[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Może ludzie Marion będą umieli go przeprogramować i dezaktywować jego moce do czasu, aż do nich dorośnie.Było to pozytywne rozwiązanie.Istniało jeszcze inne, prawdopodobne.Może okazać się, że Strażnicy będą musieli całkowicie pozbawić mocy Candelaria, aby mieć pewność, że nie zrobi krzywdy sobie ani nikomu innemu.Żadne z nas nie mogło sobie pozwolić na osobiste zainteresowanie rehabilitacją chłopca.Isabel, przypomniałam sobie.Isabel musi ocaleć.Córka Manny'ego i Angeli, bratanica Luisa.Było jeszcze coś, co dotyczyło także mnie, choć z niechęcią się do tego przyznawałam.Nie miałam odwagi określić tego stanu dokładniej.Stwierdzałam tylko, że miałam kontakt z tym dzieckiem.Coś więcej sugerowałoby istnienie więzi z tym pół-życiem w ludzkiej postaci, a nie byłam jeszcze gotowa na prawdziwe zbadanie głębi tych kontaktów.Żadne rozważania nie rozwiązywały problemu chłopca leżącego u moich stóp.- Co z nim zrobimy? Luis wzruszył ramionami.- Chyba zabierzemy go do domu - powiedział.- Możesz nas osłonić? - Myślał o osłonieniu przed wścibskimi spojrzeniami.Zrobiłam to już wcześniej, kiedy sobie uświadomiłam, co mogliby sobie pomyśleć o nas przechodzący tędy ludzie.Nie staliśmy się niewidzialni, bo przechodnie nas widzieli, lecz nie zauważali.Nie zachowywali o nas żadnych wspomnień.Na moje kiwnięcie głową Luis wziął na ręce bezwładnego chłopca.Przeszliśmy spokojnie przez ulicę, ruszyliśmy boczną alejką, gdzie znowu musiałam wstrzymać oddech i dotarliśmy na podwórko domu Luisa.Zamknęłam kłódkę na furtce, naprawiłam uszkodzenia i weszłam za Luisem do środka.Zaniósł chłopca do pokoju Isabel.Nadal było w nim pełno gromadzonych przez nią skarbów i kolorowych zabawek.Położył dziecko na łóżku, na pościeli z postaciami z kreskówek.Zaskakująco delikatnie zdjął mu buty, postawił obok łóżka, a potem czubkami palców dotknął jego czoła.Wyczułam, że narzucony przeze mnie sen stał się głębszy.Na pewno się nie obudzi przez kilka godzin.- Powinniśmy go związać, jeśli nie zamierzasz pilnować go przez cały czas - powiedziałam.- Świetnie! Porwanie i uwięzienie.Chyba mogliby nam doliczyć atak na nietykalność cielesną, ponieważ przez nas stracił przytomność.- Próbował nas zabić.- Spojrzałam w kierunku saloniku.- I spalił twoją kanapę.- A więc wszystko w porządku.- Luis westchnął i usiadł na kruchym, białym stołeczku, ozdobionym drobnymi różowymi kwiatuszkami, który w ogóle się dla niego nie nadawał.- Mówię poważnie, Cass, stąpamy po cienkim lodzie.Ten mały mógłby pozwać nas za porwanie, odurzenie, uwięzienie.Jeśli nie będziemy ostrożni, możemy trafić na długo do więzienia.- Zaatakował nas.- Naprawdę sądzisz, że ktoś w to uwierzy? To znaczy ktoś, kto tego nie widział? - Pokręcił głową.- Musimy go stąd zabrać, zanim się obudzi.- Jak to zrobimy, skoro Strażnicy dopiero jutro kogoś przyślą?- Spotkamy się z nimi w pół drogi - zaproponował.- Położymy go na tylnym siedzeniu samochodu, przykryjemy kocem i ruszymy.Mam przeczucie, że jeśli tego nie zrobimy, przed wieczorem będziemy się pocić w celi.Nie widziałam w tym nic groźnego; dysponowaliśmy takimi mocami, że w żadnym więzieniu by nas nie zatrzymano.Przynajmniej nie w więzieniu zbudowanym przez zwyczajnych ludzi.3.- Trzymaj się! - krzyknął Luis i gwałtownie skręcił kierownicę, usiłując kontrolować poślizg.Furgonetka zatrzęsła się, koła zawirowały, ale w końcu tor jazdy się wyprostował.Zamrugałam i dla bezpieczeństwa przytrzymałam się klamki, gdyż siła ciążenia gwałtownie nami szarpała.Spojrzałam z trudem za siebie, żeby zobaczyć, co się stało.Lód.Pokrywał całą drogę.Przy tej pogodzie było to niemożliwe.Panował lekki upał, nie było ani mżawki, ani szronu.Mimo to warstwa lodu miała co najmniej dwa centymetry grubości i była śliska jak szkło.Furgonetka nie miała zimowych opon, więc koła kręciły się i ślizgały w daremnym poszukiwaniu przyczepności, a siła bezwładności pchała nas naprzód.Z naprzeciwka nadjeżdżała ogromna ciężarówka.Kierowca był równie bezradny, jak my.Pojazd obrócił się, a naczepa połączona z wozem zaczęła się ślizgać, ustawiając się pod kątem do kabiny.- Strażnik Pogody - stwierdziłam.Luis skinął głową, nie odrywając wzroku od nadjeżdżającej ciężarówki.Był spięty, lecz się nie bał.Wykonywał wszystkie czynności bez pośpiechu.Wziął głęboki wdech i wyciągnął do mnie rękę.Ujęłam ją i poczułam gwałtowny przepływ energii między nami - wielowarstwowy, głęboki i coraz bardziej ogarniający.- Teraz - powiedział i odetchnął.Wysłał dokładnie skupioną falę mocy, która przeniknęła ciężarówkę, przecinając ją na dwie części.Połówki pomknęły w przeciwnych kierunkach, zawirowały, tracąc energię, a Luis skierował furgonetkę prosto w powstałą lukę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]