[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mała sałata i duży stek, bo to ciągle zamawiałem, smakowały wtedy najlepiej.Obsługa, odpowiadając na moje uśmiechy, też się uśmiechała, ocierając się w przelocie o mnie, co dodatkowo podnosiło temperaturę spożywanych potraw.Tę sztukę uwodzenia obsługi w knajpach opanowałem perfekcyjnie w czasach, kiedy pracowałem w rzeźniach albo przemierzałem kraj, układając tory kolejowe, albo lepiłem z odpadów mięsnych ciastka dla psów, spałem na ławkach w licznych parkach, czy też wykonując wszelkie prace we wszystkich możliwych stanach Ameryki.Po kolacji udawałem się na poszukiwanie motelu.I to zawsze trwało dość długo.Po drodze zatrzymywałem się w barach, piłem piwo i whisky.Omijałem motele oferujące pokoje z telewizorami.Szukałem prostego wyposażenia, wygodnego i czystego łóżku, gorącego natrysku, Komfortu, nigdy luksusu.Życie może być cudowne.I tych jego cudowności było mi zawsze za mało.4Właśnie czekałem w barze na kolejny bieg i zobaczyłem tę kobietę.Bóg, czy coś podobnego, tworzy bez przerwy kobiety i wyrzuca je na ulice.Jedna ma za duży tyłek, druga za oszczędnościowe cycki, są bardzo szalone i mniej zwariowane, religijne i te, co wróżą z fusów, takie, które nie trzymają na wodzy swoich „wiatrów,” a także z za długimi nosami czy zbyt szczupłymi udami.Ale od czasu do czasu pojawia się istota.boska? Kobieta pękająca w szwach.seks - maszyna, przekleństwo, początek i koniec Wszechrzeczy.Właśnie usiadła przy barze.Niestety, nie obok mnie! Była mocno wstawiona.Barman nie chciał już jej niczego podawać.Zaczęła szemrać i głośno ryczeć, nawet kląć.Zadzwoniono na policję i te umundurowane polipy chwyciły ją za ramiona i ściągnęły ze stolika.Wypiłem swojego drinka i zwróciłem się spokojnie do nich:- Panowie! Panowie!Popatrzyli się na mnie.- Czy moja żona w czymś przesadziła?- Przypuszczamy tylko, że jest bardzo mocno wstawiona.Chcieliśmy ją wyprowadzić na zewnątrz!- Ma brać udział w następnej gonitwie?Zaśmieli się z mojego durnego „cha cha cha - dowcipu”.- Nie.Nie.Odstawimy ją na parking za torami.- Ja sam to zrobię.Od tego jestem jej mężem.Także od tego!- Nie zgłaszamy sprzeciwów.Prosimy zwrócić tylko uwagę na samopoczucie pańskiej żony.Nie bawiłem się z nimi dłużej.Chwyciłem ją za ręce i usadziłem na stoliku.- Niech Bogu będzie chwała, a i panu, skoro uratowaliście moje życie westchnęła.Jej biodra musnęły okolice mojego pępka.- Fantastycznie! Nazywam się Hank!- A ja Mary Lou.- Mary Lou - powiedziałem - kocham panią.Roześmiała się.- I mam nadzieję, że nie chowa się pani za kolumnami w operach?- Nigdy niczego nie chowam - powiedziawszy to, zdecydowanym ruchem wypięła piersi do przodu.- Chciałaby się pani czegoś napić?- Zawsze! Ale ci tu nie chcą mnie już obsługiwać!- Tu mają więcej barów, Mary Lou.Chodźmy na pierwsze piętro.Tylko nie krzycz i nie klnij.To płoszy konie.Co pijemy?- Wszystko i zawsze!- Scotch z wodą?- Natychmiast!Piliśmy do końca biegów.Przyniosła mi szczęście.Wygrałem dwie gonitwy z trzech.- Przyjechała pani samochodem?- Tak.Z jakimś pokręconym, w krostach.Możemy o nim zapomnieć.- Jeśli pani to potrafi, to ja tym bardziej.W samochodzie rzuciliśmy się na siebie, a jej język wił się jak zagubiona żmija nerwowo szukająca wyjścia z pułapki.Jechaliśmy wybrzeżem w poszukiwaniu lokalu.Tego wieczora miałem szczęście.Stolik z widokiem na wodę był wolny.Wypiliśmy parę drinków, czekając na sałatę i steki.Wszyscy wlepiali w nią swoje ślepia.Zapaliłem cygaro, wiedząc już, że wyszukałem sobie kogoś rzeczywiście bardzo szczególnego.Każdy z gapiących się w naszą stronę wiedział, o czym ja myślę, Mary Lou też to wiedziała, a ja uśmiechałem się do samego siebie nad palącą się zapałką.- Ocean - patrz, jak napiera, jak dobiera się do brzegu, i jak go zdradza, odpływając.A w nim miliony gatunków ryb, biednych stworzeń zwalczających się i pożerających się nawzajem.My chyba jesteśmy też takie rybki, tylko trochę wyżej, nad powierzchnią tej cudownej wody.A mimo to, jeden fałszywy krok, i po tobie.Czasami dobrze jest się nad tym zastanowić, nawet i przez krótką chwilę.Czasami wydaje się nam, że też opanowaliśmy sztukę pływania.Wyciągnąłem następne cygaro i zapaliłem.- Jeszcze raz to samo, Mary Lou?- Tak jest, Hank.5Dojechaliśmy do hotelu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]