[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Moglibyście spokojnie płacić mniejszy czynsz.Gwillam się uśmiechnął.Obserwował moją twarz, śledząc z klinicznym zainteresowaniem reakcje.- A kto tu mówi o czynszu? Zostawili klucz pod wycieraczką, a my się wprosiliśmy.Zakładam, Ŝe wiesz, co tu się mieściło, nim umarło.- Jasne - odparłem.- Wiem.Ale Gwillam i tak chciał wypowiedzieć puentę i nie dał się zniechęcić.- To było Muzeum Ruchomego Obrazu.Same te słowa przywołały niewielką burzę wspomnień.Muzeum, podobnie jak Teatr Narodowy i Sala Festiwalowa, stanowiło część kompleksu South Bank - dołączono je do niego juŜ po wybudowaniu reszty, bo film był opóźnionym dzieckiem świata sztuki i musiał sam rozpychać się łokciami przy stole.Wcześniej byłem tu tylko raz - na wycieczce szkolnej, gdy miałem trzynaście lat.Długa jazda z Liverpoolu pociągiem, z czterema kanapkami z parówkami wieprzowymi i puszką napoju na cały dzień.Udawałem, Ŝe to syf, bo tak mówili moi kumple, ale w skrytości ducha uwaŜałem, Ŝe staroświecka groza latarni magicznych to super sprawa i zakradłem się, by dwa razy z rzędu obejrzeć sekwencję bitwy x-wingów z tie- fighterami z Gwiezdnych Wojen.Teraz był to tylko pusty magazyn.- Muzeum zamknięto pod koniec lat dziewięćdziesiątych - rzekł z roztargnieniem Gwillam.- Wystawa pojechała w trasę.Ma się znów otworzyć za jakieś trzy lata.A tymczasem.to wygodne miejsce, niedaleko West Endu.Usiądź, Castor.Nie zauwaŜyłem krzesła.Stało w plamie cienia po drugiej stronie tablicy, w miejscu, do którego nie sięgały dwa pasma światła.Obok na podłodze leŜał zwój liny, a obok stałamała czarna torba lekarska.Był tam teŜ stół: okrągły stolik z poplamionym, laminowanym blatem, wyglądający jak przybysz z innych czasów.Gwillam obrócił krzesło w moją stronę.- Proszę - rzekł tym samym obojętnym tonem.- Dzięki, postoję.Gwillam westchnął i zacisnął wargi z miną sugerującą, Ŝe choć często styka się z samolubnym i bezmyślnym zachowaniem, wciąŜ nie moŜe do niego przywyknąć.- Jeśli postoisz, Zucker i Sallis nie będą mogli przywiązać cię do krzesła.- I o to chodzi.- A ja chcę, Ŝeby cię przywiązali, bo bardzo ułatwi mi to część tego, co dla ciebie zaplanowałem.- Posłuchaj - zacząłem - jako zatroskany obywatel chętnie zgodzę się współpracować z.Lecz Gwillam musiał dać swemu zespołowi jakiś sygnał, którego nie dostrzegłem.Masywna, szponiasta łapa Po zacisnęła się wokół mego gardła.Bezceremonialnie podciągnął mnie do krzesła, posadził gwałtownie i przytrzymał.Zucker i Sallis zakrzątnęli się wokół ze sznurami: pełni entuzjazmu amatorzy jeśli chodzi o węzły, ale brak finezji z nawiązką nadrabiali zaangaŜowaniem.Podczas gdy się krzątali, Gwillam przyniósł drugie krzesło i postawił naprzeciw mnie.A kiedy cofnęli się z szacunkiem, zakończywszy pracę, podziękował im krótkim skinieniem głowy.- Sallis - rzekł - zostaniesz ze mną.Panie Zucker, po ostatnich wysiłkach moŜecie z panem Po oddalić się do kaplicy.- Dziękuję, ojcze - odparł Zucker i obaj, obróciwszy się na pięcie, odeszli w ciemność.Po drodze obejrzał się na mnie przez ramię, odsłaniając stanowczo zbyt duŜo zębów.Sallis podszedł do ściany i usiadł, oparty plecami.Nie do końca do mnie celował, ale nadal trzymał w dłoni spluwę.- Czy to jakiś eufemizm? - spytałem Gwillama.Spojrzał na mnie ze szczerym zdumieniem.- AleŜ nie.Gdziekolwiek się zatrzymujemy, mamy ze sobą kaplicę polową, Castor.Nasza wiara jest dla nas bardzo waŜna.- Była wiara.Gwillam uniósł brew.Nie wyglądał jednak na zdenerwowanego, moja szpilka nie ukłuła tak bardzo, jak oczekiwałem.- Wiesz, ilu katolików Ŝyje na tym świecie, Castor? - spytał.- Przed tym, nim razem z kumplami was wykopali, czy po? - Dobrze ponad miliard.Siedemnaście procent ludności świata.W samych Amerykach jest nas pięćset milionów.Ojciec Święty z konieczności musi być nie tylko przywódcą religijnym, ale i politykiem.Musi grać w gry ludzi i narodów.I czasami oznacza to, Ŝe aby wiele zyskać, musi popełnić drobną niesprawiedliwość.- To znaczy? - Anathemata Curialis otrzymała bardzo powaŜny zastrzyk funduszy tuŜ przed śmiercią Jana Pawła II.A potem jego następca, Benedykt XVI, polecił nam się rozwiązać pod groźbą ekskomuniki.Te dwa czyny moŜna w najlepszym razie uznać za skurcz i rozkurcz serca.Kościół wyrzekł się nas, ale nie przestał dobrze nam Ŝyczyć.- Mimo Ŝe zatrudniacie w swych szeregach wilkołaki? Jak rozległy jest zakres waszych zadań, Gwillam? Po prostu jestem ciekaw.Gwillam ukląkł, podniósł z ziemi czarną torbę i postawił na stoliku.Otworzył ją i zaczął grzebać w środku.Nie zapomniałem o niej: mogę nawet rzec, Ŝe cały czas dręczyła moje myśli.- Zakres naszych zadań jest niewielki i ściśle określony.Walczymy w ostatniej wojnie.Jesteśmy zagończykami niebios, posłanymi do ojczyzny wroga, by ocenić jego siłę i nękać armie szykujące się do ataku.- A wróg to? - Piekło, rzecz jasna.Kolejno wyjmował z torby: jednorazową strzykawkę, torebkę z folii groszkowej, z niewielką fiolką pełną Ŝółtej jak słoma substancji, większą butelkę czystego przejrzystego płynu i nieotwarte opakowanie wacików chirurgicznych.- Powstanie umarłych - rzekł, patrząc mi w oczy z chłodnym spokojem fanatyka - stanowiło początek działań zaczepnych.Piekło ruszyło do boju z niebem, we wszystkich sferach i krajach tego świata.Przewidziano to i przepowiedziano.Nie zaskoczyło nas
[ Pobierz całość w formacie PDF ]