[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Znajdziesz sobie jakąś kryjówkę i zaczekasz na nasz powrót – odpowiedziała córka pani Eireny.Weard wybrał ruiny na szczycie wzgórza górującego nad Brettfordem, niedaleko od brzegu morza.Zielone łąki i pola otaczały zamek, broniony przez fosę i szańce, na których pasły się owce i bydło.Jedyną oznaką, iż dzieje się coś niezwykłego, były jasne chorągwie powiewające nad twierdzą ku czci znamienitych gości.Drużynnicy pana Brettforda w pełnym rynsztunku właśnie eskortowali zdążające do zamku poselstwo najeźdźców.– Brettford paktuje z wrogiem – szepnęli z niepokojem martwo urodzeni.Aislinn badawczo przyjrzała się okolicznym wzgórzom.Drużynnicy z pozostałych włości trzymali się na dystans w rozrzuconych po zboczach obozowiskach, czekając na rozkazy swoich panów obradujących w zamku.Wróg tymczasem wyładowywał ze statków na brzeg ludzi i sprzęt.W zatoce kołysały się cztery statki, w niczym niepodobne do ujrzanych kiedyś przez jedno z martwo urodzonych.Wszystkie były szare, głęboko zanurzone w wodzie i wyposażone w nieznane przyrządy zamiast masztów i żagli.Ich trzewia nieustannie wypluwały nieprzyjacielskich żołnierzy, którzy brodząc w płytkiej wodzie, wychodzili na brzeg.W dużym obozie kolejne oddziały piechoty ustawiały się w szyku.Na oczach Aislinn cztery małe statki przepłynęły przez zatokę i warcząc wypełzły na plażę.– Poruszały się bez żadnych widocznych środków napędu.Kiedy tak im się przyglądała, jakaś jej cząstka rozpoznała statki i istotę zagrożenia.Wśród tych cudzoziemców kryło się starożytne zło, którego zaczęła szukać za pomocą myśli, po kryjomu, ostrożnie, żeby nie ujawnić swojej obecności.– Oni przywołali jakąś moc – szepnęła.– Wyczuwam tam chłód, coś, czego nie umiem nazwać.Coś, co nie ma nic wspólnego ani ze śmiertelnikami z Krainy Dolin, ani z przybyszami.Dotknęła ręką Merdice i jej opiekunka wydała zduszony okrzyk, kiedy Aislinn przekazała jej tę wizję.Starożytne zło żyło i nagle zdało sobie sprawę, że jest obserwowane.Podobnie reaguje niedźwiedź, który w środku zimy na odgłos polowania ocknął się w swojej gawrze.Zło czujnie jęło badać otoczenie, Aislinn tedy pośpiesznie wycofała swoje myśli.– Musimy wracać – zaszeptała Merdice.– Sami go nie przekonamy.Jest złe i bardzo stare!– My również jesteśmy starzy, a przecież nie ma w nas zła – odrzekła na to jej wychowanka.– Hwitanie, czy znasz imiona sztormów, a także powietrznych i morskich olbrzymów?Syn kuglarza przyjrzał się badawczo zatoce i zakotwiczonym w niej nieprzyjacielskim statkom i jego oczy zabłysły.– Oczywiście, że znam imiona władców nieba i wody – oświadczył.– Najwyższy czas, żeby wystąpili przeciwko statkom, które wtargnęły w ich włości– Jeszcze nie, Hwitanie.Zabierz ze sobą Hagana i Ehrena – powiedziała Aislinn.– Mearr, Ana i Adall – wy pójdziecie brzegiem morza i odnajdziecie nieprzyjacielskie obozy.Wy zaś, Lilias, Eanraic i Kining, podążycie drogami odchodzącymi od zatoki i dogonicie tych żołnierzy, którzy już wkroczyli na ziemie High Hallacku.Znamy prawdziwe imiona wszystkich stworzeń, umiemy przyjąć ich postacie i możemy skierować powietrze, ziemię i wody przeciw najeźdźcom.Każdy kamień, każdy liść i gałązka musi wystąpić przeciw wrogom.Na lądzie musimy zesłać na nich katastrofy.W ten sposób pomożemy obrońcom.Zapędzimy ich z powrotem na statki, a te później odegnamy od naszych wybrzeży.Merdice i ja pójdziemy do Brettfordu i zjednamy sobie poparcie armii Krainy Dolin.– Pani.– Po raz pierwszy Merdice zwróciła się z szacunkiem do Aislinn.– Nie chciałabym, żeby któreś z martwo urodzonych wpadło w ręce Alizończyków i zła, któremu oni służą.Mogliby wykorzystać moc, która jest w was.– Boisz się, Merdice? Jeżeli wolisz iść z tamtymi, proszę bardzo, ja jednak muszę się udać do Brettfordu.Tam jest Mal i Rufus.Muszę ich ostrzec, że nie powinni zawierać rozejmu z najeźdźcami.– Moim zadaniem jest strzec ciebie, dokądkolwiek się udasz – odrzekła lojalnie Merdice.– Jeśli ty tam idziesz, ja z tobą, nawet jeżeli czeka nas pewna śmierć.– Wyjęła ostry sztylet z pochwy i wsunęła go do rękawa.– Nie wezmą nas żywcem – mruknęła pod nosem.Aislinn nie czekała na zapadnięcie zmroku, mimo że jej opiekunka powtarzała tę radę aż do znudzenia.Nie kryjąc się podchodziły do zamku.Po drodze spotkały konny oddział Alizończyków z pobliskiego obozowiska.Jeźdźcy przyjrzeli się dziewczynie i staruszce z wilczym błyskiem w oczach.Broń trzymali w pogotowiu, jakby oczekując, że zostaną zaatakowani.Merdice prychnęła cicho, pogardliwie, i Aislinn bez trudu odczytała jej myśli.Ci żołnierze to zwykły alizoński motłoch, najemnicy o czystych tarczach, którzy zabiliby każdego, byleby cena była odpowiednia.– A oto gęsi do oskubania – zadrwił któryś, śmiejąc się złowrogo, reszta zaś mu zawtórowała.Jeźdźcy okrążyli Aislinn i Merdice, zagradzając im drogę.– Wynoście się! – warknęła zielarka.– To jest panienka Aislinn z Malmgarthu i marny będzie wasz los, jeśli spróbujecie ją skrzywdzić.Alizończycy zaśmiewali się ordynarnie i jeden wyciągnął brudną rękę, żeby dotknąć włosów dziewczyny.Aislinn uchyliła się zręcznie i wypowiedziała na głos wspólne imię koni:– Hesturfljott!Wierzchowce wrogów natychmiast zaczęły się wyrywać, stawać dęba i podrzucać zadami.Zaskoczeni jeźdźcy usiłowali nad nimi zapanować krzycząc i okładając je batami.– W tym są jakieś czary! – wrzasnął dowódca oddziału.– Przybyliśmy tu w pokoju, żeby prowadzić rokowania, a zostaliśmy zaatakowani za pomocą czarów!– Hesturfljott! Strjuka! – zawołała Aislinn, dodając do imienia rozkaz do biegu.Konie pomknęły, parskając dziko, a wokół ich rozszerzonych źrenic pojawiły się białe obwódki.Wiedząc, iż Psy z Alizonu nie wrócą dopóty, dopóki zdoła porozumieć się z ich wierzchowcami, córka pani Eireny ruszyła w stronę szańców otaczających twierdzę.Przy ufnie otwartej bramie Aislinn i Merdice zastały mieszaną wartę z Alizończyków i żołnierzy High Hallacku, podejrzliwie trzymających się w bezpiecznej odległości od siebie.Dwóch Psów o szczurzych twarzach zagrodziło im drogę lancami i obrzuciło nieufnymi spojrzeniami.– Odejdźcie! – rozkazała Merdice [ Pobierz całość w formacie PDF ]