[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Opowiem wszystko u Itchy’ego, ale i tak mi nie uwierzysz.–A te kobiety? Słyszałem, że mają kobiety o wszystkich kolorach skóry.–Ale ty jesteś poinformowany.Tak, owszem, ale tu jest pewien szkopuł.To nie są po prostu dupy.Na tym statku, na który mnie zaniosło, kapitanem była Murzynka.Azjatki, Meksykanki i Murzynki są oficerami.Mówię ci, głowa tylko mi latała.Bóg jeden wie, jak oni mogą pracować w tych warunkach.–Pieprzysz.–Ani trochę, brachu.Przyniosłem coś.Zobaczysz.–Kapitanem była Murzynka, mówisz – mruknął Tui.– Myślisz, że to ta sama, którą znaleźli na plaży razem z Japońcem? Może Klan to zrobił.Teraz na wyspie pełno jest chłopaków z Południa.Jim wzruszył ramionami.Słyszał czterdzieści trzy różne wersje tego, co miało się zdarzyć kapitan Anderson, ale mało go to obchodziło.To nie była jego sprawa.Dotarli do biura, drewnianego domu z ręcznikami zamiast zasłon w oknach z powybijanymi szybami.Tui zatrzymał się gwałtownie.W odróżnieniu od podwórka i całej okolicy, w środku było czysto, schludnie i nawet wygodnie.Wnętrze wydawało się przestronne, większe nawet niż powinno.W rzeczywistości główny pokój sięgał w głąb budynku na sąsiedniej parceli, gdzie mieścił się skład drewna, też część imperium Itchy’ego.Dopóki nie groziła im japońska inwazja, dopóty wojna dobrze wpływała na interesy Itchy’ego.Przez wyspę przewijały się tysiące poborowych, wysyłanych potem do Australii i na Wyspy Salomona, a to oznaczało całą rzekę pieniędzy.Na dodatek byli to o wiele lepsi klienci niż sknery przylatujące przed wojną na pokładzie China Clipper.Z drugiej strony, w mieście pojawiła się masa uzbrojonych mundurowych, którzy potrafili zabijać i nie mieli zamiaru bać się goryli Itchy’ego.Po łomocie, jaki Tui i chłopaki dostali od nich parę razy na Hotel Street, Itchy musiał wycofać się z hazardu i skupić bardziej na barach, burdelach i drobnych oszustwach.Szybko też się przekonał, że jeśli będzie uprzejmy i da żołnierzowi napić się i podupczyć, ten sam odda mu potem swoje pieniądze.Pod ścianami stały jego narzędzia pracy: skrzynki skradzionego alkoholu, papierosów i artykułów żywnościowych.Dziewczyny tutaj nie zaglądały.Zwykle w ogóle nie wychodziły ze swoich przybytków.Jim wiedział, że pod biurkiem szefa kryje się sejf, a to znaczyło, że był naprawdę zaufanym człowiekiem.Osoba niepowołana nie pożyłaby długo z tą wiedzą.Wielki Itchy trzymał w sejfie każdego dolara.Nie ufał bankom.Banki były pełne Żydów.–Aloha, Jimmy – przywitał go ważący dwieście czterdzieści funtów gangster, który siedział na fotelu dokładnie nad swoim bogactwem.– Żyjesz.To dobrze.Wojna już się skończyła.–Nie.Raczej nabiera rozpędu.–To czekają nas tłuste lata.–Z każdym dniem będzie coraz lepiej.Jim rozpiął koszulę.W pokoju było poza nim sześciu mężczyzn – Itchy, Tui i czterech milczących osiłków.Itchy był szczególnym pracodawcą.Wszystkim dawał równe szanse.Jako syn białego plantatora i miejscowej dziewczyny nikogo nie dyskryminował.Jeżeli ktoś potrafił strzelać albo rzucać nożem i trzymał gębę zamkniętą, mógł spokojnie patrzeć w przyszłość.Z tych czterech, którzy stali bez słowa, gdy Jim rozpinał koszulę, jeden był Kanakiem, jeden miejscowym Japończykiem, dwaj byli biali.Pod koszulą Jim był cały obandażowany.–Jakiś mąż cię przyłapał? – spytał Tui.Jim tylko się uśmiechnął.Sięgnął do wybrzuszenia bandaży pod prawą pachą i szarpnął plastry.Po chwili trzymał w dłoni flexipad.–Sporo roboty, żeby przenieść pudełko cygar – powiedział Itchy.– Co tam masz? Złoto?–Nie – odparł Jim, zdejmując resztę bandaży.– Niemniej owszem, ten drobiazg wart jest swojej wagi w złocie.Patrzcie.Umiał już dość dobrze obsługiwać urządzenie, włączyć je i w kilka sekund załadować plik mpg z filmem Casablanca.Podał flexipad zaintrygowanemu gangsterowi, a sam włożył z powrotem koszulę.W pokoju rozległa się ścieżka dźwiękowa filmu.Głośno i bardzo wyraźnie.Niektórzy podskoczyli lekko, ale zaraz zebrali się za szefem.–Cholera! Słyszałem o tym – powiedział jeden z białych.– To najnowszy film Bogarta.Podobno świetny.–Tak, ale lata miną, zanim go tutaj zobaczymy – dodał Japończyk.Ekran był raczej niewielki, ale obraz ostry.Stłoczeni wkoło kryminaliści cieszyli się jak dzieci.–A masz może coś z Edwardem Robinsonem? – spytał jeden z nich.– Uwielbiam jego filmy.To było genialne, jak posprzątał z pistoletem maszynowym całą ekipę.–Więc to prawda – powiedział Tui.– Oni cofnęli się w czasie.–Raczej poniosło ich w bok, jak mówią.–Nie rozumiem.–Chyba nikt tego do końca nie rozumie – odparł Jim.– Ale w sumie, co za różnica? Są tutaj.Przytargali całą masę różnych cudów, w tym i to coś.Ludzie zapłacą za to każde pieniądze.I za informację o nich też.Nie do wiary, ile oni wiedzą.– Jim roześmiał się.– Pomyśl tylko, Itchy, jakie to otwiera możliwości.Korpulentny gangster niechętnie oderwał spojrzenie od ekranu.Reszta, poza Tui, gapiła się dalej na film.–Co chcesz przez to powiedzieć?–Ta maszynka nazywa się flexipad.To nie tylko miniaturowe kino, ale także telefon, chociaż nie działa najlepiej teraz, gdy nie mają sieci satelitarnej.– Ostatnie słowo wypowiedział powoli, aby na pewno się nie przejęzyczyć.– Może też robić jako automatyczna biblioteka.W dwie minuty obliczy podatki za cały rok – dodał z uśmiechem, budząc powszechną wesołość.– Ich lekarze mają takie flexipady, którymi wystarczy przesunąć nad ciałem, aby dowiedzieć się, czy ktoś jest chory, a jeśli, to na co.Mają też na nich gry.Pokażę wam je, inaczej mi nie uwierzycie.Przede wszystkim jednak trzymają tam masę informacji.–Znowu te informacje.O czym ty gadasz? Myślisz, że potrzebne mi promienie śmierci? Mój stary shotgun świetnie mi służy.–Nie o to chodzi – rzekł Davidson.– Chociaż promienie też by się przydały; chyba znam paru chłopaków z syndykatu, którzy byliby zainteresowani.Przede wszystkim myślę jednak o naprawdę cennych informacjach.Nie chciałbyś na przykład znać nazwisk zwycięzców derbów Kentucky w ciągu najbliższych pięciu lat?Wszyscy zamarli.Niektórzy nawet przestali oddychać.Jim wyciągnął rękę po flexipad.Zamknął film z Bogartem i wywołał stronę, którą sam załadował wcześniej z fleetnetu.Nigdy jeszcze nie był tak dumny z siebie jak wtedy, gdy mu się to udało.Wykorzystał cały swój spryt, aby zostać dopuszczonym do klawiatury, i szybko odkrył, że posługiwanie się podobnym sprzętem naprawdę wymaga inteligencji.Pierwotnie chciał odszukać wyniki rozgrywek piłkarskich, ale niczego nie znalazł.Założywszy zatem, że wśród tysięcy marynarzy powinien trafić się chociaż jeden miłośnik wyścigów, zaczął nowe poszukiwania.Tym razem udane.–Rzecz w tym, że musimy działać szybko.Na pewno ktoś jeszcze wpadnie na ten pomysł, może już za parę dni [ Pobierz całość w formacie PDF ]