[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Śmierć patriarchy bynajmniej nie uciszyła sporu między ortodoksami a quinaltynami o nastawieniu liberalnym.Prawowierni, którzy niemal na pewno przyczynili się do morderstwa, próbowali zrzucić winę na bezbronnych bryaltynów, ponieważ zwłoki patriarchy znaleziono w pomieszczeniu, gdzie poniewierały się wyklęte znamiona bryaltyńskiego kultu.Była to oczywista mistyfikacja, ale nie dla tłumu, który podłożył ogień pod jedyną w Guelessarze kaplicę bryaltynów i powiesił kapłana.Te dramatyczne zdarzenia niosły z sobą jeszcze jedną groźbę, albowiem powieszony kapłan służył Ninewise.Związała się z bryaltynami, aby udobruchać quinaltynów, którzy przy odrobinie dobrej woli uznawali tę sektę.Pragnęła tym samym poprawić popularny wizerunek Elwynimow jako ludzi bezbożnych i oddanych czarom.Cefwyn nie uważał za przypadek tego, że ktokolwiek zamordował patriarchę, jego sprzymierzeńca w potyczkach z prawowiernymi, obarczył winą bryaltynów, a więc i Ninewise.mimo że nieszczęsny ojciec Benwyn, mól książkowy i człowiek skrajnie krótkowzroczny, nadawał się na spiskowca najmniej w całym Ylesuinie.Cefwyn nie uważał niczego za przypadek, zwłaszcza wydarzeń w Anwyfarze, a teraz dochodziła jeszcze nieobecność osoby będącej jego prawą ręką, gdy odbywała się pierwsza próba nowej władzy patriarszej i druga próba ślubu lady Luriel w miejscu, które było niedawno świadkiem krwawego zajścia.Była to pierwsza większa uroczystość dworska od czasu złożenia w grobie Jego Świątobliwości, dogodna okazja do wszczęcia awantury.Miał nadzieję, że Idrys jest zajęty podejmowaniem środków bezpieczeństwa - może osobiście stał przy patriarsze przebierającym się do ceremoniału?O bogowie, żeby tylko nic nie zakłóciło ślubu, a jego dawna kochanka szczęśliwie wyszła za mąż.bo inaczej sama mogła stać się zarzewiem niezgody na dworze.Zacisnął silniej dłonie na barierce, kiedy wśród zawodzenia chóru państwo młodzi docierali przed ołtarz.Zaraz potem nastąpiła część rytuału przerwana za pierwszym razem przez potworne nieszczęście, kiedy umazani krwią kapłani biegali po świątyni, ogłaszając śmierć patriarchy.Cefwyn marszczył czoło, w miarę jak gęstniał dym z kadzideł, w którym miał się pojawić Świątobliwy Ojciec.i odetchnął z ulgą, bo oto spoza dymnej zasłony wyłoniła się niewyraźna postać.Wszyscy zebrani wydawali się uspokojeni, skoro minęła szczęśliwie owa niebezpieczna chwila.Chór ciągle wyśpiewywał rzewne hymny pochwalne, a nowy patriarcha uniósł okryte ciężkimi rękawami ramiona i bez przeszkód udzielił błogosławieństwa zebranym i młodej parze.Z piersi Cefwyna wyrwało się ostateczne, głębokie westchnienie ulgi.Miał wrażenie, jakby rozwiązano sznury krępujące jego pierś.W tym małżeństwie Murandys i Panys, dwa bogate rody - pierwszy uciążliwy, a drugi wierny Koronie - podawały sobie zgodnie ręce.Swego czasu Luriel planowała poślubić następcę tronu, lecz zamiast tego przyszło jej cierpieć na zesłaniu w rodzimej prowincji.Teraz powróciła do łask.Młodszy syn Panysa, zacny młodzian, zapewnił sobie w intercyzie spadek po Murandysie.Gdyby ten umarł bezpotomnie, Panys przejąłby władzę w jego prowincji.bo nie dość, że Prichwarrin nie doczekał się męskiego potomka, ale i siostrzana odnoga rodu nie wydała mężczyzny.Luriel miała odziedziczyć tyle, na ile pozwalał zwyczaj w jej stronach: dostała wszak męża, czyż to nie wystarczy? Ale gdyby wykazała się sprytem i cierpliwością, mogłaby stać się niezastąpioną pomocniczką małżonka w administrowaniu swą rodzinną prowincją.Cierpliwość wszelako nie leżała w naturze Luriel, co stawiało pod znakiem zapytania jej użyteczność w tym względzie, ale niechby już złożyła te śluby, a będą się z nią użerać mąż i wujek.I lepiej niech nie wchodzi w drogę wujowi, póki ten żyje.oby umarł śmiercią naturalną w podeszłej i spokojnej starości.Świątobliwy Ojciec dotarł wreszcie do finalnego oświadczenia.Zagrzmiały fanfary.Głosy chóru wspięły się na tak niebotyczne wyżyny, że aż dźwięczało w uszach, w co włączyły się jeszcze czyste brzmienia dzwonów.Całe miasto zdawało się radować, że wszystko poszło dobrze, ceremonii nie towarzyszyły złe znaki i przetrwał patriarchat.Spomiędzy na wpół widocznych filarów buchnęła druga fanfara, sygnał dla chorążych, by ruszyli gęsiego w stronę wyjścia.Król i rodzina królewska wychodzili pierwsi tuż za różnokolorowymi sztandarami, po nich młodożeńcy mający tego jedynego dnia w życiu pierwszeństwo nad resztą dworu.choć Murandysowi naczelne miejsca należały się w każdych okolicznościach.Światło wlewające się przez portal do świątyni padło na czerwoną chorągiew ze złotym smokiem Marhanenów, potem na czerwoną chorągiew Gwardii Gueleńskiej, przezroczystą w promieniach słońca.Na zewnątrz chorążowie rozchodzili się na boki, oślepieni bielą śniegu.Za nimi ukazał się sztandar księcia.Cefwyn i Ninevrise zeszli na prawo w towarzystwie Efanora.Luriel i Rusyn z Panysu skręcili w drugą stronę wśród błękitno-białych i zielono-złotych chorągwi, wydętych na lodowatym wietrze i mieniących się w czystym blasku słońca.Biły dzwony, huczały trąbki, a ci gapie, którzy nic sobie nie robili z mrozu - sami szacowni mieszkańcy miasta - machali chustkami i wznosili okrzyki radości, będąc świadkami wydarzenia dającego nadzieję na utęskniony ład w królestwie.W takiej jak ta chwili Cefwyn mógł wreszcie odetchnąć z ulgą i pozwolić sobie na niewymuszony uśmiech.Uniósł dłoń i pomachał tłumom, w czym naśladowała go Ninevrise.Mieszczanie wywijali chustkami i szalikami.Wtem jakiś cień przysunął się do Cefwyna - tylko lord komendant mógł tego dokonać bez natychmiastowej reakcji straży królewskich.- Ryssand przybył na ślub - oznajmił Idrys półszeptem.Cefwyn odwrócił głowę, przerażony.- Jest tutaj?- Minął śródmieście.Podróżował na modłę jeźdźców z Ivanoru, aby zdążyć na uroczystość.- Niech go zaraza! - Głos Cefwyna wyłamał się spod kontroli, lecz szybko przycichł: - Wie, że może dać za to gardło! Strażnicy u bram nic nie meldowali?- Powiadomili mnie, najjaśniejszy panie.Ty już szedłeś w orszaku.Stąd moje spóźnienie.Ostrzegłem Gwardię.- Niech to jasna cholera! - mruknął Cefwyn, przez co niechcący zwrócił na siebie uwagę Ninevrise.- Machaj - zachęcił ją z uśmiechem i sam dał przykład.Ryssand wiele ryzykował swym nagłym powrotem.który nastąpił oczywiście przed pogorszeniem pogody, oczywiście w najgorszym momencie, oczywiście w czasie gdy przymierze Marhanenów ze swarliwym, acz wpływowym rodem Ryssandów wciąż podlegało dyskusji [ Pobierz całość w formacie PDF ]