[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ten, który wyglądał na starszego, powiedział do swojego towarzysza:— Ma chłopak szczęście — powiadają, że w taką pogodę nawet Nergal nie wygania z piekła swoich demonów.Młodszy pokiwał głową, poprawił miecz na boku i marzycielsko westchnął:— Musi być teraz przyjemnie w „Koronie”…Conan wszedł do karczmy, otrząsnął się jak pies i rozejrzał po sali.Ludzi tego wieczoru było sporo: żołnierze, którzy zeszli z warty, kupcy i konwojenci karawan, zwyczajni mieszkańcy „stolicy”, którzy nie mieli nic do roboty.Wszyscy wydzierali się, usilnie starając się przekrzyczeć rozmówcę, plotkowali, grali w kości, popijali piwo albo wino — w zależności od gustu i zamożności.Krótko mówiąc, trwała w najlepsze nie wymuszona wesołość.Cymmerianin nie zobaczył ani jednej znajomej twarzy, za to dostrzegł wolne miejsce za stołem obok słabo widocznego malutkiego okna.Z początku miał zamiar spokojnie usiąść i zażądać kolacji z kilkoma kuflami miejscowego piwa, ale szybko zdał sobie sprawę, że w panującym wokół hałasie nawet jego grzmiący głos nie zostałby usłyszany.Zaczął więc przeciskać się do baru.Mokra odzież nieprzyjemnie przyklejała się do ciała, w butach chlupała woda, ale barbarzyńca nie zwracał uwagi na takie drobiazgi.Przy barze tłoczyli się najbardziej zajadli wielbiciele alkoholu i wyraźnie czemuś się przyglądali.Rozsuwając ich potężnym ramieniem Conan przebił się do beczek, gdzie zobaczył to, czego się spodziewał: pomiędzy jakimś oberwańcem i żołnierzem straży pogranicznej trwał pojedynek, kto więcej wypije.W otaczającym ich przycichłym tłumie półgłosem robiono zakłady.Na razie prowadził oberwaniec —przed nim stało już sześć odwróconych do góry dnem pojemnych glinianych kufli, a przed żołnierzem pięć.Po szóstym wojak zachwiał się podejrzanie, postawił kufel obok stołu, zachichotał, spełzł na zadeptaną podłogę i od razu głośno zachrapał.Widzowie rozczarowani zahuczeli, a włóczęga obrzucił tłum mętnym spojrzeniem osowiałych oczu i wychrypiał:— No co, jest jeszcze jakiś chętny?— Ja — nieoczekiwanie dla samego siebie odezwał się Cymmerianin.W swoją zdolność do pokonania w piciu dowolnego zawodnika nie wątpił, innych atrakcji tego wieczoru raczej nie należało się spodziewać, dlaczego więc nie spróbować? —Jaka stawka?— Dziesięć złotych monet i przegrany płaci za wszystko — radośnie powiadomili go ożywieni widzowie.— Zgoda — powiedział Cymmerianin, rzucając na bar pieniądze.Karczmarz parsknął i uroczyście postawił przed barbarzyńcą kilka napełnionych po brzegi kufli, ozdobionych wspaniałymi czapkami białawej piany.Zawody się zaczęły.Do piątego kufla wszystko szło jak najlepiej — tutejsze ciemne piwo miało przyjemny gorzkawy smak i Conan wychylał jeden po drugim, zachęcany okrzykami widzów do dalszej walki.Szósty kufel barbarzyńca ciągnął już na siłę, a gdy również w siódmym pokazało się dno, oberwaniec stuknął w bar ręką i raźno zwołał:— Karczmarzu, jeszcze po jednym!Po dwunastej kolejce wokół zawodników zebrali się niemal wszyscy goście karczmy i wtedy oberwaniec, który nagle pozieleniał, potwornie zezując próbowałwlać w siebie resztę napoju, ale nie zdołał, wypuścił kufel z ręki i ciężko padł na kolana.— Jak zaraz rzygnie… — wyszeptał ktoś z nabożeństwem w zapadłej ciszy.Conanowi dalszy los przegranego był całkowicie obojętny.Zgarnął swoją wygraną i chwiejąc się poszedł do wyjścia, depcząc po czyichś nogach i odpychając tych, którzy nie zdążyli się odsunąć.Marzył tylko o jednym — wyjść na dwór, w krzaki, albo gdziekolwiek, byle szybko, zanim mu pęcherz pęknie!Cymmerianin zdążył zrobić kilka chwiejnych kroków, po czym podłoga i sufit zawirowały, ściany przesłoniła mgła i sala gdzieś odpłynęła…Potem wszystko gwałtownie się urwało.Pierwszą rzeczą, jaką Conan zobaczył, gdy już się ocknął, była uśmiechnięta fizjonomia Erharda.— Gdzie ja jestem? — jąkając się zapytał barbarzyńca.Spróbował wstać, ale od razu z jękiem opadł z powrotem.Głowa mu pękała, czuł się fatalnie.— W swoim pokoju, gdzież by — mruknął Erhard
[ Pobierz całość w formacie PDF ]