[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.No cóŜ,cieszę się, Ŝe mamy lód.- Ja teŜ - przyznał Shaa.Coś znowu uderzyło w kadłub statku, powodując drŜenie na całym pokładzie izazgrzytało o burty, upadając tuŜ obok miejsca, w którym stali - zapewne poniŜej linii wody.Chrobotanie trwało kilka sekund, po czym maszynka do lodu rozsypała się na kawałki.- Wiesz - powiedział Shaa do Karliniego - według mnie to urządzenie działało bezzarzutu.Co byś powiedział, Ŝebyśmy zmienili obiekt naszego zainteresowania? Ta kra jest,zdaje się, większa od wcześniejszych, a poza tym podeszła bliŜej.Zanim Shaa skończył, Karlini pozbierał części maszynki i juŜ wychodził na przednipokład.Shaa podąŜył za nim korytarzem.Był tam juŜ kapitan, w towarzystwie Hadda iWroclawa.Ten ostatni najwyraźniej zajmował się przed chwilą polerowaniem broni, sądzącze sterty szmatek u jego stóp, groźnie wyglądającego wiaderka ze smarem i na wpół lśniącegostojaka u boku.Wszyscy przyglądali się taflom lodu na wodzie.Było ich zdecydowaniewięcej, niŜ sądził Shaa, i nie ulegało kwestii, Ŝe stale rosły.Shaa pomyślał, Ŝe nie od rzeczybyłoby je teraz nazywać małymi górami lodowymi.Kiedy nadchodzili, Haddo odwrócił siędo nich z wyraźnym wyrzutem, promieniującym z głębi kaptura.- Nie podoba mi się to - oświadczył.- Kapitanie Luff- powiedział Shaa.- Rozumiem, Ŝe to nietypowe zjawisko na tymodcinku rzeki.- Nigdy czegoś takiego nie widziałem - przyznał kapitan.- ChociaŜ wygląda to ładnie,prawda? Ale jesteśmy na statku, a te cholerstwa kierują się na nas.- Czy ma pan zamiar zacząć je wymijać?- Nad tym się właśnie zastanawiałem, panie Shaa - powiedział kapitan, gładząc swojąkrótką srebrzystą brodę.- MoŜe pana rada, albo pana Karliniego, pomogą w tej sytuacji.Jakpan wie, przepłynąłem wiele mórz i rzek, jako chłopię i jako męŜczyzna, i zawsze, kiedywidziałem tego rodzaju rzeczy, szykowała się jakaś czarna magia.Wy dwaj, panowie,przepraszam, Ŝe o tym wspomnę, jesteście od tego wybitnymi fachowcami.- Sądziliśmy, Ŝe to moŜe robota maszynki do lodu - rzekł Karlini - ale to nie to.Niewiemy, co to jest, ale podejrzewam, Ŝe kry tak po prostu sobie nie odpłyną, a wszystkowskazuje na to, Ŝe robią się coraz większe.Polecałbym przygotować się do wymijania.Pewnejest, Ŝe to fizyczne ciała, a nie jakaś iluzja.- Szczerze mówiąc, kapitanie - odezwał się Shaa - doradzałbym panu płynąć dalej tak,jak pan chce i nie prosić nas o radę, przynajmniej nie w środku kryzysowej sytuacji.- Właśnie tak robiłem - stwierdził kapitan.Nie muszę juŜ mu tłumaczyć, Ŝeby starał się nie nadepnąć na odcisk komuś, kto moŜewstrząsnąć nogą i ugryźć, pomyślał Shaa.Skrzywił się na myśl o tym, Ŝe jego metafora takniewiele ma wspólnego z cywilizowanym rozumowaniem.Kapitan Luff zdawał się rozumieć,Ŝe magicy to niebezpieczni, trudni i niezrównowaŜeni osobnicy, chociaŜ to, co sądził na tematKarliniego zwłaszcza, choć równieŜ i o Shaa, w związku z ich wyjątkową beztroską wstosunku do spraw największej wagi, było niezbadane.- Proszę tylko, wtrąćcie się, gdy będziecie mieli coś do dodania -poprosił kapitan.Nie ulegało wątpliwości, Ŝe kapitan dotrzymuje słowa, gdyŜ dwaj marynarze nadeszliz oszczepami z rufy i zajęli miejsca przy obu burtach.“Jeden stopień na port!" - krzyknął marynarz z gniazda.Sternik z pokładu na rufieodpowiedział: “Tak jest" i statek skręcił lekko w stronę portu, pozostawiając ostatnią krę postronie sterburty.Stojący tam oszczepnik uderzył w lód dzidą i wychylił się mocno, aŜmięśnie na plecach i ramionach napręŜyły się pod krótką koszulą, a kra obróciła się powoli iodpłynęła.Kapitan, który przyglądał się temu, rzekł półgłosem do Shaa:- Te górki robią się coraz większe, a oszczepy na nic się nie zdadzą; pękną jakpatyczki.Nie ulegało wątpliwości, Ŝe kapitan ma rację.Góry lodowe formowały się podpowierzchnią wody, po czym z rozbryzgiem wypływały na powierzchnię; dzięki temu moŜnabyło ocenić masę kaŜdej nowej kry.Najwyraźniej rozrastały się.Dzięki rozwiniętemu Ŝaglo-wi, który chwytał wiejącą od tyłu bryzę, i prądowi rzeki płynęli z duŜą szybkością.- Wiem, Ŝe chcecie dopłynąć jak najszybciej - stwierdził kapitan.- Jest dla mniepunktem honoru, by prowadzić najszybszy tranzyt na tym odcinku Oolvaan, ale muszę wampowiedzieć, Ŝe wolałbym, byśmy na jakiś czas stanęli.Płyniemy w dół rzeki szybciej niŜ prądi to on właśnie niesie na nas kry lodowe.Jeśli zwolnimy albo się zatrzymamy - lód zostanieprzed nimi.O to właśnie chodzi.- Jeśli za tą ławicą lodu ktoś stoi - zauwaŜył Shaa - to moŜe zaleŜy mu właśnie naspowolnieniu nas.Jednak to pan jest kapitanem, a my mamy szczęście, Ŝe pan jest z nami.Proszę robić, co pan uwaŜa za słuszne.Ze skwapliwością, która podkreślała poczucie ulgi, kapitan polecił zwijać Ŝagle.- Teraz zobaczymy, co się tu naprawdę święci - mruknął Shaa.- Tak sądzisz? - zapytał Karlini.- A ty nie?Haddo znowu obrócił się do nich i uwaŜnie się im przyglądał.- Czy macie pojęcie - zapytał - o czym kaŜdy z was mówi do drugiego?- Oczywiście, do ciebie naleŜy komentarz - zauwaŜył Shaa.- A jednak jakoś sięporozumiewamy, co?Haddo, najwyraźniej nie mając na to celnej odpowiedzi, obrócił się onieśmielony.Znowu zaczął przyglądać się wodzie.- Czy widzicie to, co ja widzę? - zapytał.- Nasze zjawisko się zmienia - zgodził się Shaa.Kry wypływały na powierzchnię w odległości około dwóch długości statku przednimi, z miejsca, które trzymało się od nich wciąŜ, mniej więcej, w tej samej odległości.Jednak kiedy łódź zaczęła zwalniać, obszar ten począł się do niej nieuchronnie zbliŜać.Zwolnili teraz mniej więcej do dwóch trzecich poprzedniej prędkości.Odległość do strefywytwarzania kry zmniejszyła się proporcjonalnie i nadal kurczyła się w tym samym tempie.- Kapitanie, ufam, Ŝe pan widzi to samo co ja.- Tak jest - odrzekł kapitan, mruŜąc oczy w skupieniu.Shaa spojrzał na Karliniego.Ten mruczał sobie coś pod nosem i przesuwał rękami,powtarzając ściśle określone ruchy; a opuszki jego palców mieniły się metaliczną poświatą wsłońcu - moŜe najlepiej będzie mu nie przeszkadzać.- Sądzę, Ŝe to odpowiednia proporcja pod względem matematycznym igeometrycznym, biorąc pod uwagę stosunki i kąty - rzekł Shaa do nikogo w szczególności.-Kiedy ten statek osiądzie na miejscu i zakotwiczy, fragmenty lodu będą próbo wały wypłynąćna powierzchnię spod kilu, mniej więcej pośrodku kadłuba.- Niedobrze - odezwał się Wroclaw, który do tej pory przyglądał się całemu zdarzeniuw milczeniu.- W rzeczy samej - podchwycił Shaa.- Nie jestem wykwalifikowanym marynarzem, amając takiego u boku nie zaryzykuję precyzyjnej oceny sytuacji, mogę jednak zauwaŜyć, Ŝestanowi ona powaŜne, jeśli nie śmiertelne, zagroŜenie dla naszego statku.- Podnieść Ŝagiel! - rozkazał kapitan.Odpowiedział mu na całego zgodny chór“podnieść Ŝagiel" i “podnieść Ŝagiel, tak jest".Niemal natychmiast po komendzie załogapodniosła czworokątny Ŝagiel na maszt.Statek skoczył naprzód, zostawiając za sobą głębszykilwater [ Pobierz całość w formacie PDF ]