[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Zacznijmy od butów.142 VI.W porannej mgle Shean schodził przez las podmokłym zboczem.Przesiąknięte wilgocią liście i mokra ziemia uginały się pod stopami.Okrążył dwa głazy i dotarł do strumienia.Słońce miał za sobą, mgła podniosła się trochę, wokół wyraźnie już się rysowa-ły zwalone pnie i konary.Wybrał sobie gruby, stosunkowo mało spróchniały pień drzewa o długości prawie trzech metrów, zaniósł go na brzeg i przerzucił nad wodą.Rozło-żywszy ręce dla utrzymania równowagi, przeszedł na drugą stronę z liną i pętlą na ramieniu.Pień jęknął pod jego ciężarem.Shean wspiął się na następne zbocze wdychając piżmowaty zapach gliniastej gleby.Stanął na wierzchołku, ale stracił pół godziny, żeby przejść niecały kilometr po tym gę-stym lesie.Motocykl ukrył wcześniej w krzakach przy dwupasmowym podjeździe na żwirowany parking, z którego autostopowicze i alpiniści zazwyczaj rozpoczynali wypady.W Nowym Jorku spał w schronisku dla bezdomnych.Obiecał dyżurującemu księ-dzu, że pozmywa w zamian za posiłek i miejsce do spania.Teraz, po dwóch godzinach spędzonych na motorze, Shean z ulgą prostował w marszu zesztywniałe mięśnie i rozkoszował się także ciszą kontrastującą z rykiem silnika.Słońce było coraz wyżej, mgła znikała.Przez korony drzew widział już przed sobą cel wspinaczki: szarą samotną skałę zwaną Rogiem Szatana.Grań dzieliła od sąsiedniej ściany dziesięciometrowa przepaść.Kiedyś obie formacje połączone były naturalnym mostem, ale ten runął w latach pięćdziesiątych.Fakt, że Róg Szatana oddzielił się, stanowił groźny dowód na to, jak kruche są tutejsze łupki.Shean patrzył na usypisko kamieni otaczające podstawę skały i wiedział, że pewnego dnia Róg zwali się tak samo jak pomost.Ale teraz wyglądał imponująco, a nawet wyzywająco.Przed niszczącym działaniem wiatru chroniła go urwista ściana kotliny.Shean przedzierał się przez las.Minął pasmo uschłych zbrązowiałych paproci i sięgających mu aż po kolana traw.Przez nogawki czuł lodowatą wilgoć kłosów, z których wysypały się już nasiona.Trawersując zbocze w stronę Rogu Szatana, ostroż-nie stawiał stopy na płytach skalnych, aby nie skręcić nogi.O to zawsze łatwo, bo śliskie kamienie mogą się osunąć pod ciężarem człowieka.W kotlinie otoczonej zewsząd przez urwiska panowała niesamowita cisza.Tym do-nośniej brzmiał chrzęst piargu pod stopami.W pewnym momencie, kiedy Shean zrobiłkolejny ostrożny krok, usłyszał trzask gałęzi za sobą.Odwrócił się gwałtownie na pięcie i w mgnieniu oka wyszarpnął mauzera.Wycelował… W co? Szelest nie ustawał.Najbliższa kryjówka znajdowała się jakieś trzydzieści metrów z tyłu, w lesie.Jaką mógł mieć pewność, że zarośla, które sobie upatrzył, już nie 143są przez kogoś zajęte? Na prawo.Tam.Gałęzie rozchyliły się.Shean spojrzał zdumiony.W pasmo paproci i trawy weszły dwie sarny z białymi ogonkami i jeleń.Jego rogi przypominały bezlistne gałęzie.Shean dostrzegł przerażenie w oczach zwierząt.Strach na chwilę je obezwładnił, zatrzymał jak na fotografii.Moment minął.Sarny ruszyły.Z podniesionymi ogonkami umknęły w las, a odgłos ich galopujących kopyt brzmiał jak kamienna lawina.Był coraz słabszy, ginący.W kotlinie zapanowała cisza.Shean odetchnął głęboko, schował mauzera i dalej ostrożnie wspinał się po skalnych odłamkach. VII.U podnóża Rogu raz tylko spojrzał ku szczytowi.Zasada brzmiała: nie patrz w górę, nie patrz w dół, badaj powierzchnię ściany przed sobą.Nie mógł się jednak powstrzymać od podziwiania majestatu tej niesamowitej formacji skalnej.Poprawiając linę i pętlę na ramieniu, oglądał zwodniczo łatwą ścianę.Chociaż skała wznosiła się prawie prostopadle i kończyła przewieszką, była tak spękana, że znalezienie chwytów i stopni nie powinno stanowić problemu.Dopóki człowiek nie zaczął się wspinać.Wówczas okazywało się, że kamień kruszy się równie łatwo, jak prażynki z ziemniaków.Tutaj niczego nie można z góry uznać za pewne.Trzeba uważnie obejrzeć każdy chwyt, każdy stopień, zanim się z niego skorzysta, a potem jeszcze raz sprawdzić zwiększając stopniowo obciążenie i nigdy nie ma się pewności, że skała wytrzyma.Tylko najbardziej doświadczeni i odważni alpiniści mogą próbować iść na Róg.I tylko oni przymierzają się do tej drogi.Wszystkiego sześćdziesiąt metrów, ale wejście może trwać nawet dwie godziny.Sto dwadzieścia minut napięcia do granic wytrzymałości nerwowej.Tysiące decyzji podejmowanych ze skurczem żołądka, wyciskających pot z czoła.Shean rozumiał, dlaczego Arlene lubiła wspinać się tutaj, gdy chciała o wszystkim zapomnieć.Tu nie można myśleć o niczym innym, tylko o Rogu.Ale dlaczego Arlene miała aż takie kłopoty, że potrzebowała terapii, jakiej mogła jej dostarczyć tylko ta skała?Odsunął od siebie wszystkie myśli.Róg przedstawiał zadanie dla egzystencjalisty: nic nie jest ważne.Ani to co było, ani to co będzie.Ważne są tylko decyzje, które musisz podjąć tu i teraz.Wbrew temu, co sądzą amatorzy, żeby się dobrze asekurować, wcale nie trzeba przywierać ciałem do skały
[ Pobierz całość w formacie PDF ]