[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Co się ze mną dzieje?Nie wyjaśniłam naturalnie Cee Cee, dlaczego chciałabym, żeby znalazła coś na temat Rudego Beaumonta, podobnie jak nie powiedziałam Adamowi, skąd tyle wiem o kocie małego Tima Maherna.Wspomniałam tylko, że pan Beaumont powiedział coś dziwnego podczas krótkiej rozmowy ze mną poprzedniego wieczoru.Oraz że ojciec Dominik wysłał mnie na poszukiwanie kota, ponieważ tata Tima wyznał rzekomo podczas cotygodniowej spowiedzi, że go porzucił w tym właśnie miejscu, choć ojciec Dominik, związany tajemnicą spowiedzi, nie mógł mi tego powiedzieć.Ja tylko, jak zapewniłam Adama, snułam przypuszczenia…–Sen? – powtórzył Adam.– O kobiecie, która nie żyje od siedmiu lat? Dziwne.–To pewnie nie była ona – powiedziałam szybko, wycofując się rozpaczliwie z pułapki.– Z pewnością nie ona.Kobieta, która mi się przyśniła, była dużo… wyższa.– Jakbym była w stanie wywnioskować coś na temat wzrostu kobiety, której zdjęcie ktoś umieścił w Internecie.–Wiesz, Cee Cee ma ciotkę – podsunął Adam – która ciągle ma sny o zmarłych.Twierdzi, że ją nawiedzają.Rzuciłam Cee Cee zaciekawione spojrzenie.Czyżbyśmy mieli do czynienia z kolejnym mediatorem? Czyżby na półwyspie nastąpił jakiś wysyp mediatorów? Carmel, z tego, co mi wiadomo, cieszy się popularnością wśród osób starszych, ale bez przesady.–Ona wcale nie śni o zmarłych – sprostowała Cee Cee i nie wydaje mi się, żeby obrzydzenie w jej głosie było dziełem mojej wyobraźni.– Ciocia Pru wzywa duchy zmarłych i przekazuje, co mówią.Za drobną opłatą.–Ciocia Pru? – uśmiechnęłam się.– Ojej, Cee Cee, nie wiedziałam, że masz medium w rodzinie.–Ona nie jest żadnym medium – podkreśliła Cee Cee z jeszcze większym obrzydzeniem.– To stara dziwaczka.Wstydzę się, że jestem jej krewną.Rozmawiać z umarłymi! Coś takiego!–Nie krępuj się, Cee Cee – zachęcałam.– Powiedz nam, co czujesz.–Cóż… – bąknęła Cee Cee.– Przepraszam.Ale…–Hej – przerwał jej Adam wesoło – może ciocia Pru będzie w stanie pomóc nam stwierdzić – pochylił się nad komputerem, żeby lepiej przyjrzeć się zdjęciu zmarłej kobiety – dlaczego pani Deirdre Fiske nawiedza Suze we śnie.Przerażona, zatrzasnęłam klapę laptopa.–Nie, dziękuję – rzuciłam szybko.Cee Cee, ponownie otwierając komputer, powiedziała zirytowana:–Nikt, poza mną, nie bawi się elektronicznymi zabawkami, Simon.–Ojej, daj spokój – powiedział Adam.– To będzie zabawne.Suze nigdy nie widziała Pru.Będzie miała niezłą frajdę.Ona jest niesamowita.Cee Cee mruknęła:–Owszem, wiadomo, jak zabawni są chorzy umysłowo.Mając nadzieję wrócić do najbardziej interesującego mnie tematu, powiedziałam:–Hm, może kiedy indziej.Udało ci się, Cee Cee, wygrzebać coś jeszcze o panu Beaumoncie?–To znaczy, coś jeszcze poza faktem, że prawdopodobnie zabija każdego, kto staje mu na drodze do zgarnięcia fortuny przez niszczenie lasów i plaż? – Cee Cee, w przeciwdeszczowym kapeluszu khaki – dla ochrony wrażliwej skóry przed słońcem – i okularach przeciwsłonecznych z fioletowymi szkłami, spojrzała na mnie z przyganą.– Nie jesteś jeszcze usatysfakcjonowana.Simon? Czy nie znaleźliśmy dość kompromitujących szczegółów na temat najbliższej rodziny wybrańca twego serca?–Owszem – wtrącił Adam.– To musi podnosić na duchu, usłyszeć, że poprzedniego wieczoru zadałaś się z chłopakiem, który pochodzi z takiej miłej statecznej rodziny, Suze.–Hej – krzyknęłam z oburzeniem, którego bynajmniej nie czułam – nie ma dowodu, że ojciec Tada ponosi odpowiedzialność za zniknięcie tych ekologów.Poza tym byliśmy na kawie, jasne? Nie „zadaliśmy się” ze sobą.Cee Cee zamrugała.–Wyszliście gdzieś razem.Tylko tyle Adam miał na myśli.–Och… – Tam, skąd pochodzę „zadać się” z kimś oznacza kompletnie co innego.– Przepraszam.Ja…W tym momencie Adam wykrzyknął:–Szatan!Obróciłam się gwałtownie w kierunku, jaki wskazywał palcem.W suchej trawie pod krzakiem siedział największy, najbrzydszy kot, jakiego w życiu widziałam.Był tak samo żółty jak trawa, więc pewnie dlatego dotąd go nie zauważyliśmy.Miał futro w pomarańczowe pasy, jedno naderwane ucho i wyjątkowo paskudny wyraz pyszczka.–Szatan? – zapytałam łagodnie.Kot zwrócił głowę w moją stronę i obrzucił mnie złym spojrzeniem.–O, mój Boże, nic dziwnego, że tata Tima nie oddał go do schroniska.To kosztowało sporo wysiłku – a także ofiarę w postaci mojej torby marki Kate Spade, którą nabyłam, ryzykując życiem i zdrowiem na wyprzedaży w SoHo – ale w końcu udało nam się pojmać Szatana.Zamknięty w torbie, wydawał się pogodzony z niewolą, chociaż podczas jazdy do supermarketu, dokąd udaliśmy się po żwirek i jedzenie dla niego, słyszałam, jak pracowicie pruje pazurami podszewkę torby.Stwierdziłam, że Timothy jest teraz moim dłużnikiem.Zwłaszcza kiedy Adam, zamiast skręcić w stronę mojego domu, pojechał w przeciwnym kierunku, ku wzgórzom, aż czerwona kopuła bazyliki w misji skurczyła się pod nami do rozmiarów paznokcia.–Nie – odezwała się nagle Cee Cee głosem tak stanowczym, jakiego jeszcze u niej nie słyszałam.– Absolutnie nie.Zawróć.Zawróć w tej chwili.Adam, śmiejąc się diabolicznie, tylko dodał gazu.Z torbą od Kate Spade na kolanach powiedziałam:–Hm, Adamie, nie wiem, dokąd się wybierasz, ale ja osobiście chciałabym się najpierw pozbyć tego, hm, zwierzęcia…–Tylko na chwilkę – uspokajał Adam.– Kotu nic się nie stanie.Daj spokój, Cee Cee.Nie psuj innym zabawy.Jeszcze nie widziałam Cee Cee tak wściekłej.–Powiedziałam: nie! – wrzasnęła.Było jednak za późno.Adam podjechał pod niski otynkowany budyneczek, cały obwieszony dzwoneczkami, którymi poruszał lekki wiatr wiejący od zatoki, i otoczony krzewami hibiskusa o kwiatach zwróconych w stronę późnego popołudniowego słońca.Zatrzymał samochód i wyłączył silnik.–Zajrzymy tylko do środka i przywitamy się – zwrócił się do Cee Cee.Odpiął pas i wyskoczył z samochodu.Cee Cee i ja nie poruszyłyśmy się.Cee Cee siedziała z tyłu, ja z przodu z kotem.Z mojej torby dobiegało złowróżbne mruczenie.–Pozwolisz, że zapytam – odezwałam się po chwili wsłuchiwania się w dzwonienie dzwoneczków i jednostajne burczenie Szatana – gdzie my właściwie jesteśmy?Odpowiedź otrzymałam w sekundę później, kiedy drzwi domku otworzyły się i kobieta o włosach tego samego koloru co włosy Cee Cee – bladożółtych, tylko tak długich, że mogłaby na nich usiąść – wydała na nasz widok radosny okrzyk.–Chodźcie do środka – zawołała ciotka Pru.– Chodźcie! Spodziewałam się was!Cee Cee, nie racząc nawet spojrzeć w jej stronę, mruknęła:–Założę się, że się spodziewałaś, ty porąbane dziwadło.To umocniło mnie w postanowieniu, żeby nigdy nie mówić Cee Cee o zajęciu mediatora.11–O mój Boże – wykrzyknęła ciocia Pru – znowu tu jest.Dziewiąty klucz.To takie dziwne.Wymieniłyśmy z Cee Cee spojrzenia.„Dziwne” to mało powiedziane.Nie, żeby było nieprzyjemnie.Absolutnie nie.W każdym razie, przynajmniej w moim odczuciu [ Pobierz całość w formacie PDF ]