[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.14.MINA ROTACYJNAZ trudem przebrnęliśmy ostatnie kilkadziesiąt jardów do murów Imperiał College.Ku mojemu przerażeniu zobaczyliśmy, że drogę zagradza nam zamaskowany żołnierz z karabinem.Odważny, ale najwyraźniej pozbawiony wyobraźni, pozostał na posterunku, podczas gdy ulica przed nim spływała krwią.Na widok Nebogipfela otworzył szeroko oczy ukryte za ochronnymi okularami.Nie rozpoznał mnie i zdecydowanie odmówił nam przejścia bez odpowiedniego upoważnienia.W powietrzu rozległ się kolejny gwizd.Wszyscy skuliliśmy się – nawet żołnierz przycisnął broń do piersi jak totemiczną tarczę – ale tym razem pocisk spadł w znacznej odległości od nas.Nastąpił błysk, rozległ się brzęk tłuczonego szkła i zadrżała ziemia.Moses podszedł do żołnierza z zaciśniętymi pięściami.Rozpacz z powodu bombardowania przekształciła się u niego w złość.–Słyszałeś to, ty przeklęty fagasie w mundurze?! – ryknął.– I tak wszystko ogarnął chaos! Czego strzeżesz? Jaki to ma jeszcze sens? Czy nie widzisz, co się dzieje?Strażnik wycelował karabin w pierś Mosesa.–Ostrzegam cię, kolego…–Nie, on tego nie widzi.Stanąłem między Mosesem i żołnierzem.Przeraził mnie ewidentny brak samokontroli u niego, bez względu na przenikającą go rozpacz i smutek.–Może znajdziemy inną drogę – odezwał się Nebogipfel.– Jeżeli mury college’u są podziurawione…–Nie – oświadczyłem z determinacją.– To droga, którą znam.Podszedłem do żołnierza.–Posłuchaj, żołnierzu, nie mam upoważnienia, by tu wejść, ale mogę cię zapewnić, że odgrywam ważną rolę w tej wojnie.Żołnierz zwęził oczy.–Zadzwoń – upierałem się.– Poślij po doktora Wallisa.Lub profesora Gödela.Poręczą za mnie, jestem tego pewien! Przynajmniej sprawdź, proszę.W końcu – z wycelowaną w nas bronią – żołnierz cofnął się w drzwiach i zdjął lekką słuchawkę telefoniczną ze ściany.Przeprowadzenie rozmowy zabrało mu kilka minut.Czekałem z narastającą udręką.Nie mogłem znieść myśli, że moja ucieczka w czas nie dojdzie do skutku z takiego błahego powodu – po pokonaniu tylu dotychczasowych przeszkód! W końcu powiedział niechętnie:–Macie iść do biura doktora Wallisa.Po tym oświadczeniu dzielny żołnierz odsunął się na bok i weszliśmy, pozostawiając za sobą chaos panujący na ulicy i wkraczając do dość spokojnego wnętrza Imperiał College.–Zgłosimy się u pana Wallisa – powiedziałem mu.– Proszę się nie martwić.Dziękuję!Wkroczyliśmy w labirynt krytych tuneli, które już wcześniej opisałem.Moses odetchnął z ulgą.–Takie to już nasze szczęście – powiedział – że trafiliśmy na jedynego żołnierza w całym przeklętym Londynie, który nie zszedł z posterunku! Beznadziejny głupiec…–Jak może się pan tak pogardliwie o nim wyrażać? – warknąłem.– To zwykły człowiek, który jak najlepiej stara się wykonywać swoje obowiązki w trakcie tego całego… szaleństwa, do którego nie przyłożył ręki! Czegóż jeszcze pan chce od człowieka?–A co z wyobraźnią? Ze sprytem, inteligencją, inicjatywą…Zatrzymaliśmy się, stając twarzą w twarz.–Panowie – odezwał się Nebogipfel.– Czy to odpowiednia pora na takie spory?Spojrzeliśmy obaj na Morloka, a potem na siebie.Dostrzegłem w twarzy Mosesa strach połączony z bezbronnością, którą ukrył pod maską gniewu.W jego oczach malował się wyraz przerażenia.Skinąłem do niego głową, próbując go uspokoić.Po chwili odsunęliśmy się od siebie.–Oczywiście, ty się nigdy nie spierasz, prawda, Nebogipfelu? – zapytałem, próbując rozładować napięcie.–Tak – odparł lekkim tonem Morlok.– Po prostu to nie leży w mojej naturze.Ruszyliśmy pospiesznie w dalszą drogę.Dotarliśmy do głównego biurowca i zaczęliśmy szukać pokoju Wallisa.Szliśmy korytarzami wyłożonymi dywanem, mijając rzędy drzwi z mosiężnymi tabliczkami.Światła nadal się paliły – przypuszczałem, że College ma własne, zabezpieczone źródło energii elektrycznej – a dywan tłumił odgłos naszych kroków.Nie zauważyliśmy nikogo w pobliżu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]