[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chryste, przez ostatnie pięćdziesiąt lat liczba ludności spadła u nich o połowę, jeszcze bardziej niż w Medicine Creek.Deeper było większe, miało z czego tracić, a przecież nie było tam nawet zakładu przetwórstwa drobiu.Zabić albo zginąć.Deeper.Chodziło o przetrwanie.–Słuchasz mnie? – krzyczał Ridder.Hazen spojrzał na niego.–Art – rzucił ostro.– Mam ważną sprawę i muszę natychmiast się nią zająć.–W ogóle mnie nie słuchałeś! Hazen położył dłoń na jego ramieniu.–Rozwiążę zagadkę tych zabójstw i może nawet Medicine Creek uda się odzyskać to pole.Tylko daj mi trochę czasu.Cierpliwości, Art.–Niby jak zamierzasz to zrobić?Ale Hazen szedł już w stronę swego radiowozu.Ridder pospieszył za nim, czekając na odpowiedź.Hazen przystanął, dotknął dłonią klamki.–I jeszcze jedno.Miałeś rację co do tego agenta FBI.To on stanowi źródło wszystkich naszych problemów.–Chcesz powiedzieć, że to on jest zabójcą? Szeryf otworzył drzwiczki.–Art, nie bądź idiotą.On nie jest zabójcą.Ale to on wszystko dokumentnie spieprzył.To on się tu szarogęsi i on próbował wmówić nam, że mamy do czynienia z seryjnym zabójcą.Od początku sprowadził śledztwo na fałszywy tor.Tak zamącił mi w głowie, że nie potrafiłem myśleć logicznie.Zacząłem wątpić w to, co podpowiadał mi instynkt.–O czym ty mówisz?–Nie do wiary, że się wcześniej nie zorientowałem.–Ale o co chodzi?Hazen uśmiechnął się i po przyjacielsku uścisnął ramię Arta.–Pozwól mi zająć się tą sprawą, Art.Zaufaj mi.Szeryf wsiadł do radiowozu i sięgnął po mikrofon radiostacji.Pendergast zjawił się w Medicine Creek bez samochodu, kierowcy czy wsparcia i nie zgłosił się do miejscowego oddziału FBI w Dodge.Ten sukinsyn zgrywał wolnego strzelca.Pracował na własną rękę.Najwyższa pora raz na zawsze położyć kres samowoli.Hazen włączył radio i wcisnął przycisk w mikrofonie.–Harry? Tu szeryf Hazen w Medicine Creek.Posłuchaj, to bardzo ważne.Chodzi o te zabójstwa.Czy znasz kogoś w okręgowym biurze FBI w Dodge, kto zechciałby wyświadczyć mi drobną przysługę? Tak, chodzi mi o jakąś grubą rybę.– Nasłuchiwał przez chwilę, pokiwał głową.– Wielkie dzięki, Harry.Kiedy odwiesił mikrofon radiostacji na miejsce, Ridder nachylił się do bocznej szyby radiowozu, twarz Arta była cała czerwona z upału.–Mam nadzieję, że wiesz, co robisz, Hazen.Chodzi o przyszłość Medicine Creek.To o nią toczy się gra.Hazen uśmiechnął się.–Art, oby spełniły się wszystkie twoje marzenia.Wcisnął gaz i skierował radiowóz na wschód, w kierunkuDodge.TRZYDZIEŚCI CZTERYSmit Ludwig w minorowym nastroju siedział za kontuarem w barze Maisie, przegoniony od swego stolika przez hałaśliwą grupkę reporterów któregoś z poczytnych dzienników.A może pracowali dla jednego ze szmatławców w rodzaju „National Enquirera" albo „Weekly World News".To nie miało znaczenia.W barze roiło się od reporterów i miejscowych, którzy zeszli się tu tłumnie, by plotkować, nabrać pewności, podzielić się nowymi informacjami i rozważać je.Każde nowe morderstwo ściągało więcej dziennikarzy i za każdym razem zostawali oni nieco dłużej.Ale nie tylko reporterzy zgromadzili się w zazwyczaj cichej i spokojnej restauracji – była tu pani Bender Lang ze stadkiem tlenionych piękności, przy drugim stoliku siedział z kumplami mechanik Ernie, był tu także Swede Cahill, który w ten dzień zamknął Koło u Wozu, zjawili się również ludzie z Gro-Bain – przy jednym stoliku siedzieli pracownicy, przy sąsiednim członkowie zarządu.Bar pękał w szwach, poziom hałasu dorównywał temu, jaki panuje na co dzień w nowojorskich klubach.Brakowało jedynie Arta Riddera.Gdzie, zapytywał sam siebie Ludwig, miał się zwrócić, by poznać dalszy ciąg tej historii? Poznał smak bycia prawdziwym reporterem, co prawda tylko przez moment, ale i tak przypadł mu on do gustu.Przypomniał sprawę Klątwy Czterdziestu Pięciu, opisał Masakrę Duchów i dorzucił garść krążących w miasteczku plotek.Oskalpowanie Gasparilli z użyciem prymitywnego noża oraz pęk strzał znaleziony przy ciele Swegg pobudziły wyobraźnię mieszkańców miasteczka.Opisał zabójstwa i zajście w kościele, zajął się także sprawą zaginięcia Chauncy'ego.Mimo to pragnął posunąć się o krok dalej.Potrzebował czegoś nowego, najlepiej na jutro.Prawdziwy dziennikarz nie przesiadywałby w barze, sącząc kawę.Prawdziwy dziennikarz przebywałby w terenie, rozmawiając z policjantami i porządkując fakty.Ten łajdak Hazen z pewnością mógł złożyć na niego skargę [ Pobierz całość w formacie PDF ]