, że było inaczej.Było ci dobrze i chciałaś tego równie mocno jak ja.Inaczej nie pozwoliłabyś, abym cię wziął dwa razy - dodał ze zgryźliwą ironią.Margrethe wstała powoli i stanęła przed nim blada, z mokrymi od łez oczami.Czuła ból w łonie, ale przede wszystkim targała nią rozpacz.Nie tylko z powodu własnej nienawiści, ale również z powodu tego, co zrobiła swoim bliskim, którzy tak ją kochali i się o nią zawsze troszczyli.Byli z niej tacy dumni.Strasznie zawiodła ich i siebie samą, zniżając się do takiego czynu.Przeszła ją straszna myśl, że jest zepsuta.Nie lepsza od kobiet, które sprzedają się za pieniądze, o czym słyszała.Kiedy tak stała w promieniach zachodzącego słońca i patrzyła na mężczyznę, z którym przez krótką chwilę w marzeniach dzieliła życie, Margrethe Buvik gwałtownie dorosła.Nie wiedziała, co się teraz z nią stanie.Przez moment uderzyła ją straszna myśl, że może we wrzosowiskach; Bengt spłodził jej dziecko.Jęknęła i przytrzymując się pnia, aby nie upaść, zwymiotowała.- Na Boga, dziewczyno - odezwał się Bengt zniecierpliwiony.- Gdybym wiedział, że tak ciężko to przyjmiesz, nie zawracałbym sobie tobą głowy.Wymierzyła mu policzek z taką siłą, że aż się zachwiał.ROZDZIAŁ 9Kiedy Margrethe wreszcie dotarła do Stornes, słońce już dawno zaszło.Długo siedziała oparta o przewrócony pień brzozy, nim zebrała się do powrotu.Aby nie natknąć się na ludzi wracających z hali, odbiła w górę i trochę pobłądziła w trudnym do pokonania terenie, nim odnalazła ścieżkę prowadzącą w dół.Bolała ją głowa i co chwila musiała się zatrzymywać, bo zbierało jej się na wymioty, ale w żołądku miała już całkiem pusto.Myśl o tym, co zrobiła, tkwiła w niej niczym cierń.Zawsze jej powtarzano, że cnotę należy zachować do ślubu, a przynajmniej do chwili, gdy zyska się pewność, że z tym mężczyzną chce się dzielić życie.Nigdy wcześniej nie przyszło jej do głowy, by się komuś oddać.Dopiero dziś, gdy spotkała Bengta Innstada, nie miała wątpliwości, że to ten właściwy mężczyzna.Zapewniał, że czekał właśnie na nią i tylko jej pragnie.Uwierzyła mu, bo sądziła, że mężczyźni nie wypowiadają takich wyznań, jeśli nie są szczere.Nie przyszło jej do głowy, że może być inaczej.Bo przecież to, co się między nimi wydarzyło, dla dwojga ludzi powinno być najcenniejsze.To moja wina, widocznie coś zrobiłam nie tak, zarzucała sobie, wycierając cieknące po twarzy łzy.On mnie chciał, ale pewnie oczekiwał, że mu odmówię, że nie dopuszczę go tak blisko pierwszego dnia znajomości.Zyskała niemal pewność, że to ona popełniła błąd.Przez swoją lekkomyślność i otwartość zraziła go do siebie.On ją kochał, tego była pewna, ale, oczywiście, oczekiwał, że jest przyzwoitą dziewczyną i strzec będzie swego dziewictwa, jeśli nie do ślubu, to przynajmniej jeszcze przez jakiś czas.Zapewne tylko dziewczęta lekkiego prowadzenia pozwalają mężczyźnie na wszystko już pierwszego dnia znajomości, tak jak ona pozwoliła.Myśl, że straciła Bengta przez to, że nazbyt ochoczo mu się oddała, wywołała nowy potok łez.Ale w takim razie czemu zwabił ją na wrzosowiska, rozpiął bluzkę i.Margrethe opadła bez sił na kamieniu i ukryła twarz w dłoniach.Nic nie rozumiała z tej całej gry.Przecież czuła, że to właściwy mężczyzna, choć rozsądek podpowiadał jej, że nie wszystko jest tak, jak należy.Jednak tak bardzo się bała, że straci Bengta, jeśli się nie zgodzi na to, czego od niej żąda! Tymczasem tego właśnie nie powinna robić, bo przez to on stracił dla niej szacunek.Tak samo pewnie zareagowaliby inni, gdyby się dowiedzieli.Margrethe wstała, ale znów naszła ją fala mdłości.Zimny pot oblał jej czoło, musiała się zatrzymać przyj drzewie i znów zwymiotowała.Nikt nie może się o tym dowiedzieć! Kiedy wrócę do Stornes, muszę się zachowywać jakby nigdy nic.Na szczęście do wyjazdu do domu pozostały tylko trzy dni.Tyle zdołam ukryć przed Mali swą rozpacz i wstyd.Bo jak zareagowałaby siostra, gdyby dowiedziała się, co siej wydarzyło?Margrethe na samą myśl przeszedł dreszcz.Dopiero byłoby zamieszanie.Najgorsze, że z tego powodu cień padłby także na Mali.Ludzie gadaliby, że młoda gospodyni w Stornes ma siostrę, która źle się prowadzi.Nie, nikt nie może się dowiedzieć! Ani we dworze, ani w Buvika, postanowiła.Za nic w świecie nie mogę okryć hańbą tych, którzy zawsze mi ufali.Na wspomnienie rodziców na nowo wybuchła płaczem.Jak mogła sprawić taki zawód tym, którzy ją kochają i darzą zaufaniem? Oparta o pień drzewa, miała ochotę umrzeć.Jak zdoła żyć po tym wszystkim? Jak spojrzy w oczy najbliższym? Czy kiedykolwiek będzie w stanie się śmiać? Wydawało jej się, że już żadnego dnia w swym życiu nie zazna radości, i poczuła się nagle taka samotna i przerażona, że najchętniej przytuliłaby się do mamy, opowiedziała jej wszystko i poprosiła o wybaczenie.Ale akurat tego nigdy nie zrobi! Jakżeby ich to zabolało! Taki wstyd! Ich mała córeczka kotłowała się w trawie z pierwszym lepszym.Nie wolno jej narazić ich na takie zmartwienie.Nigdy!Muszę szybko wymyślić jakąś historyjkę, w którą uwierzyłaby Mali, myślała rozpaczliwie.Na pewno jest na mnie zła jak osa, że tak długo nie wracam.Z pewnością też zauważyła, że nie było mnie na hali.Strach znów chwycił Margrethe w swe szpony, aż jęknęła głośno.Musi coś wymyślić.Nie wiadomo kiedy znalazła się nad brzegiem małego leśnego jeziorka.Wokół panowała kompletna cisza.Nikt nie szedł tą ścieżką, wszyscy trzymali się szlaku daleko stąd.Ostatnie promienie słońca padały ukosem przez gałęzie starych świerków i listowie brzóz i rozświetlały lustro wody, które lśniło jak płynne złoto.Margrethe szybko zdjęła ubranie.Na wewnętrznej stronie ud odkryła zaschnięte smugi krwi, majtki miała całe zakrwawione.Wzdrygnęła się na ten widok i powoli weszła do lodowatej wody.Było jej zimno, ale stała tak jakiś czas, póki się porządnie nie opłukała.W końcu, zebrawszy włosy w węzeł, zanurzyła się po szyję.W ten sposób pozbyła się przynajmniej zewnętrznych śladów swego występku, ale nie poczuła się czysta.Zastanawiała się, czy to w ogóle jeszcze możliwe [ Pobierz całość w formacie PDF ]