[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Sprawny włamywacz bez trudu wdrapie się od frontu na balkon i wejdzie tędy - powiedział George.- No to niech wchodzi.Nie będę pracowała w klatce.- Rachel, bądź rozsądna - przekonywał.- Pomóż mi, Chris - zwróciłaś się do mnie.- Przekonaj tego człowieka.Twoje słowa niespodziewanie uraziły George’a.- Nie jestem „tym człowiekiem” - odparł.- Jestem twoim mężem.Kocham cię i robię to dla twojego bezpieczeństwa.- Ale dlaczego najpierw tego ze mną nie ustaliłeś? Jak możesz zjawiać się znienacka z całą brygadą robotników i montować kraty w mojej pracowni? - Jaką brygadą? Przyjechali tylko kierownik i jego asystent.- Wszystko jedno, niech spierdalają.Nie zamierzam być więźniem we własnym domu.Dwaj mężczyźni, wyraźnie zażenowani, po cichu ulotnili się z pokoju.Znowu spojrzałaś na mnie.- Nie pomożesz mi? - rzuciłaś gniewnie.- Jak możesz pozwolić, żeby robił mi coś takiego? - Jestem pewien, że Chris mnie rozumie - odparł szybko George, a na jego dużej twarzy odmalowało się strapienie.- Zmówiliście się we dwóch przeciwko mnie?! - wybuchnęłaś.- Wydaje mi się, że nie powinniście mnie w to wciągać - powiedziałem nieśmiało.- Ale chyba masz trochę zdrowego rozsądku i możesz mi pomóc, tak czy nie? - spytałaś błagalnie, zarumieniona od emocji.- Jeśli Chris ma zdrowy rozsądek, to zrozumie, że troszczę się o twoje bezpieczeństwo - odrzekł George.To było niewyobrażalne i okropnie niesprawiedliwe - wobec naszej przyjaźni i wobec mnie.Jedyne, co mogłem zrobić, to się wycofać.Pozostawiając spór nierozstrzygnięty, wymamrotałem jakieś przeprosiny i wyszedłem.Na dworze wciąż czekali kierownik firmy i jego asystent, skuleni przy poobijanej furgonetce.Gdy ich mijałem, jeden pokręcił wymownie głową, a drugi wzruszył ramionami.W tej sytuacji wydawało się mało prawdopodobne, aby zbliżające się moje urodziny były uroczystością, o jakiej wszyscy troje myśleliśmy z utęsknieniem.Żadne z nas nie wspomniało o tamtej awanturze i choć ciekawiło mnie, jak się zakończyła, nie odważyłem się o nic pytać.Twoje uporczywe milczenie kazało mi myśleć - a raczej mieć nadzieję - że pogodziłaś się z tym, co nieuchronne.Unikanie drażliwego tematu trwało trzy tygodnie.A potem, tuż po urodzinach mojej matki dwudziestego trzeciego sierpnia, przyjechałem do was w niedzielę na poranną herbatę - był posępny deszczowy dzień - i zauważyłem, że balkon obudowano żelaznymi prętami.Próba złagodzenia tego efektu za pomocą jakichś wymyślnych ozdóbek tylko pogorszyła sprawę.Nie potrafiłem ukryć szoku, ale spojrzawszy na was, zobaczyłem dwie kamienne twarze, więc postanowiłem nic nie mówić.Ta sytuacja nie utrzymała się jednak długo, bo zbyt dobrze się znaliśmy, by udawać.Jak można się spodziewać, to ty poruszyłaś znowu ten temat.Powiem bez ogródek, że wyglądałaś szałowo w obcisłym sweterku, sztruksach i pomarańczowych wełnianych skarpetkach.Ale twoje ciało wysyłało wyraźny komunikat: Nie zbliżać się! Wreszcie przerwałaś jedną z chwil milczenia, w które obfitowała nasza rozmowa.- Co myślisz o mojej nowej panoramie? - spytałaś nagle, wskazując zamaszystym gestem balkon.- Okropny szary dzień - odparłem wymijająco.- Dla mnie pogoda jest w sam raz - skwitowałaś kąśliwie.Idealna na mój nastrój.- Rozpogodzi się.- Aleja się nie rozpogodzę.- Przestań, Rachel - odezwał się George błagalnym tonem.Otworzyłaś usta, żeby coś odwarknąć, ale się zreflektowałaś.- Jak ktoś może oczekiwać, że będę pracowała w takim miejscu? - spytałaś po chwili, już bardziej opanowana, choć w twoim głosie przebijała tak wielka gorycz, jakiej nigdy u ciebie nie słyszałem.- Musimy czasem iść na kompromis, żeby przeżyć - odparłem, lawirując.- Gówno prawda.- Ja też musiałem zamontować kraty, a mur wokół ogrodu naszpikowałem kolcami.- Ale nad nimi wciąż możesz patrzeć na zatokę.A tutaj jestem kompletnie odcięta.Tylko spójrz na to.- Oczy zaszkliły ci się od łez: był to najsmutniejszy widok w ciągu tych miesięcy, odkąd cię znałem.- Proszę cię, kochanie.- szepnął George, zsuwając się z krzesła, żeby przyklęknąć obok ciebie.- Dlaczego najpierw ze mną tego nie uzgodniłeś? - spytałaś z wyrzutem.- Po prostu postawiłeś mnie przed faktem dokonanym! - To dlatego, że cię kocham.Chcę cię chronić, do licha
[ Pobierz całość w formacie PDF ]