[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tak.Wszystko to, co zostanie powiedziane podczas przesłuchań na policji.Hanne Wilhelmsen dobrze o tym wiedziała.Tego samego dnia przed południem poświęciła godzinę na przeczytanie zeznań tych czterech kobiet.- Wiele osób przyjeżdża tutaj samotnie?- Trochę takich jest.Na ogól podróżują z rodzinami, a jeszcze inni przyjeżdżają do bliskich, którzy już przebywają w Norwegii.- Słyszałam, że niektóre osoby giną.- Giną?- Znikają z systemu i nikt nie wie, co się z nimi dzieje.- Aha, w ten sposób giną.No tak, to się zdarza.- I co wtedy robicie?- Nic.Billy T, podniósł wreszcie swoje potężne ciało z parapetu.Tylek mu zmarzł od siedzenia przez dwadzieścia minut na zepsutym klimatyzatorze.Wolnym krokiem okrążył Hanne i stanął, jedną ręką opierając się o pokrytą emalią półkę na książki.Spojrzał na świadka z góry.- Teraz przystąpimy do rzeczy, Iversen.Jak zwykle spędzasz weekendy?Mężczyzna nie odpowiedział.Drapanie przybrało na intensywności.- Niech pan przestanie się drapać - rzuciła Hanne zirytowana.Cato Iversen był bliski rozpaczy, ale starał się nie pokazać tego po sobie.Policjanci bacznie mu się przyglądali, lecz wciąż widzieli jedynie lekkie zdenerwowanie.Nie miał pojęcia, co powiedzieć, dlatego postanowił mówić prawdę.- Jeżdżę ciężarówką - odparł cicho.Billy T, i Hanne wymienili uśmiechy.- Jeździ pan ciężarówką? - powtórzyła Hanne.- Czy w sobotę dwudziestego dziewiątego maja też pan jeździł ciężarówką? A w niedzielę trzydziestego?Niech to szlag! Mieli go.Do tej pory tylko mydlili mu oczy.Mimo niedawnego wybuchu Hanne Wilhelmsen nie przestawał drapać dłoni.W końcu poczuł ból.- Chcę rozmawiać z adwokatem! - zawołał.- Nie powiem nic więcej, dopóki nie porozmawiam z adwokatem!- Ależ, drogi panie Iversen - powiedział Billy T, miękkim głosem i przykucnął przed nim.- Przecież pan nie jest o nic oskarżony.- Ale jestem o coś podejrzewany.- Iversen miał już Izy w oczach.-1 mam prawo do skorzystania z pomocy adwokata!Hanne pochyliła się nad biurkiem i wyłączyła magnetofon.- Proszę posłuchać, Iversen.Niech to będzie dla pana jasne.Przesłuchujemy pana jako świadka.Nie jest pan ani podejrzany, ani oskarżony.Nie ma pan więc prawa do korzystania z pomocy obrońcy.Może pan natomiast w każdej chwili wyjść z tego pokoju.Jeśli mimo wszystko upiera się pan przy rozmowiez adwokatem, a dopiero potem będzie chciał pan jeszcze porozmawiać z nami, to proszę bardzo.- Sięgnęła po telefon i postawiła go przed nim.Obok rzuciła książkę telefoniczną, żółte strony.- Proszę - powtórzyła.Prędko sprawdziła, czy na wierzchu nie leży nic, czego Iversen nie powinien oglądać, zabrała z biurka plik spraw, Billy'ego T.i wyszła.W drzwiach jeszcze się zatrzymała.- Wracamy za dziesięć minut.***Trwało to trochę dłużej.Siedzieli przy szklankach porannego naparu Hanne.Lód się stopił, cukier opadł na dno prawie pustego już kociołka, a gorycz taniny sprawiła, że napój przestał już być tak orzeźwiający jak kilka godzin wcześniej.- Resztę pociągniesz sama - powiedział Billy T.- Ja się prawie nie musiałem odzywać.- Samym swoim wyglądem skłonisz niewinnego, żeby się przyznał - roześmiała się Hanne i opróżniła szklankę.- Poza tym nie wiem, czy on jest gotowy do zwierzeń.- Z jakiegoś powodu się trzęsie, to pewne - orzekł Billy T.- Ale ja mówię poważnie, muszę już lecieć.Jestem śmiertelnie zmęczony.Ty na pewno też - dodał, próbując popatrzeć jej w oczy.Hanne nie odpowiedziała, uniosła tylko pustą szklankę jak do toastu, kiedy Billy T, wychodził.Zamiast niego wpadł jak burza Erik Henriksen.- Znalazłem ją! - wysapał.- Wybierała się tutaj.Dosłownie wpadłem na nią w drzwiach.Czego ty od niej chciałaś?***Zorganizowanie okazania zajęło tylko półtorej godziny.W policji znalazło się zaskakująco wielu szerokich w barach jasnowłosych mężczyzn o rzedniejących czuprynach.Pięciu z nich stało teraz z Catonem Iversenem.Po drugiej stronie lustra fenickiego Kristine Håverstad gryzła paznokcie.Przecież nie po to tu przyszła.Prawie się zderzyła z piegowatym funkcjonariuszem, kiedy wciąż pełna ogromnych wahań wchodziła do budynku policji.Ciągle jeszcze miała czas, żeby się wycofać, gdy ten rozpromienił się na jej widok i pociągnął za sobą.Na szczęście nic nie musiała mówić.Sierżant Hanne Wilhelmsen wyglądała na bardziej zmęczoną niż przed kilkoma dniami.Jej oczy były jakby bledsze, usta bardziej napięte i miały w sobie więcej goryczy.Tydzień temu wydala się Kristine Håverstad zaskakująco piękna, teraz była bardziej zwyczajną nieumalowaną kobietą o ładnych rysach.Nie tryskała też entuzjazmem, chociaż okazywała życzliwość i otwartość.Sześciu mężczyzn weszło jeden za drugim jak stadko dobrze odkarmionych gęsi.Kiedy pierwszy dotarł do końca pomieszczenia, wszyscy jednocześnie się odwrócili i spojrzeli w szybę.Kristine wiedziała, że jej nie widzą.Nie było go tam.Wszyscy trochę go przypominali, ale żaden z nich nie okazał się tym, który ją skrzywdził.Poczuła łzy cisnące się do oczu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]