[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale ty umiesz mówić, umiesz czytać, a nawet się podpisać.Może pewnego dnia wrócisz do miasta i tam zaczniesz uprawiać ziemię?- Jestem góralem! - To był mocny protest, aż drżał z oburzenia.- Moja matka nie była taka, jak mówisz.- Nazywaj ją Elly Najstarszą - odparła staruszka.W tym momencie pomyślał, że ona rzeczywiście zwariowała, dokładnie tak, jak głosiła wioskowa plotka.- Ojca zaś nazywaj Greenem.Przerwała i zapominając o chłopcu, zaczęła kreślić na ziemi jakieś rysunki.- To jest wschodzące słońce - narysowała prawoskrętną spiralę.- A to jest zachodzące słońce.Lub znak oznaczający zmianę istniejącego stanu rzeczy.Kamień postawiony na drugim kamieniu oznacza dom.Ten symbol oznacza Kalibany, ten Ariele, a ten małe zielone jaszczurki.A w ten sposób rysujemy plemię żyjące na morskiej plaży, wychodzące na ląd jedynie w nocy.Widziałam jednego z nich, był podobny do Kalibana, ale wiele ich różniło.Był bardzo duży i nigdy już nie spotkałam innego z jego gatunku.O wielu rzeczach jeszcze ci nie opowiadałam, podobnie jak starszyźnie wioski.Wiem wiele, ale jeszcze nie o wszystkim mogę ci powiedzieć.Chyba dobrze postępuję?- Jest mi zimno, matko Pio.Chodźmy już do domu.proszę.Ojciec kazał mi zaraz wracać.Ujęła derkę, na chwilę odsłaniając ciało okryte kilkoma zszytymi skórami.Owinęła chłopca i wstała, opierając się na grubym kiju.Poruszała się wolno, z wysiłkiem.Cloud podniósł się w ślad za nią a ona jeszcze raz zmierzwiła mu włosy i pogłaskała po policzku.Takiej delikatności nie zaznał od niej nigdy w życiu.Potem skierowała się na północ.- Matko Pio! - krzyknął, czując, że ogarnia go złe przeczucie.Pognał za kobietą, szczelniej owijając się derką.Jej rąbki trzepotały na wietrze.- Matko Pio! To zła droga.Przecież tędy idzie się w stronę rzeki.Starcy ciągle zapominali drogi.Czuł się zażenowany wiadomościami usłyszanymi od kobiety.Był wściekły na wszystko, co mu powiedziała, a jednocześnie wdzięczny za okrycie i czułość.- Trzeba iść tędy! Zatrzymała się.- Myślę, że nadszedł czas, bym zeszła do miasta.Co jednak mogę tam zastać? Może zadowoli mnie rzut oka na maszyny rolnicze, może dostanę łyżkę ciepłej strawy.Przedtem jednak będę mu siała przejść przez ogrodzenie, prosić strażników, by pozwolili mi wejść i wrócić z powrotem.Może pomyślą, że tak stara kobieta jest chora i wkrótce umrze? Pewnie umarłabym, gdyby mnie zamknęli w bazie na dłużej.A zatem to zły pomysł.Ale przecież nasza własna wioska śmierdzi tak samo jak miasto w dniu, kiedy umarł Jin Najstarszy, jestem już zmęczona tym odorem.Nie pozostaje mi więc nic innego, jak wędrówka w górę rzeki.Chcę zobaczyć, gdzie udały się Kalibany.- Matko Pio, to przecież bardzo długa droga.Nie dasz rady! Zostań tutaj.Uśmiechnęła się, rozjaśniając chmurne czoło.Ten uśmiech wstrząsnął do głębi Cloudem.Zrozumiał, że do tej pory nic nie wiedział o swojej babce.- Mam nadzieję, że tego dokonam - odezwała się łagodnie.- Ty zaś ucz się mówić, czytać i pisać.Nie zapomnij o tym!Poszła przed siebie.Cloud sam był winny swemu tchórzostwu.Stał w miejscu, nie zamierzając za nią pobiec.To tylko zwariowana staruszka, tłumaczył sobie w duchu.Jest najstarsza we wsi, stara jak górskie szczy ty.Na pewno zna drogę i jak będzie chciała zawrócić, to zrobi to.Wie, dokąd zmierza.Zaraz potem pomyślał, jak piękna i mądra jest ta kobieta.,Jeszcze nigdy w swoim życiu nie myślał tak o Pii, ale przecież rzeczywiście była piękna: smukła, wysoka, nie zgarbiona ciężarem przeżytych lat.Szła ku rzece, a wiatr rozwiewał frędzle jej skórzanej sukni i siwe strąki jej włosów.Szła tam, dokąd chciała iść.Pobiegł z powrotem do wioski i zdał ojcu szczegółową relację.Ojciec natychmiast rozesłał gońców, aby znaleźli staruszkę.Jednak wszelki ślad po niej zaginął.Nie było w tym nic dziwnego, wszak wychowała się w górach i przeżyła w nich tyle lat, że nikt nie znał lepiej od niej ich tajemnic.Cały dzień upłynął, nim Cloud w końcu zapłakał z żalu za staruszką, ale łzy szybko wyschły.Wyobraził sobie, co się stanie, gdy Pia odnajdzie Kalibany.Całe życie rozmyślał o tej kobiecie, o jaszczurach, a kiedy spłodził syna, opowiedział mu tę historię.Znało ją też kilku ludzi, którzy pewnego dnia zdecydowali się opuścić wioskę i zamieszkać obok bazy.Wkrótce po wyruszeniu Pii w jej ostatnią podróż, pod górską wioskę powróciły Kalibany.Cloud nie był pewien, czy ten powrót ma coś wspólnego z Pią, ale niewątpliwie Kalibany wróciły.10.Rok 72, dzień 98 ery kolonialnej.Baza na Gehennie II.- Boisz się? - zapytał mężczyzna.Siedzący w rogu pokoju operacyjnego Dean rzeczywiście miał stracha, lecz nie zwierzył się z tego głównemu lekarzowi.Wiedział, że dzieci zrobiły to samo - po prostu przyszły do bazy i uczyły się.Siedział tu, bo w wyniku selekcji oddzielano od zwykłych mieszkańców tych, co lubili pracę w polu, obijali się w faktoriach lub podpadli strażnikom.Akcja najbardziej dała się we znaki takim podrostkom jak on.Dean od początku przysparzał problemy.W czasie prac polowych podszedł do brygadiera i próbował mu wyjaśnić, w jaki sposób należałoby właściwiej pracować i organizować pracę.Jedyne co zyskał, to zarzut porzucenia stanowiska.Nie mógł jednak postąpić inaczej, bo miał już powyżej uszu swojego kierownika.A teraz izolowano tych, którzy nie potrafili przystosować się do przydzielonych im zadań.Żołnierze wyciągali ich z domów i zaciągali do miejsca pośrodku bazy, odgrodzonego dodatkowym zasiekiem pod napięciem.Zbierali nawet dzieci, kusząc je łakociami, odciągając od rodziców obietnicą nieznanych bliżej dobrodziejstw.Poddawano je różnorakim testom, a następnie codziennie miały się meldować w wyznaczonych miejscach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]