[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wieczna Dziewica bacznie przyglądała się jaśniejącym oczom Massima, jegogęstniejącym włosom, twarzy, na której skóra powoli się wygładzała, rękom, z których znikałwżarty kurz drogi i ze wszystkich sił próbowała powstrzymać szczęśliwy uśmiech.To chyba cud! Massimo staje się młody! Jeszcze tego nie wie i patrzy na nią zdziwiony, ale zaraz zorientuje się po jej spojrzeniu.Już się zorientował.— Marinello, co się stało? — zapytał, podnosząc na nią zdumione oczy.— Moja skóra zrobiła się gładka i czysta… Ja….— Tylko na jedną noc.Tylko na jedną noc, mój Massimo — odpowiedziała Wieczna Dziewica, mimo wszystko uśmiechając się radośnie jak nigdy przedtem.— I tej nocy będziesz mój.Czasami, marząc o Massimo, bała się, że zobaczy grymas rozczarowania na jego pięknej, dobrej twarzy na wieść o jednej tylko nocy.Jak śmiała tak o nim myśleć!W odpowiedzi uśmiechnął się do niej świetliście i radośnie.Gorąca fala nigdy nie znanego szczęścia zalała serce, które zabiło mocno i swobodnie.Jeszcze chwila i przed nią siedział nie zmordowany drogą starzec, lecz ten sam dwudziestoletni młodzieniec, którego poznała w oberży w Argosie wiele lat temu.Marinella pozbyła się wątpliwości.Cóż to za różnica — jest człowiekiem czy nie, jeśli w jej sercu żyją tylko najzwyklejsze, najprawdziwsze ludzkie uczucia.Kocha i jest kochana.Czego więcej trzeba, żeby być szczęśliwą? Niczego.Widać tak samo myślał młody Massimo.Wyciągnął do niej rękę i z czułym uśmiechem pochylił się do jej ust… Wieczna Dziewica pomyliła się — żeby być szczęśliwą, trzeba jeszcze takiego pocałunku i, jeśli można, jeszcze jednego.I jeszcze… Odsunęła się od niego— na chwilę, tylko po to, by zgasić świecę.Potem znów przytuliła się do szerokiej piersi swojego jedynego mężczyzny.Tylko jedna noc? Niech tak będzie.Massimo zajrzał jej w oczy, w których błyszczały dwa malutkie krążki księżyca.Potem zbliżył gorące usta do jej ucha.— Tylko jedna noc? — wyszeptał, obejmując ją jeszcze mocniej.— Niech tak będzie.Z wyglądu Karmashan wydawał się znacznie młodszy, niż to sobie wyobrażał Conan na podstawie opowiadań.Skórę miał gładką, białka jasnych oczu czyste, a zęby równe i białe.Patrzył barbarzyńcy prosto w oczy i obrzydliwie rechotał.— Pogadamy! — ryknął barbarzyńca, dobywając swojego wiernego miecza.Jednak do bójki nie doszło.W tej samej sekundzie podłoga pod jego nogami rozstąpiła się i runął w czarną, wilgotną przepaść, odprowadzany odrażającym śmiechem, podobnym do szczekania rozhisteryzowane psa.Jeszcze spadał, gdy otwór nad nim zamknął się z trzaskiem.Kamienna płyta oddzieliła go od całego świata.Podarowała mu też ciszę — a bardzo jej potrzebował, bo serce omal nie eksplodowało mu ze złości i nienawiści.Conan jak kot wylądował na czworakach i natychmiast zerwał się na nogi, wystawiając w ciemność miecz.W całkowitej ciszy słyszał tylko swój ciężki, przerywany oddech.Gdyby wściekłość mogła rodzić prawdziwy ogień, Conan z pewnością wydychałby teraz płomienie.Wpadł!Wpadł jak nieopierzony młodzik, który dzień wcześniej po raz pierwszy wziął broń do ręki.Nie chciał wierzyć, że Elerio go zdradził, jednak wszystko na to wskazywało.Właśnie on, jego stary przyjaciel, przyprowadził go do tego pokoju.To on namówił go, by nie wszczynać bójki z bandytą, ale najpierw podsłuchać jego rozmowę z dziewkami.Gdzież on teraz jest?Cymmerianin dobrze pamiętał, że stał za jego plecami.Jednak, mimo wściekłości i poniżającej bezradności, Conanowi zrobiło się wstyd.Nie powinien tak myśleć o Elerio.Tak, był na usługach Karmashana, ale mało to różnych niezrozumiałych ludzkich postępków?Barbarzyńca usiadł na ziemi i zagłębił się w rozmyślaniach o swoim obecnym położeniu.Jest w niewoli.Co zamierza zrobić z nim bandyta, pewnie wie tylko Nergal — jego cuchnący ojczulek.Za to doskonale wiadomo, co chce zrobić z Lałem Bogini Losów: zażądać jakiej ś niegodziwości, która bez wątpienia przyniesie masę nieszczęść miastu Mandchattu i, być może, całej Vendhii.Kiedy nastąpi ten bezbożny akt? Rano [ Pobierz całość w formacie PDF ]