[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.–Gillian!Płetwa ogonowa Makanee biła wodę, a jej skafander wydawał cichy pomruk.Jednym metalowym ramieniem wskazywała na rannego delfina pływającego w zbiorniku grawitacyjnym.Creideiki spoglądał na nią!–Na Joshuę H.Bara – przecież mówiła pani, że jego kora mózgowa została uszkodzona!–Metz wytrzeszczył oczy.Na obliczu Creideikiego malował się wyraz głębokiej koncentracji.Westchnął ciężko i wydał rozpaczliwy okrzyk.–Wyjść!–To n-niemożliwe! – jęknęła Makanee.– Jego ośśrodki mowy… Creideiki zmrużył oczy z wysiłku.* Wyjść:Creideiki! * Pływać:Creideiki!To był dziecinny troisty, ale pobrzmiewał w nim dziwny ton.A ciemne oczy płonęły inteligencją.Gillian poczuła, że jej telempatyczny zmysł zaczął pulsować.–Wyjść!:Przekręcił się w pojemniku i z głośnym trzaskiem uderzył potężną płetwą ogonową w okienko.Powtórzył żądanie w anglicu.Opadający ton sprawił, że słowo wydawało się frazą primalu.–Wyjśśść!:–Pomóżcie mu wyjść! – poleciła Makanee swoim asystentkom.– Ostrożnie! Szybko!Takkata-Jim pospiesznie, z wściekle wykrzywionym pyskiem wracał od ekranu komunikatora.Nagle zatrzymał się przy pojemniku grawitacyjnym i napotkał spojrzenie błyszczących oczu kapitana.To była ostatnia kropla.Zakołysał się w przód i w tył, jakby nie mogąc wybrać odpowiedniego języka gestów.Potem zwrócił się do Gillian.–Zrobiłem to, co uważałem za najlepsze dla statku, załogi i celu misji.Na Ziemi będę umiał się z tego wytłumaczyć.Gillian wzruszyła ramionami.–Miejmy nadzieję, że będzie pan miał szansę.Takkata-Jim zaśmiał się sucho.–Bardzo dobrze, zostawimy tę szaradę radzie statku.Zwołam ją za godzinę od tej chwili.Chcę jednak ossstrzec, niech pani nie posuwa się za daleko, doktor Baskin.Mam jeszcze ciągle władzę.Musimy znaleźć kompromisss.Jeśli spróbuje pani zrobić ze mnie winowajcę, nastąpi rozłam wśród załogi.– A wtedy będziemy wal-1-lczyć – dodał cicho.Gillian skinęła głową.Osiągnęła swój cel.Nawet jeśli Takkata-Jim popełnił najgorsze przestępstwa, o które podejrzewała go Makanee, nie było na to żadnych dowodów, a w grę wchodził albo kompromis, albo wybuch wojny domowej na statku.Pierwszemu oficerowi trzeba było pozostawić jakieś wyjście.–Będę o tym pamiętała, Takkato-Jimie.A więc, za godzinę.Będę tam.Takkata-Jim zakręcił w miejscu i ruszył do wyjścia w asyście dwóch wiernych strażników.Gillian zobaczyła, że Ignacio Metz patrzy w ślad za porucznikiem.–Stracił pan nad nim kontrolę, prawda? – zapytała sucho, przepływając obok niego.Genetyk drgnął.–Co takiego, Gillian? O co pani chodzi?Jednak zdradzał go wyraz jego twarzy.Jak wielu innych, Metz był skłonny przeceniać jej zdolności psioniczne.Teraz z pewnością zastanawiał się, czy czytała mu w myślach.–Nieważne – Gillian uśmiechnęła się nieznacznie.– Chodźmy i bądźmy świadkami cudu.Popłynęła tam, gdzie Makanee czekała niespokojnie na wynurzającego się Creideikiego.Metz spojrzał niepewnie na Gillian, a potem ruszył za nią.51.Thomas OrleyDrżącymi dłońmi odsunął łodygi zasłaniające wyjście z groty.Wyczołgał się z kryjówki i zamrugał w mglistym świetle poranka.Na niebie zebrała się gruba warstwa nisko wiszących chmur.Na razie nie było widać żadnych obcych statków – i bardzo dobrze.Obawiał się, że przybędą, kiedy będzie bezsilny, walcząc z efektami bomby psi.To nie były żarty.Uderzenie psioniczne w ciągu pierwszych kilku minut przerwało wszystkie zapory hipnotyczne, przelewając się przez nie i zalewając jego mózg obcym wyciem.Przez dwie godziny – dłużące się jak wieczność – zwalczał szaleńcze wizje, pulsujące światła i dźwięki generowane bezpośrednio w nerwach.Wciąż jeszcze dygotał z wysiłku.Naprawdę mam nadzieję, że Thennanianie nadal tam są i dadzą się zwieść – pomyślał.– Lepiej, żeby te katusze na coś się przydały.Według Gillian maszyna Nissa była przekonana, że znalazła właściwe kody w Bibliotece wydobytej z thennaniańskiego wraka.Jeśli w tym systemie gwiezdnym zostali jeszcze jacyś Thennanianie, powinni próbować odpowiedzieć na sygnał.Działanie bomby musiało być wykrywalne w promieniu milionów mil.Tom wygarnął garść mułu spomiędzy pnączy i odrzucił go na bok.Brudna morska woda natychmiast podeszła niemal do samej powierzchni dziury.Kolejna szczelina znajdowała się prawdopodob nie za następnym pagórkiem – pokryte roślinnością bagnisko nieustannie oddychało i poruszało się – ale Tom potrzebował wejścia do wody właśnie tutaj.Odgarnął muł na boki najlepiej jak mógł, a potem wytarł ręce i usadowił się wygodnie, aby ze swej kryjówki sprawdzić niebo.Pozostałe bomby psi miał pod ręką.Na całe szczęście te nie zawierały już potężnego ładunku thennaniańskiego wołania o ratunek.Były jak zakodowane wcześniej komunikatory zaprojektowane tak, aby przenieść krótki sygnał na odległość wielu tysięcy kilometrów.Z katastrofy glidera udało mu się ocalić tylko trzy takie kapsuły informacyjne, mógł więc przekazać jedynie kilka faktów.W zależności od tego, którą bombę odpali, Gillian i Creideiki dowiedzą się, jacy obcy przybyli w odpowiedzi na jego wezwanie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]