[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zewsząd dobiegały mnie krzyki - morze głosów.I wreszcie usłyszałem brzęk metalu, gdy starły się ze sobą dwa skrzydła - rzymskie i ostrogockie.Uderzenie rozniosło się echem po całym polu niczym grzmot pioruna, jakby ściana uderzyła nagle o drugą ścianę.Dyscyplina legionów dała im przewagę.Linie wygięły się.pod naporem ciał, lecz nie pękły, nawet gdy Ostrogoci cofnęli się nieznacznie.Wyczołgałem się spod osłaniającej mnie tarczy - tkwiły w niej trzy strzały, przypominając o pojedynku ze Skyllą - i zawiesiłem ją na ramieniu.Ostrzał osłabł, gdy rozgorzała walka.Wciąż byłem oszołomiony po upadku i minęła chwila, nim przypomniałem sobie, jakie mam zadanie, Ilana! Życie! Myśl o niej wstrząsnęła moją świadomością i dodała sił.Byłem teraz rzymskim piechurem, równie potrzebnym w boju, co pozostali.Nasze skrzydła trwały w śmiertelnym uścisku i gdy pod ciosami wroga upadło kilku Rzymian, przeskoczyłem ponad jęczącymi ciałami, by dodać swój miecz i mięśnie.Przed sobą widziałem Ostrogota Walamira i jego braci Teodymera i Walodymera zagrzewających swych wojowników do walki oraz szalonego Anthusa pró bującego przebić się do swego brata i rywala, Kłody.Rzymianie i Hunowie walczyli za swe imperia.Sojusznicy obu stron z powodu zadawnionych waśni.Chciałbym móc wam opowiedzieć o sprytnych paradach i szybkich pchnięciach, lecz nie przypominam sobie, bym takowe widział.Tylko morze gockich głów - niektóre chronione hełmami, inne nie, nacierające na wzgórze i spychające z niego rzymskie oddziały.Każda ze stron pchała drugą.Wbiegliśmy na wzniesienie tuż przed Ostrogotami, co dało nam niewielką przewagę.Wzniosłem tarczę, na którą sypały się razy, jakby intruz chcący wtargnąć do domu wyważał jego drzwi.Sam ciąłem na oślep, trafiając zazwyczaj na coś twardego, i uderzenie rozbrzmiewało później w mojej głowie.Czasem jednak na coś miękkiego, co zaraz jęczało przeraźliwie.Dłonie chwytały mnie za kostki, a ja kląłem i pchałem mieczem.Piechur stojący obok mnie przechylił się do tyłu z rozłupaną od ciosu topora czaszką.Zapamiętałem to, gdyż krew tryskała na wszystkie strony, obryzgując każdego stojącego w pobliżu.Nie mogę sobie przypomnieć więcej.Całe szeregi zdawały się padać po obu stronach, jakby pochłaniała je ziemia, by zaraz zastąpiły je kolejne stojące z tyłu oddziały.Potknąłem się o coś, o ciało, a może włócznię, i upadłem wyczerpany.Leżałem na brzuchu z odsłoniętymi plecami i naprężyłem się w oczekiwaniu na ostatnie pchnięcie.Lecz nic takiego się nie stało, moje miejsce zajęli następni Rzymianie.Goci spadali z wzniesienia, wycofując się powoli, podczas gdy legiony Aecjusza parły do przodu.Później dopiero miałem się dowiedzieć, że to pierwsze starcie było decydujące.Że dało naszej armii przewagę, której nie oddała do końca.Znaczenie tego starcia nie było dla mnie wtedy widoczne i oczywiste.Wstałem akurat, by zobaczyć dosiadającego konia Skyllę unoszonego przez falę wycofujących się Gotów i Gepidów, krzyczącego, by utrzymali swoje pozycje.Wątpię, by dostrzegł mnie w plątaninie ciał.Zadęto w rogi, Aecjusz zatrzymał natarcie u podnóża ciężko wywalczonego wzgórza.Tysiące ciał znaczyło jego szczyt, niektóre nieruchome, inne jęczące i drgające jeszcze, gdy krew tryskała z ich ran.Rzymianie dobijali tych Ostrogotów, których znaleźli żywych.Nie przestali tego robić nawet wtedy, gdy barbarzyńcy wybebeszyli i poćwiartowali na naszych oczach kilku pochwyconych legionistów.Tu, gdzie wzniesienie dawało rzymskim oszczepnikom kilka kroków przewagi, mogliśmy bezpiecznie odpocząć.A bitwa dopiero się zaczynała.Jeśli ziemia wcześniej drżała, to teraz trzęsła się pod tysiącem stóp i kopyt, przywodząc na pamięć trzęsienie ziemi, które zniszczyło mury Konstantynopola kilka lat temu.Ocalali powiedzieli nam później, że Attyla nie rzucił na pomoc Ostrogotom swej jazdy, gdy walczyli o kontrolę nad wzgórzem, gdyż uważał, że nie będzie ono ważnym punktem bitwy, skoro o wszystkim miały zdecydować szarże jazdy.Krzyczał do swych wodzów, że rzymscy piechurzy to ślimaki, które przykryje kurz, gdy decydującą walkę stoczą jeźdźcy.Wznosząc okrzyki do ataku, poprowadził swe najlepsze oddziały na Sangibanusa i Alanów stojących w centrum, poprzysięgając rozjechać króla, który ośmielił się nie poddać mu swego miasta.Jeśli Hunom udałoby się przedrzeć przez środek, wynik bitwy byłby przesądzony
[ Pobierz całość w formacie PDF ]