[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.‐ Nie liczyłbym na to.‐ Hundolf zmrużył oczy i rozejrzał się na boki, czy ktoś niedosłyszał prowokującej uwagi.‐ Każdy książę musi pokazywać swój przepych.Gdyby pozbył się tych wszystkich błyskotek, wywarłby na nas o wiele mniejsze wrażenie.‐Mrugnął porozumiewawczo do Conana.‐ Pilnuj, by nic nie przy‐ lepiło ci się do palców;książęcy strażnicy będą przyglądać się nam przy wyjściu.W tym momencie w komnacie rozległ się donośny głos człowieka, o którymrozmawiali.Obydwaj odwrócili się i ujrzeli, że Ivor stoi wraz z Bragiem, Drusandrą i Vilezzą w kręgu gości.‐ Dzięki tak śmiałym czynom tworzy się królestwa.Wasze zwycięstwa wielceprzyczyniły się do zapewnienia bezpieczeństwa w naszej prowincji i są zachętą do jeszcze śmielszych posunięć ‐ przemawiał książę, obszernie gestykulując dłonią z kielichem.Wzniósł głowę, powiódł dumnym wzrokiem po komnacie i kontynuował: ‐ Gdzie podziałsię najlepszy ze służących mi kapitanów‐ten, któremu szczęście sprzyja najbardziej? Ach, tam, jesteś, Hundolfie! Podejdźcie do mnie! ‐ Ivor skinął dłonią.Twarze gości zwróciły się w stronę dowódcy najemników i jego podwładnego.‐ Wiedzcie, iż dzisiejszą ucztę wydałem na cześć zwycięstw w ostatnich dniach, zwłaszcza waszego! ‐ Conan ruszył za swoim dowódcą pomiędzy wpatrzonymi w nich gośćmi.Zatrzymał się za Hundolfem, gdyksiążę złożył wyciągniętą dłoń kapitanowi na ramieniu.‐ W dniu błyskotliwych triumfówtwój był najbardziej znaczący.Wznoszę toast na twoją cześć, kapitanie.Jesteś wcieleniem hartu ducha zwolenników naszej sprawy!Skończywszy przemowę, Ivor uniósł puchar w stronę słuchaczy, zbierając rzadkiebrawa.‐ Dziękuję ci, książę ‐ wymamrotał Hundolf.‐ Oczywiście nie mogę sobieprzypisać wszystkich zasług.‐ Ach, kapitanie, dajesz dowód skromności! To urzekające! ‐ Ivor opuścił rękę i dodał: ‐ W takim razie dobrze służy ci zdolność dobierania właściwych podwładnych, takich jak towarzyszący ci porucznik.Jego imię brzmi Conan, prawda? O ile mi wiadomo,poprowadził czoło wojska do natarcia.Conan przytaknął bez słowa.Po chwili niezręcznego milczenia Hundolfpospieszył z uprzejmym wyjaśnieniem:‐ To również on zaplanował atak, książę.‐ Istotnie? ‐ Ivor skinął łaskawie Conanowi głową.‐ Twój plan został uwieńczonyszybkim i tanio okupionym zwycięstwem, niewątpliwie w dużej mierze właśnie dzięki tobie.‐ Utkwił w milczącym Cymmerianinie bardziej surowe spojrzenie.‐ Jaka szkoda, że radość z triumfu zakłóciła godna pożałowania awantura z moim magicznym doradcą ze Wschodu! ‐ Książę rozejrzał się szybko po komnacie.‐ Przy okazji, gdzie jest Agohoth?‐ Panie, przekazał, że nie może uczestniczyć w dzisiejszej uczcie, ponieważ musi dokonać wyjątkowo ważnego czytania w gwiazdach ‐ szepnął księciu do ucha ochrypłymgłosem jeden ze strażników przybocznych.‐ Aha.‐ Ivor pokręcił z dyskretnym niezadowoleniem głową.‐ W każdym razie liczę, że w przyszłości zdołamy uniknąć tak fatalnych sporów co do stosowanych metod walki.‐ Ponownie utkwił spojrzenie w Cymmerianinie.‐ Liczę, że zgadzasz się ze mną?‐ Czarnoksiężnik dopuścił się masakry niewinnych wieśniaków ‐ stwierdziłConan.‐ Takie postępowanie nam szkodzi, dla‐ tego położyłem mu kres.‐ Jak pewnie wiesz, książę, w wiosce zginęło również dwóch naszych ludzi ‐pospieszył dodać Hundolf gorliwym tonem, by odwrócić uwagę możnowładcy od słów Cymmerianina.‐ Zaważyło to istotnie na stanie ducha porucznika Conana w tamtej chwili.Mimo starań kapitana, by pokryć niezręczność uwagi swojego podwładnego, częśćprzysłuchujących się tej dyskusji rycerzy i dam dworu poczęła szemrać nerwowo, skonsternowana śmiałym i pozbawionym szacunku dla szlacheckiej rangi tonembarbarzyńcy.Straż księcia przyglądała się temu ze zmrużonymi oczyma.Ivor skupiłwzrok ‐ za sprawą trunku nieco niepewnie ‐ na twarzy Cymmerianina.‐ Niewątpliwie, kapitanie, lecz dowiedziałem się ze swoich źródeł, iż na ciałach dwóch żołnierzy znaleziono ślady całkiem odmienne, niż pozostawione na wieśniakach przez.zdumiewające zaklęcie Agohotha.‐ Wzrok Ivora powędrował do pasa Conana, gdzie pod nieobecność miecza wisiał wypolerowany sztylet, sięgający niemal dozbrązowiałego od słońca kolana.‐ Możliwe więc, iż za ich śmierć odpowiadają nie czary, lecz na przykład uciekający Kotyjczycy lub nawet niektórzy z „niewinnych wieśniaków”,których tak gorliwie bronisz, poruczniku.Conan popatrzył arystokracie prosto w oczy.‐ Ponieważ odwołujesz się do poparcia zwykłego ludu, mam nadzieję, iż zdajesz sobie sprawę, iż nic nie wprawia go w większą trwogę niż czarna magia.‐ Cymmerianinpotrząsnął głową z odrazą.‐ Skierowanie przeciw prostym ludziom zaklinacza o gadzimsercu, pozwolenie mu na siekanie nieszczęśników na plasterki wydaje mi się szczytem szaleństwa.‐ Ponownie popatrzył księciu prosto w oczy.‐ Czy naprawdę jesteś głupcem?Ze strony słuchaczy rozległo się zbiorowe westchnienie niedowierzania
[ Pobierz całość w formacie PDF ]