[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W ogóle nie dotarłem do prowadzących na pierwsze piętro głównego budynku schodów.Utkwiłem w holu.Kiedy Generał Broni otworzyła ogromne drzwi wejściowe, przywitały nas ogłuszające wrzaski i rozpostarte ramiona.Noah prawie zrobił użytek z trójzębu… Też pomyślałem, że to atak, ale okazało się, że chodzi o wiwaty i wybuch dzikiej radości.– Rety – wymamrotała Henriette.– Nie wierzę…– Ja też nie.Miałem zarządzić ciszę, rozkazać, by każdy oficer zachowywał się stosownie do sprawowanej funkcji i aby zebrani rozeszli się do pokoi, jednak Henriette zareagowała szybciej.Krzyknęła, że na prawdziwej powitalnej imprezie nie może zabraknąć muzyki ani alkoholu.I wtedy się zaczęło.Nie przyłączyłem się do zabawy.Znalazłem w rogu nieprzewrócone jeszcze krzesło i usiadłem, nieobecny, dzierżąc w dłoni szklankę, której zawartości nie zamierzałem wypić.Ściemniło się, a Diletta wciąż nie wracała.Nie obawiałem się o jej bezpieczeństwo: zagrożenie bez wątpienia minęło.Nurtowała mnie ta zagadkowa prośba do Stratega.O czym tak pilnie musiała z nim porozmawiać? Sprawa jest najwyraźniej niezwykle ważna, skoro uznała, że należy bezzwłocznie ją omówić…Westchnąłem i utkwiłem wzrok w przeciwległej ścianie.Nie wiedzieć czemu, budziło to mój niepokój.Wtem drzwi uchyliły się.Wreszcie się zjawiła… Natychmiast odskoczyła, zdumiona, unikając uścisku pijanej Henriette, a tym samym poplamienia trunkiem spożywanym akurat z kieliszka przez Generał Broni.Uśmiechnęła się przepraszająco, a następnie rozejrzała po pomieszczeniu.Dostrzegłszy mnie, z wysiłkiem przecisnęła się wśród rozweselonych uczestników i stanęła obok.– Matko, co za chaos, chyba nigdy wcześniej nie wi… – urwała, wskazując palcem umykającego przed jakąś Lilim Noaha.Dziewczyna, nieprzejawiająca bynajmniej wrogich zamiarów, ewidentnie uparła się, żeby go dorwać.– Oj, z całą pewnością czegoś takiego dotąd nie widziałam.– Przynoszą tylko wstyd – burknąłem, odstawiając szklankę na stolik pełny identycznych, tyle że pustych naczyń.Chwilę przypatrywała mi się w milczeniu i nagle się roześmiała.– Przejdziemy się?Błyskawicznie się zerwałem, chwytając wyciągniętą ku mnie dłoń.Ruszyliśmy do wyjścia, tak blisko siebie, że czułem na karku oddech Diletty.Co ciekawe, nikt nie zwrócił na nas uwagi.Po raz pierwszy obyło się bez znaczących szeptów czy spojrzeń, chociaż trzymaliśmy się za ręce.Skręciliśmy w jeden z korytarzy i wspiąwszy się po bocznych schodach, wydostaliśmy się na zewnątrz.– Teraz lepiej – stwierdziła Diletta, zaczerpnąwszy rześkiego powietrza.– O mało się tam nie udusiłam.– O co poprosiłaś Stratega?– Oho, nie marnujesz czasu – mruknęła.– Możemy najpierw podyskutować o pogodzie, a potem ponowię pytanie.– Uroczy jak zawsze…– Ten typ tak ma – oznajmiłem, wzruszając ramionami.– Po owym wstępie… odpowiesz?– Odpowiem, skoro cię to intryguje.Poprosiłam o specjalne pozwolenie na wizyty w Świecie Żywych.– Pozwolenie na wizyty?– Chcę czuwać nad bliźniakami.Wolałabym, żeby nie podzieliły losu starszego rodzeństwa.Oniemiałem, nie wierząc własnym uszom.– Odbiło ci? Przecież mieszkają… z Tronem! To ryzykowne!– Zawarliśmy porozumienie – odparła spokojnie.– Uznaliśmy dom za neutralny obszar.Ograniczę się do obserwowania, a Uryan nie będzie mi robić trudności.I jakkolwiek by cię to wkurzało, Strateg się zgodził.– Nie wkurza mnie – zaoponowałem.– Po prostu się o ciebie boję.Zmrużyła oczy, przyglądając mi się w taki sposób, że straciłem pewność siebie.Kurde.Uciekłem wzrokiem, naraz dalece zainteresowany czarnym niebem.– Pamiętasz? – szepnęła, podchodząc bliżej.– O ile nie zdradzisz co, nie – burknąłem.– Nic nie pamiętam.– Tę noc, kiedy zakradłeś się do mojej sypialni – wyjaśniła pospiesznie, wyraźnie skrępowana.– Nie odważyłeś się mnie pocałować.Popatrzyłem na nią oszołomiony.Akurat tych słów spodziewałem się najmniej.– Nnie… nie odważyłem się – wydukałem, przełykając ślinę, żeby zwilżyć zbyt suche gardło.– Zawsze zastanawiałam się dlaczego…Po plecach przebiegł mi paraliżujący dreszcz.Zacisnąłem spocone dłonie, czując pustkę w głowie.– Bo zależało mi, żebyś też tego pragnęła.Momentalnie się zaczerwieniła, tak mocno, że jej policzki zaczęły żarzyć się w mroku niczym latarenki.Wyglądała komicznie, lecz i… niesamowicie pociągająco.– Teraz się odważysz? – spytała ledwo słyszalnie.Zmysły w jednej chwili jak gdyby mi się wyostrzyły
[ Pobierz całość w formacie PDF ]