[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przez lata żałowałem tego każdego dnia.Może i sobie na to zasłużył, ale nie mogłam pozwolić, że jeszcze bardziej się załamał.Podałam mu kubek i usiadłam.− On cię kocha, Beck.Może nienawidzić bycia wilkiem, ale cię kocha.I muszę ci powiedzieć, że zabija mnie siedzenie tutaj z tobą, ponieważ wszystko w tobie przypomina mi o nim.Jeśli go podziwiasz, to dlatego, że to ty stworzyłeś go takim, jakim jest.Beck wyglądał wtedy, jakby bardzo łatwo można było go zranić, oplatając dłońmi kubek i patrząc na mnie przez parę wydobywającą się z niego.Milczał przez dłuższy czas, aż w końcu powiedział:− Żal będzie jedną z rzeczy, z których będę zadowolony, że je straciłem.Spojrzałam na niego ze zmarszczonymi brwiami.Upiłam łyk kawy.− Zapomnisz o wszystkim?− Nie zapominasz niczego.Tylko widzisz to inaczej.Przez wilczy mózg.Niektóre rzeczy stają się zupełnie nieistotne, kiedy jesteś wilkiem.Reszta to uczucia, których wilki nie odczuwają.Tracimy je.Ale najważniejsze rzeczy – ich możemy się trzymać.Większość z nas.Jak miłość.Pomyślałam o Samie obserwującym mnie zanim poznaliśmy się jako ludzie, i o mnie odwzajemniającej jego spojrzenie.Zakochując się, tak niemożliwie, jak tylko się dało.Mój żołądek ścisnąłsię, i przez chwile nie mogłam mówić.− Zostałaś ugryziona – powiedział Beck.Słyszałam to już wcześniej, pytanie bez znaku zapytania.− Trochę ponad sześć lat temu – przytaknęłam.− Ale nigdy się nie zmieniłaś.Opowiedziałam mu historię o zamknięciu w aucie, a następnie wyjaśniłam teorię o możliwym uleczeniu, jaką Isabel i ja wymyśliłyśmy.Beck przez dłuższy czas siedział cicho, pocierając bok kubka jednym palcem i wpatrując się bezmyślnie w książki na ścianie.W końcu przytaknął.− To mogłoby zadziałać.Widzę już w jaki sposób.Ale myślę, że trzeba być człowiekiem podczas zakażania, żeby to zadziałało.− To właśnie powiedział Sam.Powiedział, że jeżeli chcesz zabić wilka, nie powinieneś nim być podczas infekowania.Oczy Becka wciąż były nieobecne, kiedy myślał.− Boże, to jest ryzykowne.Nie można leczyć zapalenia opon mózgowych, dopóki nie będzie się pewnym, że gorączka zabiła wilka.Bakterie tej choroby powodują niewiarygodnie duży współczynnik umieralności, nawet jeśli wyłapią je wcześnie i od początku rozpoczną leczenie.− Sam powiedział mi, że zaryzykowałby utratę życia dla leczenia.Sądzisz, że dokładnie to miałna myśli?− Absolutnie – stwierdził Beck bez wahania.– Ale on jest wilkiem.I najprawdopodobniej zostanie nim do końca swojego życia.Spuściłam wzrok na mój w połowie opróżniony kubek, zauważając sposób, w jaki płyn zmienił kolor na samej krawędzi kubka.− Myślałam o tym, żeby zabrać go do przychodni, żeby zobaczyć, czy zmieni się pod wpływem ciepła w budynku.Nastąpiła pauza, ale nie podniosłam oczu, by zobaczyć reakcję Becka.− Grace – powiedział łagodnie.Przełknęłam, wciąż wpatrując się w kawę.− Wiem.− Obserwowałem wilki przez dwadzieścia parę lat.To jest do przewidzenia.Zmierzamy do końca… i następuje koniec.Czułam się jak uparte dziecko.− Ale w tym roku zmienił się, kiedy nie powinien był, prawda? Kiedy został postrzelony, stał się człowiekiem.Beck upił długi łyk kawy.Słyszałam, jak jego palce stukały w bok kubka.− I żeby cię uratować.Zmienił się w człowieka, żeby cie uratować.Nie wiem, jak on to zrobił.Albo dlaczego.Ale zrobił.Zawsze myślałem, że musi mieć to jakiś związek z adrenaliną, która oszukiwała ciało zmuszając je do myślenia, że to ciepło.Wiem, że próbował to robić wiele razy później, ale nigdy mu się nie udało.Zamknęłam oczy i pozwoliłam sobie wyobrazić jak Sam mnie niesie.Niemal mogłam to zobaczyć, poczuć.− Cholera – przez dłuższy czas Beck nie powiedział nic innego.A potem znowu: - Cholera.To jest to, czego on by chciał.Chciałby spróbować.– Łyknął kawę.– Pomogę ci.Jak to obmyślałaś?Podać mu środek usypiający na czas przewiezienia?Tak naprawdę myślałam nad tym odkąd Isabel zadzwoniła.− Chyba będziemy musieli, prawda? Inaczej tego nie wytrzyma.− Benadryl – powiedział Beck, rzeczowo.– Mam trochę na górze.Dzięki temu będzie półprzytomny i na tyle nieobecny, że nie oszaleje w aucie.− Jedyną rzeczą, jakiej nie mogłam rozpracować było jak go tu zwabić.Nie widziałam go od czasu wypadku.– Byłam ostrożna ze swoimi słowami.Nie mogłam sobie pozwolić na zbyt wielkie nadzieje.Po prostu nie mogłam.Głos Becka był pewny.− Mogę to zrobić.Ściągnę go tutaj.Sprawię, że przyjdzie.Nafaszerujemy benadrylem jakiegoś burgera czy coś takiego.– Wstał i zabrał ode mnie mój kubek.– Lubię cię, Grace.Chciałbym, żeby Sam miał…Przerwał, kładąc mi rękę na ramieniu.Jego głos był tak życzliwy, że myślałam, że się popłaczę.− To może zadziałać, Grace.To może zadziałać.Mogłam zobaczyć, że nie wierzył w to, ale widziałam również, że chciał w to wierzyć.Jak na razie, to było wystarczające.ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY DZIEWIĄTYGRACE3,3˚CCienka warstwa śniegu przysypała ziemię, kiedy Beck wyszedł na podwórko, z ramionami ciemnymi i kwadratowymi pod swetrem.W środku, Olivia, Isabel i ja stałyśmy przed oszklonymi drzwiami, gotowe by pomóc, ale czułam się jakbym była sama, patrząc na Becka odchodzącego w swój ostatni dzień w ciele człowieka.W jednej ręce trzymał ochłap czerwonego, surowego mięsa zaprawionego benadrylem, a druga trzęsła mu się niekontrolowanie.Kilkanaście jardów od domu Beck zatrzymał się, rzucając mięso na ziemię, a następnie podszedł kilka kroków w kierunku lasu.Stał tam przez chwilę, z głową przekrzywioną w sposób, jaki znałam.Słuchał.− Co on robi? – zapytała Isabel, ale nie odpowiedziałam.Beck przytknął dłonie do ust, i nawet będąc w środku, mogłam go doskonale słyszeć.− Sam! – krzyknął ponownie.– Sam! Wiem, że tam jesteś! Sam! Sam! Pamiętasz kim jesteś?Sam!Trzęsąc się, Beck nie przestawał wołać imienia Sama w stronę pustych, zamarzniętych lasów, dopóki nie potknął się i nie złapał równowagi tuż przed upadkiem.Przycisnęłam palce do ust, kiedy łzy popłynęły po moich policzkach [ Pobierz całość w formacie PDF ]