[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Moje pomocnice same nie dadzą rady, a nie chcę, żeby pomagaliim ludzie zdrowi, którzy nie przechodzili jeszcze ospy.Jednymsłowem, Rheo, czy mogłabyś namówić do pomocy kilkucentaurów?Przed moimi oczami natychmiast pojawiła się śliczna twarzmojej nowej kumpelki.Victoria.Oczywiście! Victoria i jejŁowczynie.Na pewno pomogą.– Mogę, Carolanie.Znam kilka centaurzyc, które na pewnonie odmówią.Szykujcie chorych, ja zaraz wracam z ekipąratunkową.– Ekipą?Ożeż ty! I tego nie znają?!– Z grupą centaurzyc, które nam pomogą.– Wspaniale.Bardzo dziękuję, Rheo.– Nie ma za co.aha, i jeszcze coś.– Teraz, wiadomo,uśmiechnęłam się od ucha do ucha.– Spotkałam przypadkiemtwoją żonę.Kazała cię ucałować.Nie wiem, czy w przenośni,czy mam rozumieć to dosłownie.Oczy Carolana rozbłysły, dzięki czemu bardziej miprzypominał normalnego Carolana sprzed dwóch dni.Uśmiechnął się.– Dziękuję.Słowa wystarczą.Czyn niepotrzebny.– Chyba że.Mój uśmiech najpewniej sięgał już daleko poza moje uszy.– Oczywiście! – przytaknął domyślny Carolan.– Chyba żestałaby teraz przede mną moja żona.Wtedy pocałunek w naturzebyłby niezbędny.– Rozumiem.To ja lecę po ekipę.Wychodząc, kilkakrotnie zerknęłam jeszcze na Carolana.Stał i uśmiechał się do siebie.Dopiero po chwili potrząsnąłgłową i ruszył z powrotem do akcji.Kiedy wracałam na dziedziniec, nagle opadły mniewątpliwości.Co będzie, jeśli dziewczyny z kopytami odmówią?Roboty im nie brakuje.Poza tym co innego instruowanie, jakwystrugać strzałę, a co innego dźwiganie chorego, cuchnącegoczłowieka.Ale szłam dalej, nie miałam przecież wyboru.ClanFintana w tym przypadku nie chciałam prosić o pomoc.Absolutnie nie.Mój mąż miał wystarczająco dużo na głowie.Poza tym.ClanFintan był kochany pod każdymwzględem, ale Carolan poprosił o pomoc mnie, a ja bardzochciałam w tym moim nowym świecie wykazać się inwencjąi samodzielnością.Nigdy nie byłam fujarą, a jak mogę siędomyślać z różnych opowieści, wreduska Rhiannon również nie.Nie będziemy więc tego zmieniać, prawda? Pomyślałam też, takdla dodania sobie otuchy, że gdyby Łowczynie się opierały,wykorzystam autorytet Rhiannon – w końcu teraz mój.Mówiącbrzydko, wykorzystam swoje stanowisko.Ale niewątpliwie dladobra sprawy.ClanFintana zostawimy w spokoju z wymienionego jużwyżej powodu, a także dlatego, że jednak nie chciałamrezygnować z niezależności.Taka sytuacja typu: Masz bardzodobrego i hojnego męża, ale chcesz mieć też swoje pieniądze.Tę potrzebę niezależności u współczesnej kobiety niektórzyludzie uważają za destrukcyjną, lecz ja tłumaczę to bardzoprosto.Nie chcę być bluszczem, co oczywiście wcale nieznaczy, że jestem zdeklarowanym wrogiem mężczyzn.Przeciwnie! Ale mam też swój rozum i lubię samodzielniepooddychać.Czemu nie?Na dziedzińcu sytuacja się nie zmieniła, to znaczy wszyscyw akcji.Łowczynie zlokalizowałam od razu, w końcu górowałynad wszystkimi swoim końskim wzrostem.Victoria akuratrozmawiała z Maraid.Wyglądało to na poważną dyskusję,dlatego poczekałam cierpliwie, aż skończą i wtedy wydałamz siebie charakterystyczne dźwięki, znane chyba na całymświcie (tym i tamtym):– Ej.pst!Victoria usłyszała, bo odszukała mnie wzrokiem,uśmiechnęła się i natychmiast podeszła.– Lady Rheo.– odezwała się uprzejmie, odgarniającz twarzy srebrzysty wodospad włosów, który zrzucił tamzłośliwy wiatr.– Miło mi znowu widzieć milady.– Niestety, chyba nie będzie ci już tak miło, Victorio, kiedyprzedstawię ci moją prośbę!– Tak, milady? – Rzecz oczywista, spojrzała na mniebardzo pytająco.– Victorio, słyszałaś zapewne, że mamy epidemię ospy?– Oczywiście.ClanFintan mówił o tym wojownikom.JakoWielka Łowczyni uczestniczyłam w naradzie.To strasznachoroba, prawda? Słyszałam, że bardzo wielu ludzi padło jejofiarą.ClanFintan powiedział nam też, że masz jakiś talizman,który cię przed nią chroni.– No.coś w tym rodzaju.W każdym razie nigdy jej niezłapię.A teraz, Victorio, moja prośba.Chociaż odizolowaliśmychorych, choroba, jak wiesz, dalej się rozprzestrzenia, liczbachorych zwiększa się w zastraszającym tempie.Dlatego naszUzdrowiciel, Carolan, poprosił, żebym udostępniła mu salębalową.Tam przeniesie się lżej chorych, a ci w najcięższymstanie zostaną, gdzie są teraz, w pokoju, który kiedyś zajmowałymoje pokojówki.– To brzmi rozsądnie.– Tak, tyle że mamy pewien problem.Lżej chorych, jakpowiedziałam, trzeba przenieść do sali balowej, a Carolan ma dodyspozycji zaledwie kilka pomocnic.Słyszałam, że centaury niezarażają się ospą.Victorio, zdaję sobie sprawę, że przenoszeniechorych ludzi wcale nie jest przyjemnym zajęciem, ale zrozum,to są ludzie, za których czuję się odpowiedzialna i.– Rozumiem.Powiedz konkretnie, o co ci chodzi.Powiedziała to tonem urzędowym.Victoria nadawałaby sięna prezesa rady nadzorczej którejś z tych przerażająco bogatychkorporacji, na przykład takiej, która buduje wieżowceo niezliczonej ilości pięter.(Oczywiście o ile Victoriazmieściłaby się w windzie).– Na pewno już się domyślasz.Chciałam prosić, żebyś tyi twoje Łowczynie pomogły przetransportować chorych do salibalowej.Carolan będzie wam nieskończenie wdzięczny.Samjest ledwie żywy, a jak zauważyłam, ma przy sobie już tylkocztery pomocnice.Reszta padła ze zmęczenia albo, co bardziejprawdopodobne, pochorowała się.Victorio.– Zajrzałamw niebieskie oczy.Jestem pewna, że patrzyłam prosząco, wręczbłagalnie.– Pomożecie nam? Ja wiem, że to zajęcie nie dla was,ale naprawdę jesteście ogromnie potrzebne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]