[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Adama i Jesse przetrzymywano na plantacji drzewekpołożonej na falistych ziemiach nieopodal Ben-ton City,małego miasteczka około dwadzieścia minut drogi odRichland.Chociaż plantację zamknięto już jakiś czas temu, mijaliśmycałe akry czekających na ścięcie drzew.Rozpoznałam różne gatunki klonów i dębów, a także sporososen.Olbrzymi budynek, z pewnością wspomniany przez Davidamagazyn, stał za domem, na którym wisiał znak agencjinieruchomości o dumnej treścisprzedany.Z Samuelem u boku przycupnęłam w rowie otoczonymgęstwiną oliwników i zaczęłam się rozglądać.Niedostrzegłam żadnych pojazdów, więc prawdopodobniewszystkie zaparkowano po drugiej stronie magazynu.Christiansen powiedział, że plantacja drzewek zostałazakupiona przez miejscową winiarnię, która zamierzaławykorzystać ziemię pod uprawę winogron.Ponieważ niktnie planował nic sadzić aż do wiosny, dom i magazyn miałystać do tego czasu puste.Znak agencji nieruchomości potwierdził przypuszczenie, żejeden z wilków Adama zdradził.Po nadto podpowiedział minazwisko zdrajcy.Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do Darryla.Zdążyłamsię nauczyć jego numeru na pamięć.–Czy rozmawiałeś już z Johnem Cavanaughem? – zapytałam.John Cavanaugh należał do tych wilków, których nie znałamzbyt dobrze.Był u Warrenapodczas naszej narady wojennej.Głęboko odetchnęłam.Darryl nie zwrócił na to uwagi, ciągle zirytowany faktem, że mu nie powiedziano, co dokładnie robimy.No i tym, że musiał słuchać rozkazów Samuela.–Tak jak mnie poinstruowano, nie zostawiam wiadomości na automatycznych sekretarkach.To oznacza, że może nam braknąć ludzi.–Patrzę teraz na nazwisko Johna Cavanaugha na znaku agencji nieruchomości.Ten znak wisi na plantacji drzew, gdzie przetrzymują Adama.Zapadła długa cisza.– Rozumiem – powiedział w końcu Darryl i przerwał połączenie.Cóż, może i nie był wylewny, ale wystarczyło, że miał łeb na karku.Nikt nie zadzwoni do Johna Cavanaugha po pomoc ani teraz, ani nigdy więcej.Może powinno było bardziej mnie zmartwić, że właśnie podpisałam na kogoś wyrok śmierci.Wolałam jednak poczekać, aż Adam i Jesse znajdą się bezpieczni w domu, zanim zacznę żałować Ca-vanaugha.Siedzący obok Samuel cicho zaskomlał.–No dobrze – powiedziałam i zaczęłam się rozbierać.Było zimno.Nie tak zimno jak w Montanie, ale wciąż zbyt chłodno, żeby czuć się swobodnie nago.Uważając na kolce oliwnika, ściągnęłam z siebie ubranie, zwinęłam je niedbale i wyłączyłam telefon.–Nie musisz na mnie czekać, żeby tam wejść -powiedziałam.Samuel nie reagował, wciąż się na mnie gapiąc.Westchnęłam w poczuciu, że jestem wykorzystywana, i przybrałam postać kojota.Czując ponownie rozkoszne ciepło, przeciągnęłam się, zamerdałam ogonem i ruszyłam w stronę magazynu.Wciąż było jasno, więc obrałam okrężną drogę, aby nikt mnienie zauważył.Wiedziałam, że Samuel podąża tuż za mną, mimo że ani razu go nie spostrzegłam.Imponujące, zważywszy na jego umaszczenie – biel jest dobra w ośnieżonej Montanie, ale nie na tle szaro-brązowej zimy stanu Waszyngton.Róg aluminiowej ściany magazynu był nieco wygięty w miejscu, o którym mówił Christiansen.Nie poszło łatwo, ale w końcu dostałam się do środka kosztem niewielkiej ilości sierści.Nos podpowiedział mi, że jakiś inny kojot i kilka mniejszych zwierząt korzystało z tej samej trasy w ciągu ostatnich kilku miesięcy.Jeśli Gerry lub jeden z jego wilków wyczują mój zapach, istniała szansa, że pomylą go z zapachem zwykłego kojota.Przepastny magazyn wypełniało powietrze równie zimne, co na zewnątrz.Choć Christiansen powiedział, że znajdę kryjówkę beż problemu, spodziewałam się, że magazyn będzie pusty.Nic badziej mylnego.Wokół stały setki, jeśli nie tysiące skrzyń o wymiarach palety towarowej i z wysokimi na metr sklejkowymi bokami, które przeżerała wilgoć.Skrzynie ułożono jedna na drugiej, po trzy na stelażach sięgających aż do sufitu, jakieś dziewięć metrównad moją głową.Powietrze pachniało stęchlizną.Pod sufitem dostrzegłamspryskiwacze, a na podłodze system odpływów.To miałosens, jak przypuszczam.Znajdujące się w magazynie drzewkawymagały nawadniania aż do momentu przetransportowaniaich do klienta.Skrzynie na stelażu obok mnie oznaczono napisemHAMAMELIS VIRGINIAN – OCZAR WIRGINIJSKI 3'-4'.Były puste, jeśli nie liczyć wciąż wypełniającego ich wnętrzecierpkiego zapachu krzewu.Mogłabym się schować w tejpołożonej najwyżej, ale miałam obawy, że ktoś mniezauważy, kiedy będę do niej wskakiwać.Zwinęłam się więcw kłębek na cementowej podłodze pomiędzy stelażem aścianą magazynu – to miejsce wydawało sięnajbezpieczniejsze.Kazano mi czekać tak długo, aż przyjdzie po mnie jeden zwnuków Christiansena.David powiedział, że „dokonamywyciągnięcia nocą", a do tego czasu pozostawało jeszcze kilkagodzin.Gerry miał mały problem.Obecność strażników działała naAdama pobudzająco i nawet aplikowanie wilkołakowi środkaodurzającego niewiele pomagało.Wszyscy doskonalepamiętali, jak Alfaporadził sobie z kajdankami w swoim domu, więc robili, comogli, by go uspokoić.Oznaczało to, że przez większą częśćczasu Adam i Jesse przebywali sami, a strażnik czatował nazewnątrz celi.Zapach Gerry'ego denerwował Adama takbardzo, że Gerry musiał się trzymać z dala od magazynu.Mimo że mieliśmy wydostać Adama i Jesse dopiero za kilkagodzin, mogłam się do nich wcześniej zakraść i przygotowaćAdama na akcję ratunkową.Z tego powodu wynikła wcześniej sprzeczka.David chciał,żebym zaczekała, aż jego człowiek stanie na straży okołozmierzchu, ale ja nie mogłam zostawiać Adama i Jessesamych ani chwili dłużej,niż to było konieczne.David uważał, że ryzykowałam zbytwiele.Spór rozsądził Samuel.–Niech idzie.I tak to zrobi, a w ten sposób będziemy lepiejprzygotowani.David nie wyglądał na uszczęśliwionego, ale ustąpił wobecwyższej władzy – i lepszej oceny sytuacji.Samuel miał rację.Nie mogłam pozwolić, by Adam i Jesse czekali na ratunek bezochrony.Tylko Gerry znał mój zapach, a on nie zbliżał się domagazynu.Wszystkie pozostałe wilki uznałyby mnie zajednego ze zwykłych kojotów, jakich w tej okolicy żyło całemnóstwo.Musiałam jednak poczekać na eskortę, co mogło chwilępotrwać.Nie chciałam samotnie wałęsać się po magazynie,szukając miejsca, gdzie przetrzymy-wano więźniów.Oczekiwanie w pełnej gotowości i trwanie w bezruchu todwie rzeczy, które trudno pogodzić.W końcu zapadłam wlekką drzemkę.Po jakiejś godzinie obudził mnie zapachJohna-Juliana.Wychyliłam się ostrożnie zza stelażu, ale był sam.Naramieniu trzymał mój plecak.Nic nie powiedział, po prostuodwrócił się i zaczął przepychać między skrzyniami wkierunku części magazynu, którą zaadaptowano na biura.Trzy pomieszczenia znajdowały się jedno nad drugim,tworząc wysoki słup [ Pobierz całość w formacie PDF ]