[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tam do diabła!A Frances, jeśli rzeczywiście wierzy, że stworzona jest do spokojnego życia, to oszukuje się bardziej niż on.Nie umiał sobie wyobrazić gorszej kandydatki na starą pannę, do końca życia uczącej w szkole.Jej policzki, oczy, całe jej ciało emanowało żywiołową radością, choć był to tylko bal w Bath.On wiedział najlepiej, jak łatwo i całkowicie jej miłość do tańca zmienia się w seksualną pasję.Nie żeby zamierzał doprowadzić tego wieczoru do takiej przemiany.Skądże znowu!– Madame? – złożył przed nią ukłon.– To chyba mój taniec?Spojrzała mu w oczy i zobaczył, że doskonale pamięta, iż tych samych słów użył w zimnym, obskurnym pokoju tanecznym gospody, w której utknęli po świętach.Nie zapomniała ich namiętnej nocy.Ale dlaczego stara się jej o tym przypomnieć? Być może po prostu droczy się z nią okrutnie? A może czuje potrzebę skonfrontowana jej z prawdą, pragnie, by się ujawniła, by.Cóż, naprawdę nie wiedział, o co mu chodzi.Rzadko zastanawiał się nad motywami, które nim kierowały.Zawsze był impulsywny i raczej działał, niż myślał.– Chyba tak, milordzie – odparła, kładąc rękę na jego dłoni.Dziękuję.– Niestety nie jest to walc – powiedział, wprowadzając ją na parkiet.– Walców dzisiaj nie będzie.Pytałem.– Słyszałam, że w Bath rzadko tańczy się walca.– To błąd.Ale gdyby go jednak zagrano, Frances, my byśmy go zatańczyli, prawda?– Tak – zgodziła się i spojrzała mu w oczy.W tej chwili między nimi coś się pojawiło – coś ulotnego.Pożądanie, pragnienie, świadomość bliskości – nie wiedział dokładnie co.Może wszystko naraz.Ale z pewnością uzmysławiali to sobie oboje.Oboje też wzajemnie się irytowali.Ciągle lawirowali na granicy kłótni, choć pojawiały się i chwile życzliwości.Lecz było coś jeszcze – przed trzema miesiącami w gospodzie coś między nimi zaiskrzyło i ta iskra nie zgasła mimo upływu czasu.I, na Jowisza, nie będzie dłużej udawał, że żałuje, iż ponownie ją spotkał.Nie będzie wmawiał sobie, że musi jej unikać, że najchętniej posłałby ją do diabła.Nie był najlepszy w grze na samooszukiwanie, nawet jeśli Frances wychodziło to po mistrzowsku.Wręcz odwrotnie, czuł się bosko szczęśliwy, że znowu ją widzi.Orkiestra zagrała utwór, który podobnie jak poprzednie należał do rodzaju tańców ludowych.Ten był jednak znacznie wolniejszy i bardziej uroczysty.Lucius zaprowadził partnerkę do rzędu, w którym stały panie, sam zaś stanął naprzeciwko w jednej linii z panami.Wśród tych kobiet Frances wygląda zadziwiająco obco, pomyślał – śniada, świeża i piękna.Róża pomiędzy kolcami.Nie, to niesprawiedliwe.Raczej rzadka odmiana orchidei między różami.Tyle że nagle róże stały się nijakie.Nie pamiętał, kiedy ostatnio zatańczył w czasie balu dwa zestawy pod rząd.Czasami nawet jeden to było dla niego za wiele.Ten, kto orzekł, że taniec jest najlepszą formą rozrywki, powinien zostać deportowany do kolonii za stanowienie zagrożenia dla zdrowia umysłowego męskiej części populacji.Gdyby on, Lucius, zapragnął zbliżyć się do kobiety – a taka potrzeba nachodziła go dość często – miał w zanadrzu lepsze sposoby na osiągnięcie celu niż hasanie z nią w tłumie po parkiecie.A jednak walc w gospodzie, tańczony z Frances, był jednym z najbardziej zmysłowych doznań, jakich doświadczył w życiu.A nawet więcej, był doświadczeniem fascynującym i radosnym.Teraz więc, kiedy znowu miał z nią tańczyć, cały skupił się na swojej partnerce – wysokiej i szczupłej w srebrnej muślinowej sukni, z czarnymi włosami połyskującymi w świetle świec, z oczami lśniącymi ekscytacją.Jutro lub pojutrze będzie musiał wrócić do Londynu, do swoich obowiązków.Odepchnął od siebie tę myśl, zastanowi się nad tym później, a na razie skoncentruje na Frances.Orkiestra zaczęła grać; panowie pokłonili się przed swymi partnerkami.Rzędy zbliżyły się do siebie, każdy z panów ujął uniesioną dłoń partnerki, obszedł ją wolno dokoła i wrócił na swoje miejsce.Muzyka płynęła, a tancerze, wystukując rytm obcasami, wykonywali odpowiednie kroki.Lucius raz stawał tuż na wprost Frances, raz odwracał się do niej plecami, złączeni dłońmi sunęli to w jedną, to w drugą stronę sali, rozłączali się i spotykali znowu.A wszystko to bez słowa, choć gdyby chcieli, były chwile do wymiany zdań [ Pobierz całość w formacie PDF ]