[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Maryśka patrzyła z zazdrością, jak kupował kochanej mamie czekoladki, jak sprawdzał, czy aby nie za lekko się ubrała.To przecież ja nie dbam nigdy o siebie, to przecież ja ubieram się za lekko, a on nigdy jeszcze nie zwrócił na to uwagi - myślała z żalem Maryśka.Jest tylko dziecko, potem matka, a na końcu ja.Tyle już było dowodów, a ja ciągle łudzę się, że on mnie kocha, że nie potrafi beze mnie żyć.Doskonale potrafi.Maryśka płakała w sypialni, tłumiąc łkanie w poduszce.- Co ci jest, Marysiu? - pytał bezradnie Kazik.- Czy jesteś chora?- Odejdź ode mnie! Nie podchodź nawet! Jestem zdrowa, tylko nieszczęśliwa!2 2 9- To co robić? - zatroskał się.- Srać i drobić! - zawołała.Płacz przeszedł w śmiech z jego zgorszonej miny.- Dobrze, że mamusia tego nie słyszy - pocieszył się.- Słyszy, słyszy, bądź spokojny, na pewno stoi za drzwiami z wielkim uchem.Ta nasza Geniusia to, niestety, po niej odziedziczyła uszy i nos.Teściowa odpłacała jej pięknym za nadobne.- Włoski Geniusia ma takie marne, to po Marysi - biadoliła.- Mój Kaziczek czuprynę ma gęstą.- A mama ma za to długi język - odcinała się Maryśka - i za wielkie uszy.Pewnie słyszała, co mówiłam w sypialni?- A gdzież tam! - żegnała się nabożnie teściowa.- Modli się pod figurą, a diabła ma za skórą.Miary dopełniło podtykanie przy stole Kazikowi co najlepszych kąsków.- Jedz, jedz, ty pracujesz na cały dom - kadziła Kazikowi, a ten rozpływał się w szerokim uśmiechu.- A ja?! - wstała gwałtownie od stołu Maryśka.- Ja to nie pracuję?! Na mojej głowie wszystko, cały dom! I dziecko, i służące.- Przecie on sędzia - machała rękoma teściowa.- To niech mama weźmie sobie tego sędziego! Jak się żenił, to był taki zabiedzony, a też był sędzią, tylko że zamiast Marysi miałMarię Chmurę! Kochanicę! Tak, tak, co mama takie oczy robi?!Niby nie wie?! Do tej pory by mąkę i kasze po ulicach zbierał w Grajewie! - krzyczała Maryśka, aż teściowa wstawała od stołu, koczek siwych włosów trząsł się jej z oburzenia.Kazik wychodził, trzaskał drzwiami.I robił się sądny dzień.Wieczorem to Maryśka przykładała ucho do drzwi gościnnego pokoju, gdzie teściowa szeptała z Kaziczkiem.- A mówiłam, żebyś się żenił z tą nauczycielką, lepiej byś zrobił, mówiłam - dolatywały strzępy żalów teściowej - ta nadto energiczna, nadto kłótliwa.Maryśka zamarła pod drzwiami.Co on jej odpowie? Czy przyzna rację?- Mamusiu - chodził gwałtownie po pokoju Kazik - mamusiu, jaka jest, taka jest, ale mnie potrzebna.To dobra żona i matka.2 3 0Serce skoczyło w piersiach z radości.Knowania teściowej stały się nieważne.Powiedział to! Jednak powiedział wprost! Nie tak, jak by chciała, ale jednak powiedział.Wykrztusił to!- Chodź tu, Kaziczku - zawołała donośnie z sypialni.-Gdzie ty się podziewasz?Stanął w drzwiach niepewny, przestraszony jej wołaniem.Podeszła do niego, wspięła się na palce, zaczęła całować w oczy, w czoło, spadły okulary, szukali ich oboje, w łóżku wbrew zaleceniom doktora Kaziczek nie pamiętał przez chwilę o oszczędzaniu sił.- Może z tego.może z tego będzie druga Geniusia - wyszeptałzmęczony, ocierając czoło.- A Boże broń! - zaśmiała się - wystarczy już tej jednej!Tylko pamiętaj, obiecaj mi, że żadnych nie będzie knowań z twoją matką! I masz jej powiedzieć, pamiętaj, masz podkreślić, że ja pracuję tak samo jak ty! Jeszcze więcej! Nigdy jej nie potakuj, kiedy na mnie napada choćby to było tylko dla świętego spokoju.A teraz opowiedz mi, co to za nauczycielka z którą chciałeś się ożenić!Nauczycielka zjawiła się po jakimś czasie sama.Z walizeczką i z prośbą o udzielenie gościny przez kilka dni, bo szuka właśnie w Lidzie pracy, a starsza pani Lulewiczowa poradziła, żeby tu się zatrzymać, u jej syna.- I u synowej - dodała Maryśka - i u synowej.- Ależ ma się rozumieć - słała jej fałszywe uśmiechy nauczycielka.Kaziczek zażądał czystej koszuli w niebieskie paski i dobrania odpowiedniego do niej krawata, a po kolacji śpiewał zamknięty w sąsiednim pokoju.Nauczycielka wystudiowanym gestem poprawiała włosy, upuszczała przy nim chusteczki, chwaliła jego piękny tenor i po jakimś czasie stało się dla Maryśki jasne, że nie chodzi tu o żadne szukanie posady, tylko o rozbicie ich małżeństwa.Jednym słowem, była to koronkowa robota jej teściowej, a Kaziczek, ten biedny safanduła, niczego się nie domyślał, szedł na lep jej przymilnych słówek, a nawet - szarmancko, on, taki nieuważny, podawał jej płaszcz, depcząc przy tym po nogach.I to przekonało Maryśkę ostatecznie, bo nauczycielka zamiast krzywić się z bólu, 231szeptała zalotnie: - To nic, to nie szkodzi, pan sędzia jest taki niesłychanie uprzejmy.Nauczycielka została odprawiona po paru dniach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]