[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Pociągam cię do odpowiedzialności.pociągam cię do odpowiedzialności za życie mojego brata!– Król wcale nie umarł! – odkrzyknął mu Idrys.– Do cholery, odłóżcie broń!– Nie! – znowu wmieszał się kapłan.– Umieściłeś króla w kręgu szkodliwych wpływów, lordzie komendancie, a między innymi mam na myśli tego tu człowieka! Aresztujcie ich razem z kobietą!Idrys poruszył się, okręcił na pięcie i stanął plecami do ściany, bokiem do Tristena; w jego dłoni błysnął sztylet.Tristen nie chciał dobywać broni.Wydawało mu się, iż kiedy to się już stanie, nie będzie mógł racjonalnie myśleć, zagrodził więc tylko drogę gwardzistom – ludziom, którzy nie przejawiali ochoty, by się z nim szamotać.Sprowadzeni przez Idrysa żołnierze Gwardii Książęcej, popychali i potrącali żołnierzy Smoczej Gwardii, przybyłych wraz z Efanorem i Gwywynem.Obok Idrysa pojawił się Uwen: przepchał się do przodu i z obnażonym mieczem stanął naprzeciwko Gwywyna i jego ludzi.Za Uwenem przedarli się szybko Erion Netha i Denyn Kei’sson – bez zbroi, ze zmierzwionymi czuprynami, nie dopiętymi koszulami, zasłaniając się gołymi mieczami.Oni i stojący za nimi ludzie, wszyscy z Gwardii Książęcej, sprawiali wrażenie, jakby, dopiero co wyrwani z łóżek, pochwycili spiesznie za broń.– Stać, wszyscy stać! – zawołał Idrys.– Przeklęci głupcy! Wasza Wysokość, Jego Królewska Mość ma się całkiem dobrze.Niechybnie cię spyta, panie, jakim prawem dopuściłeś się tej nieprzemyślanej napaści.Toż to czyste szaleństwo! Odłóżcie miecze, powiadam! Odłóżcie je, i to zaraz!– Ja nie przyjmuję od ciebie rozkazów, mój panie! – rzekł Efanor.– Dopóki nie usłyszę słowa z ust króla i nie zobaczę jego oczu, dopóty nie będę ci wierzył.I rzetelny medyk, a nie weterynarz, będzie opiekować się Jego Królewską Mością.Zamierzam również uporządkować pozostałe sprawy, począwszy od wyjaśnienia przyczyn wypadku w bryaltyńskiej kaplicy, przyczyn pożaru tudzież przyczyn, dla których mój brat leży teraz na granicy życia i śmierci w kilka godzin po zaręczynach, w czasie których tak wiele oddano elwynimskiej wiedźmie!– Oskarżasz mnie o czary? – krzyknęła Ninevrise.– Bardzo dobrze, drogi panie! – Porwała małą książeczkę ze stolika i uniosła do góry.– Mam tu twój podarunek, jaśnie panie szwagrze, czytam twój podarunek w poszukiwaniu twojej prawdy i twojej wiary! Nie wiedziałam, że wiąże się ona z takim zachowaniem!– Nie słuchaj jej! – wołał kapłan.– Ha, a więc jestem aż tak niebezpieczna? Odesłałam wszystkich moich ludzi! Zaufałam wam! Przysięga Jego Królewskiej Mości gwarantuje mi bezpieczeństwo, z jego własnej woli mogę w tej komnacie cieszyć się prywatnością!– Dosyć tego! – mówił Gwywyn, apelując o prawdę i rozważne argumenty, lecz jego słowa utonęły w generalnej wrzawie, gdy kapłan wrzeszczał, gdy Ninevrise krzyczała.Raptem ludzie zaczęli się potrącać, stal zabrzęczała o stal.Podstawę czaszki Tristena przeszył ostry ból, Emuin dawał znać o sobie.przyciągając go, ostrzegając.Usłyszał.Małe i gniewne, na wschodzie.wręcz na wyciągnięcie ręki.Śmiertelnie niebezpieczne.Krok w ciemności, palące się świece, płomienie świec; nie czerwień ognia, nie błękit amuletów, ale czarny kopeć z nikłą aureolą rozjarzonej bieli, dym wznoszący się wąskimi smugami.ponad trzepotem skrzydeł.cieni i skrzydeł.– Wschód – usłyszał głos Emuina.– Zło.grozi królowi.Schody.Wschodnie schody przy dużej sali.Nie potrafił złapać tchu, by przemówić, ból płoszył myśli.Wiedział tylko, że nie wolno mu opuścić lady i że potrzebuje pomocy, Przecisnąwszy się między Uwenem i Erionem, pochwycił Ninevrise za nadgarstek.Uszy puchły mu od jazgotu służby, Efanor wołał, by go ktoś powstrzymał.Żołnierze przystąpili do wykonania rozkazu, lecz Uwen i Erion osłonili Tristena mieczami, trzymając na dystans pewną liczbę gwardzistów, podczas gdy on sam przemykał z Ninevrise obok Efanora i lorda Gwywyna, by w chwilę potem znaleźć się wśród Gwardii Książęcej.Nie tu jednak zmierzał, oślepiony bólem głowy i tak udręczony cierpieniem Emuina, że omal nie padł na kolana.Dotarł do schodów.Ninevrise wzburzonym głosem zasypywała go pytaniami.Zdał sobie sprawę, że trzyma ją zbyt mocno, toteż puścił ją, pragnąc, by mu towarzyszyła.Słysząc dobiegającą z góry głośną kłótnię Idrysa i Gwywyna, zbiegał, a ona z nim razem, w dół i w dół, schodami.Miał świadomość panującego w dolnej sali poruszenia, ludzie z przestrachem wytrzeszczali na przebiegających oczy, niektórzy usiłowali wydobyć z nich odpowiedzi.Tristen dostrzegł przed sobą wschodnie schody, teraz już nie potrzebował Emuina.Sam wiedział.Czuł to, nieznacznie łaskoczące powietrze, niemniej obecność napawająca lękiem.– Co się dzieje? – sapnęła Ninevrise.Podciągnęła spódnice, próbując dogonić go na schodach, kiedy kierował się na wyższe piętro.Strażnicy pod drzwiami komnaty Orien popatrzyli na nich ze strachem.– Panowie – rzekł, starając się, by to zabrzmiało spokojnie i; i rzeczowo – otwórzcie te drzwi.Natychmiast.Gwardziści usłuchali.Tristen nigdy dotąd nie przekroczył progu przedpokoju lady Orien.Teraz razem z Ninevrise i żołnierzami przeszedł poza owe wewnętrzne drzwi.Powitały go strachliwe okrzyki kobiet.Na skutek równoczesnego otwarcia wewnętrznych i zewnętrznych drzwi, zimny wiatr wpadł z ciemności nocy poprzez otwarty na oścież lufcik, dmuchając ostrymi oparami perfum.Płomienie świec zamigotały na wietrze, rzucając cienie na grupę odzianych na czarno kobiet, patrzących ze zdumieniem i zarazem przerażeniem.Przed nimi poukładano na stole świece, miskę z czymś ciemnym, i rude rozplecione warkocze i kolczastą gałązkę.Wśród kobiet Tristen i wyczuwał obecność, a najgłówniejszą wydała mu się Orien Aswydd, która mierzyła go zimnym, twardym spojrzeniem, gdy po jej twarzy pełgało światło jednej jedynej świecy, gdyż wypaliły się już wszystkie stojące w pobliżu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]