[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Urażało mnie najlżejszemuśnięcie.Dotyk innej osoby był mi wstrętny, lecznawet ocierający się o moje ciało materiał wydawałsię szorstki i sprawiał mi ból.Na dworze bolał nawet nagły poryw wiatru, bijący miw twarz.Przełykałam z trudem, paliło jak diabli.Powietrze ostre i skażone odorem „Kamiennejchatki".Jak zawsze, na Maksa Meade'a niecierpliwie czekanogdzie indziej.Czekano na niego niecierpliwie w LosAngeles, gdzie (z przerwami) przebywał od wielumiesięcy, a teraz niecierpliwie wyglądano go wWaszyngtonie.Przyleciał na lotnisko w Filadelfii,gdzie pożyczył samochód, którym pojechał doSchuylersville, by mnie odwiedzić, a potem, powspólnym obiedzie, czekała go trzyipółgodzinnajazda do Waszyngtonu.Ach, te plany podróżneMaksa, te wyliczenia! Każdego wciągał w tęgorączkową gonitwę, w jego towarzystwie każdy cochwila zerkał na zegarek.Spędzimy razem półtorej godziny.Max przybył doSchuylersville późnym popołudniem siedemnastegokwietnia i wyjedzie z Schuylersville (skrupulatniemnie o tym poinformował) siedemnastego kwietnia,najpóźniej o dziewiątej wieczorem.Miał do załatwienia bardzo pilne sprawy.Maxbowiem szukał porady adwokata, albo może samudzielał porad w skomplikowanym postępowaniu wsądzie federalnym przeciwko FBI z oskarżenia wieluprywatnych osób o niezgodne z prawem zakładaniepodsłuchów.Zamówiliśmy dania, jedliśmy.Jadł zwłaszcza MaxMeade.Max bowiem był mężczyzną w średnimwieku, obdarzonym niezwykłą żywotnością iwilczym apetytem.Jadł, pił, palił papierosy międzykolejnymi potrawami, nie jak Veronica, leniwie,rozkoszując się dymkiem, lecz żwawo, głęboko sięzaciągając, jak się wdycha tlen.Fascynowała mniegłowa Maksa.Łysa, błyszcząca pała.Jakbypowleczona popękanym laserunkiem, nabrzmiałeżyłki pulsowały niczym zdrożne myśli.To głowa zrzymskiego popiersia.Głowa, którą należy zwalić,roztrzaskać.Od tak dawna nie widziałam ojca, żemogłabym się zakochać w tym nieznajomym.Chybażebym się nie zakochała.Chyba żeby nie byłnieznajomym.Ale Max był bardzo miły, pamiętał, byzapytać mnie o „twoją współlokatorkę, córkępastora".Oparłszy się na łokciach, siedziałnaprzeciwko mnie w oświetlonej świecami sali,pochylając się cierpliwie, by złowić uchem mojekrótkie odpowiedzi, które mruczałam pod nosem.Max, naturalnie, znał parę szczegółów dotyczącychśmierci Minette.W owym czasie nadal prowadzonośledztwo w sprawie pożaru.Domyślałam się, żeVeronica rozmawiała z Maksem.Na pewnodowiedział się o wszystkim z mediów, gdyż o śmierciMinette Swift donosiły największe gazety i stacjetelewizyjne.Associated Press zamieściła informacjęna całą kolumnę, opatrzoną tytułemDZIEWIĘTNASTOLETNIA STUDENTKA,RZEKOMAOFIARARASISTOWSKICHATAKÓW,GINIE W PODEJRZANYM POŻARZE NAKAMPUSIEW „Washington Post", „Philadelphia Inquirer", „NewYork Times" zamieszczono też artykuły, podającewięcej szczegółów, opatrzone zdjęciem Minette zuroczystości zakończenia szkoły średniej, Minette wbiałej czapce, todze i szkolnych, plastikowychokularkach, z uśmiechem tak wysilonym, że musiałyją boleć policzki.Gdy głos mi się załamał, Max uścisnął moją rękę.Wzdrygnęłam się pod jego parzącym dotykiem.Max był serdeczny i pełen współczucia, choć trochęroztargniony - czas naglił, ojciec spoglądał nazegarek, lecz starał się powściągnąć ten odruch, bymnie nie urazić.Prowadziliśmy bowiem poważnąrozmowę.Nie płakałam.Nie płakałam na oczach ludzi.To tylkota moja skóra.Twarz miałam odrętwiałą, trudno mibyło przełykać, toteż ledwo skubałam jedzenie wnadziei, że Max nie zauważy.Włosy drażniły miskórę na głowie.Bałam się, że cała obsypana jestrozognioną, palącą wysypką, ale nie odważyłam siędotknąć ciemienia opuszkami palców
[ Pobierz całość w formacie PDF ]