[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Kocham, - powiedziałem i znowu położyłem moją głowę.– Boże, Eve.Tak bardzo cię kocham, że to mnie zabija.Nie chcę po prostu żeby to zabiło też ciebie.Patrzyłem jak odchodzi, wolnymi i pewnymi krokami, kobieta całkowicie pod kontrolą samej siebie i tego, co czuła.Po prostu nie wiedziałem, co to było, ale obawiałem się… obawiałem się, że to już nie była miłość.Opadłem na bok, zamknąłem oczy i spróbowałem wyzdrowieć.Rozdział 3*Rzeczy napisane kursywą w nawiasach to wyjaśnienia dotyczące nazw własnych, wyrażeń itp.mające pomóc w zrozumieniu kontekstu danej wypowiedziCLAIRENieznany ciężar wiatrówki sprawił, że Claire poczuła się dziwnie.Strzelała z broni, ale nigdy nie nosiła ich dookoła, nie żeby były normalnym, codziennym rodzajem rzeczy.Jak na przykład torba na książki.Głęboko tęskniła za swoją torbą na książki.Symbolizowała ona wszystko ważne w jej życiu i nagle bycie przykładnym dzieckiem dla KrajowegoStowarzyszenia Karabinowego (w oryginale the National Rifle Association (NRA) –amerykańska nie przynosząca zysków grupa wywierania nacisku, która broni posiadania broni palnej, tak samo jak strzelania, broni palnej dla swojego bezpieczeństwa i ochrony polowania i samoobrony w Stanach Zjednoczonych – przypuszczenie tłumacza)… nie.Dookoła jej nadgarstka dodała pas, który Shane wykopał na tyłach zbrojowni – trzymałmałe, zapieczętowane buteleczki na haczykach, które mogła z łatwością otworzyć.Azotan srebra.Bardzo niebezpieczny dla wampirów i draug.Była teraz prawie tak obładowana pożytkami, jak bardzo mogła być.I czuła się niesamowicie niezdarnie i dziwnie, ale to opadło, kiedy duzi, przerażający wampirzy strażnicy pilnujący drzwi głównego wejścia do budynku Rady Starszych otwarli je, a ona, Shane i Naomi wyszli na zewnątrz.To był środek popołudnia, ale było szaro i padało.To wydawało się wystarczająco złe, kiedy to wszystko się zaczęło, z pochmurnym niebem i deszczem, bo w Morganville prawie nigdy nie padało, a kiedy padało, to był gwałtowny wybuch, który oczyszczał się tego samego popołudnia.To trwało dniami… i przyniosło ze sobą draug.Póki nie znikną, pomyślała Claire, Morganville nigdy nie zobaczy ponownie słońca.Naomi świeciła w bladym świetle jak jakiś anioł – w zły sposób, ale nadal piękny.Skinęła do Claire i Shane’a i zbadała świat, który mogli zobaczyć ze schodów.Wyglądało… cicho.Tak strasznie cicho.Rozciągający się przed budynkiem RadyStarszych – dużej, romańskiej świątyni, ze schodami jak Strumienie Niagary z marmuru –była zieleń Placu Założycielki, z drzewami, stawami, chodnikami i antycznym oświetleniem, które próbowało zwalczyć mrok.Prawdziwe lampy gazowe, rodzaj, który syczał bardzo delikatnie, jak węże w ogrodzie.W środku zieleni była szeroka, czysta przestrzeń z podniesioną platformą.To tam przeprowadzali miastowe spotkania i gdzie – nie tak dawno temu – była klatka do przetrzymywania ludzi, którzy odważyli się spróbować zabić wampiry.Czasami byli karani tylko byciem w klatce.Czasami, jeśli wampir rzeczywiście umarł, kara była o wiele gorsza.Ale klatki teraz nie było.To była jedna rzecz, z której Claire mogła być dumna, przynajmniej… Przekonała Amelie do pozbycia się jej.Dała radę zabezpieczyć niektóre podstawowe racje dla ludzkiej populacji, ale te nie były do końca popularne, albo konsekwentnie honorowane.Oderwała swój wzrok od Placu Założycielki i jego złych wspomnień i spojrzała na samo Morganville.Nieduże miejsce.Z tego punktu widokowego mogła zobaczyć bramy Texas Prairie University, jej szkoły.Płonęła światłami, nadal, jak bekon; kiedy zmrużyła oczy, pomyślała, że mogła zobaczyć, że wszystkie bramy były zamknięte.– Nie powinni nadal tutaj być, - powiedziała do Naomi.– Studenci.- Nie są, - powiedziała Naomi.– Zostali ewakuowani, każdy z nich.Amelie mogła sobie pozwolić na wyjaśnienie katastrofy tej wielkości; są przyparci do muru żeby przykryć normalne wskaźniki ścierania się.Ścierania się.To tak wampiry to nazywały.Claire nazywała to morderstwem.– Co ona im powiedziała?- Nic.Dziekan uczynił adres i powiedział, że głębokie cięcia w stanowym budżecie wymagały od nich skrócenia semestru.Wszystkim studentom przyznano wspaniałe oceny i dostaną darmowy wstęp na wszystkie kursy na początku następnego semestru.Potem ogłosili awaryjną ewakuację opartą na wycieku chemicznym żeby ewakuować wydziały ipracowników.- To przyniesie wiele uwagi dla tego miejsca, - powiedział Shane, skanując horyzont.–Ostatnia rzecz, jakiej pragnie Morganville.Naomi wzruszyła ramionami.– To najlepsze, z czym możemy sobie teraz dać radę.Nie żeby to miało jakieś znaczenie, kiedy to się skończy; uniwersytet nigdy nie zostanie wznowiony i oczywiście opuścimy to miasto.Musimy.Amelie wkrótce zobaczy sens tego, albo Oliver.Morganville jest dla nas martwe.Powiedziała to, jakby to była wampirza religia albo coś – że ucieczka była jedyną opcją.A Claire przypuszczała, że biorąc pod uwagę długie i okropne doświadczenie, jakie wampiry miały z draug, może to nie było takie nierozsądne.Ale Amelie zdecydowała żeby walczyć.Oliver też by walczył; wyraził się jasno, że wolałby to zrobić.To co przerażało Claire , to że mógł on być teraz jedynym, oprócz Myrnina, który naprawdę odczuwał to w taki sposób.Wampiry nie były do końca bez serca, ale były niesamowicie skupione.Jeśli miały lepszą szansę przeżycia przez poświęcenie ludzi, którzy byli rzekomo pod ich Ochroną, cóż, posyłały kwiaty na pogrzeby i czuły się trochę smutne.Nie możesz im ufać, przypomniała sobie Claire.Nie kiedy chodzi o coś jak draug, coś, co może je zabić.Zawsze postawią siebie najpierw.Ale jak to naprawdę pasowało do tego, jak Myrnin się zachowywał? Albo Amelie, albo nawet Oliver, w tej sprawie? Wampiry były różne, tak jak ludzie byli różni.Niektóre uciekały.Niektóre nie.Niektóre walczyły.A niektóre, bardzo niewiele, naprawdę się troszczyły.- Mogę zobaczyć nasz dom, - powiedział Shane i wskazał.Był tam, ledwo widoczny w świetle – biały dom nie większy niż zabawka z tej odległości, wyróżniający się spośród ich sąsiadów przez Wiktoriański kształt.Żadnych lamp palących się tam.Nikt ich teraz nie potrzebował.W ogóle nie było wiele lamp palących się tam.Kilka świeczek i kominków migoczących w oknach, ale nie było teraz stałego błysku elektryczności, z wyjątkiem tutaj w sercu miasta [ Pobierz całość w formacie PDF ]