[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.–Nie ma nawet śladu upierzenia.–Jasne.–Po odkryciu naczyń zdołaliśmy pobrać mikroskopijną próbkę krwi do analizy.Niewiele jej uzyskaliśmy, ale wystarczyło do sporządzenia preparatu mikroskopowego.Oto on.Na tej fotografii była widoczna cała masa komórek, głównie czerwonych krwinek, między którymi znajdowało się parę dużych, nieregularnych leukocytów.Widok nie był zbyt przyjemny.–Na tym się już zanadto nie znam, Elizabeth -powiedział Ian.–Nie szkodzi, zrelacjonuję ci tylko najważniejsze odkrycia.Po pierwsze: czerwone krwinki z jądrami komórkowymi.To rzecz charakterystyczna dla ptaków, u ssaków takie nie występują.Po drugie: dość nietypowa hemoglobina, zasadniczo różniąca się budową od hemoglobiny jaszczurek.Po trzecie: całkowicie zdumiewająca budowa białych krwinek.Nie mieliśmy dosyć materiału, aby przeprowadzić szczegółowe badania, lecz podejrzewamy, że to zwierzę musiało mieć bardzo nietypowy układ immunologiczny.–Co to oznacza? – spytał Malcolm, rozkładając ręce.–Nie umiem powiedzieć, próbka jest stanowczo za mała, żeby wyciągać jakiekolwiek wnioski.Nie mógłbyś dostarczyć trochę więcej materiału do badań?–Być może da się to załatwić.–Skąd go weźmiesz? Ze stanowiska B?Malcolm zrobił zdziwioną minę.–Z jakiego stanowiska B?–Tak jest oznaczona ta plakietka.– Gelman wyświetliła kolejny slajd.– Muszę przyznać, łan, że to znalezisko jest nadzwyczaj interesujące.Tu, w zoo, ciągle mamy do czynienia z takimi plakietkami, znakujemy nimi zwierzęta, więc chyba cię nie zdziwi, jak powiem, że znamy niemal wszystkie typy podobnych znaczników, produkowane na całym świecie.Ale takiej plakietki nikt do tej pory nie widział.Na zdjęciu masz dziesięciokrotne powiększenie, w rzeczywistości ma ona wielkość twojego paznokcia.Z pozoru to zwyczajny plastikowy znaczek, przytwierdzony do skóry zwierzęcia za pomocą stalowej, pokrytej teflonem szpilki.Owa szpilka jest bardzo mała, co pozwala wnioskować, że znakowano młodego osobnika.Czy to zwierzę, z którego pochodziła próbka, było dojrzałe?–Raczej tak.–A zatem musiało mieć tę plakietkę przez dłuższy czas, gdyż prawdopodobnie zostało oznakowane we wczesnej młodości.Zdaje się to potwierdzać stopień zniszczenia tworzywa.Zwróć uwagę, że powierzchnia plakietki ma liczne wgłębienia.Należy to uznać za rzecz niezwykłą, ponieważ została wykonana z duralonu, z tego samego tworzywa, z którego się produkuje kaski dla graczy w futbol.Duralon jest bardzo twardy, te zagłębienia nie mogły powstać w sposób naturalny.–Więc skąd się wzięły?–To wygląda na wżery, jakby plakietka znajdowała się w silnie kwaśnych oparach.–Na przykład w atmosferze przesyconej wyziewami wulkanicznymi? – podsunął matematyk.–Tak, to możliwe.Zresztą dalsze odkrycia są jeszcze bardziej zastanawiające.Zwróć uwagę, jak gruba jest ta plakietka, ma aż dziewięć milimetrów grubości.I jest w środku wydrążona.–Wydrążona? – zapytał Malcolm, marszcząc brwi.–Tak, wewnątrz znajduje się pusta przestrzeń.Nie chcieliśmy jej niszczyć, dlatego wykonaliśmy tylko zdjęcie rentgenowskie.Oto i ono.Na kolejnym slajdzie Ian ujrzał geometryczną szachownicę jasnych linii i ciemniejszych kwadratowych pól.–To wszystko jest również silnie skorodowane, tak samo nadżarte przez kwaśne opary.Nie ulega jednak wątpliwości, że pierwotnie w środku plakietki mieścił się nadajnik radiowy.Nasuwa się oczywisty wniosek: owo niezwykłe zwierzę, stałocieplna jaszczurka czy jak je nazwiemy, było wyhodowane i od wczesnej młodości znajdowało się pod opieką.Właśnie to odkrycie wprawiło nas tu wszystkich w skrajne osłupienie.Rozumiesz? Ktoś h o d uj e takie zwierzęta! Czy wiesz, jak to możliwe?–Nie mam zielonego pojęcia -odparł Malcolm.Elizabeth westchnęła ciężko.–Łżesz jak z nut.Matematyk wyciągnął rękę.–Czy mogę dostać z powrotem tę próbkę?–Ian… Po tym wszystkim, co dla ciebie zrobiłam…–Proszę!–Chyba należy mi się jakieś wyjaśnienie?–Obiecuję, że je uzyskasz.Za jakieś dwa tygodnie.Zaproszę cię na obiad.Gelman pchnęła po stole niewielką paczuszkę owiniętą folią aluminiową.Malcolm chwycił ją pospiesznie, wsunął do kieszeni i podniósł się z krzesła.–Dzięki, Liz.– Sięgnął po swoją laskę.– Nie gniewaj się, że już pójdę, ale muszę natychmiast do kogoś zadzwonić.Ruszył już w stronę drzwi, kiedy padło pytanie:–Swoją drogą, jak to zwierzę zginęło, Ian? Zatrzymał się i odwrócił.–Dlaczego cię to interesuje?–Ponieważ w powierzchniowej warstwie skóry odnaleźliśmy pojedyncze obce komórki, należące zapewne do innego zwierzęcia.–A cóż to oznacza?–No cóż, to dość typowy efekt zmagań dwóch jaszczurek.One podczas walki silnie ocierają się o siebie i dlatego pojedyncze komórki epidermy pod ciśnieniem zostają wepchnięte w skórę przeciwnika.–To prawda, na ciele odnalezionej padliny widniały wyraźne ślady walki.To zwierzę zostało bardzo poważnie zranione.–Powinieneś także wiedzieć, że w naczyniach krwionośnych odkryliśmy ślady chronicznego skurczu naczyniowego.To zwierzę znajdowało się w stanie silnego stresu, lano I tu nie chodzi o stres spowodowany walką i zranieniem, bo jego efekty musiały zaniknąć na samym początku zmian pośmiertnych.Mówię o ciągłym, chronicznym stresie.Prawdopodobnie otoczenie, w jakim żyło to zwierzę, było dla niego skrajnie stresujące i bardzo niebezpieczne.–Rozumiem.–Więc jak to możliwe, żeby znakowane, hodowlane zwierzę przebywało w tak silnie stresującym środowisku?Przy bramie ogrodu zoologicznego Malcolm zaczął się ukradkiem rozglądać, czy nikt go nie śledzi, po czym wszedł do budki telefonicznej i wybrał numer Levine'a.Odezwała się elektroniczna sekretarka, Richarda nie było w domu.Jak zawsze, pomyślał matematyk.Nigdy go nie ma, kiedy jest najbardziej potrzebny.Pewnie znowu się wykłóca w sądzie i próbuje odzyskać to swoje ferrari.Ze złością odwiesił słuchawkę i zawrócił do samochodu.ThorneNiemal na samym końcu ulicy Industrial Park stała długa hala z wielkimi wrotami z falistej blachy, na których widniał duży czarny napis: THORNE MOBILE FIELD SYSTEMS.Na lewo od nich znajdowały się drzwi wejściowe.Arby nacisnął guzik na czarnej skrzyneczce porozcinanej szerokimi szczelinami i po chwili z głośnika odezwał się nieco zachrypnięty głos:–Proszę nie przeszkadzać! – To my, doktorze Thorne.Arby i Kelly.– Aha, dobra.Szczęknął elektryczny zamek i oboje weszli do środka.W olbrzymim hangarze pracownicy przerabiali równocześnie kilka aut, powietrze wypełniały wonie acetylenu, smarów i rozpuszczalników.Na wprost drzwi Kelly dostrzegła ciemnozielonego forda explorera z odciętym dachem, zamiast którego dwaj mechanicy zakładali duży panel czarnych baterii słonecznych.Maska wozu była otwarta, masywny sześciocylindrowy silnik stał obok na podłodze, a w jego miejsce montowano dużo mniejszy w błyszczącej aluminiowej obudowie, przypominający kształtem pudełko od butów o zaokrąglonych kantach.Na łańcuchach dźwigu wisiał już przygotowany znacznie większy, lecz płaski prostopadłościan
[ Pobierz całość w formacie PDF ]