[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uśmiechnął się wesoło: cóż to za nazwisko.Miał ochotę domalować na tej wizytówce coś śmiesznego.Czuł się w tej chwili jak mały chłopiec którego rozpiera chęć spłatania figla całemu światu.Przyłożył ucho do drzwi.W mieszkaniu ktoś najwyraźniej krzątał się.Słychać było kroki, odsuwanie krzesła, otwieranie szafy.Zadzwonił.Odgłosy za drzwiami umilkły, jak gdyby ktoś znajdujący się w mieszkaniu, nasłuchiwał.Nasłuchiwał, ale nie zamierzał otworzyć.Janek zaczał gwałtownie dobijać się.— To ja, to ja, jestem z panem umówiony — wołał głośno.Drzwi uchyliły się.Oczom zdumionego malarza ukazał się jednak nie nieznany mu z postaci Franciszek Pirko, właściciel wymarzonej ,,chaty”, nie jego tajemniczy kuzyn Chruścik, poznany na Barbakanie i lubiący palić „Carmeny” — lecz zagniewana i zniecierpliwiona buzia Krystyny Ziembikówny, sekretarki dyrektora Władysława Kotyma.— Ależ ja mam do pani szczęście — jęknął, opierając się o framugę.11.— Czy pani czuje się już lepiej? Czy możemy teraz spokojnie porozmawiać? — pytał troskliwie Chmura, podsuwajac Magdalenie filiżankę kawy.Wygladała żałośnie.Na bladej twarzy, skurczonej grymasem wstrętu i bólu, odcinały się jaskrawo ciemne sińce.Ładne, duże zielone oczy były zaczerwienione od płaczu.Pochylenie ramion i głowy świadczyło o skrajnej rozpaczy.Wypiła kawę prawie jednym tchem.Od kolacji, której bynajmniej nie można było nazwać wystawna nie miała nic w ustach — prócz wina.To nieszczęsne wino pogarszało jeszcze jej samopoczucie.Spojrzała badawczo na Chmurę.Co to za gość? Czego może się po nim spodziewać — ataku czy pomocy? Czego on od niej chce? Rzecz jasna, spełnia swój obowiązek.Odpowiedziała z apatią:— Trudno, żebym się czuła dobrze, panie kapitanie.Ale skoro trzeba, niech pan pyta.Powiem, co będę wiedziała.Takie postawianie sprawy odpowiadało Chmurze.Usposobiło go do dziewczyny jeszcze życzliwiej.— Przede wszystkim, zanim przejdziemy do pani spraw rodzinnych, musimy wyjaśnić pewne okoliczności tej nocy.Czy pani może mi wreszcie powiedzieć, gdzie pani przebywała tej nocy zanim poszła pani spać do garażu i co się stało z pani torebką i kluczami?Spuściła głowę jeszcze niżej.Nie ma rady, musi to powiedzieć.Po co ma dodatkowo komplikować śledztwo.Ostatecznie, niczego to już nie zmieni, nie pogorszy ani niczego nie naprawi:— Szukałam mojego narzeczonego.Nazywa się Jan Klimunt.Jest malarzem.Miał do mnie wieczorem telefonować, byliśmy umówieni, ale nie zjawł się i nie odezwał się.Spotkałam jego kolegów w Dziekance.Wypiliśmy trochę wina.Potem…Co ,,potem”? — odezwał się łagodnie Chmura, kiedy Magdalena umilkła.— Proszę mówić szczerze, jak pani widzi, nie spisuję protokołu.To co pani mi powie, jeżeli nie ma nic wspólnego ze sprawą zamordowanego pani ojca i jest pani osobistą sprawą, pozostanie między nami.Ładnie byśmy wyglądali z naszą pracą, gdybyśmy o wynikach śledztwa, o tym.co nam kto zeznał, rozpowiadali wszystkim na prawo i na lewo!Pomyślał sobie zaś: „Ta mała ucięła sobie flircik z kolegą na złość ukochanemu i boi się, że tamten się dowie”.Popatrzyła na Chmurę wyzywająco, lecz była to arogancja małej niegrzecznej dziewczynki:— Jeden z kolegów Janka, Michał, też malarz, zaprosił mnie do swojej pracowni, żeby mi pokazać swoje nowe projekty.Ale naprawdę… Naprawdę, panie kapitanie, nie było tego, co pan myśli.Wcale nie, Michał nawet o tym mówił.Namawiał mnie.Ale ja… Ja uciekłam.Dlatego została tam moja torebka.Kiedy znalazłam się już przy naszej willi, nie mogłam się dostać do domu.Dlatego poszłam spać do garażu.No, jak tam było, tak było, najważniejsze, że ta mała chyba w ten sposób ma alibi.Trzeba je tylko będzie potwierdzić.— Jak się nazywa ten kolega pani narzeczonego?— Michał Borski.Mieszka na Nowym Świecie, ale nie pamiętam numeru
[ Pobierz całość w formacie PDF ]